czwartek, 4 czerwca 2015

Sztuka zrozumienia 6

Kagami spodziewał się, że mecz dostarczy mu wiele emocji, że w końcu zrelaksuje się i przestanie myśleć o nodze, bezczynnemu siedzeniu w domu, Aomine... To własnie był w tej chwili najpoważniejszy problem. Niebieskowłosy przez cały mecz zachowywał się co najmniej dziwnie. To ciągłe ocieranie, głupie komentarze, cwaniackie uśmiechy i wiele, wiele innych dziwacznych gestów wobec niego. To było po prostu chore. Kagami był trochę przerażony, ale przede wszystkim był ciekawy. Czego ten głupek od niego chciał?

Wszystko popsuło się wtedy, gdy postanowił go zmacać. Przygłup kompletny. A jeszcze później zapytał się go czy jest gejem. Co miał mu wtedy powiedzieć, zignorował go. Po tych wszystkich wydarzeniach ten niebieski dureń zaczął zachowywać się naprawdę idiotycznie. Co on w ogóle miał do tego czy jest, czy nie jest gejem!? Przecież to kompletnie nie jego sprawa i... Nagle spłynęła  na niego odpowiedź, objawianie prawdy można powiedzieć. Mogłoby go to interesować gdyby on też był gejem.

Czerwonowłosy wstał z fotela, na którym siedział i skierował się do kuchni żeby zaparzyć sobie herbaty. Po tej całej chorobie nagle zaczął mieć na nią ochotę.

Aomine mógł sobie być gejem, ale to wszystko. Przecież jak się dwóch gejów spotka to nie znaczy, że od razu musza ze sobą kręcić. No chyba, że Aomine był odmienne zdania, albo po prostu to zwykły zboczeniec, który nie odpuści sobie żadnego tyłka. Ta druga możliwość wydawała się najbardziej prawdopodobna, nie był przecież idiotą tylko wrednym i zbyt pewnym siebie dupkiem. A jeżeli już postanowił się zacząć obok niego kręcić to na pewno szybko sobie nie odpuści. Pazerny dureń, wszystko i każdego by chciał. A on Kagami Taiga nie da mu się tak po prostu!

Z tą myślą zaczął przygotowywać się psychicznie na przyjście Aomine.
                                                    
                                                    *   *   *

- Kagami gdzie jesteś? - niebieskowłosy wszedł do domu Kagamiego już od progu go szukając.

- W kuchni! - usłyszał stłumiony głos czerwonowłosego.

Niebieskowłosy był naprawdę zadowolony z rozwoju wypadków. Na meczu wyraźnie wzbudził zainteresowanie Kagamiego i czuł, że już niewiele mu brakuje do całkowitego wyrwania go. A gdy to zrobi łóżko czerwonowłosego jest naprawdę duże. 

- Przyszedłeś dzisiaj wcześnie. - zagaił Kagami, idąc z herbatą do pokoju.

- Tak. Ostatnio byłem dupkiem i głupio się z tym czuje. - miał nadzieję, że brzmi odpowiednio przekonująco. Może i wiedział, że nie powinien być wobec niego taki wredny, ale nie miał w zwyczaju przepraszać.

- Ty nie przepraszasz. - tak jakby czytał mu w myślach.

- Każdy czasem to robi, a ja wcale nie jestem takim dupkiem za jakiego mnie masz.

- Nie jesteś? - zapytał nieumiejętnie kryjąc kpinę w głosie.

- Nie jestem, po prostu ty jesteś uprzedzony.

Czerwonowłosy nic mu na to nie odpowiedział autentycznie go szokując. To w ogóle nie pasowało do  Kagamiego, który godzinami potrafił się z nim bezsensownie wykłócać o najmniejszą błahostkę. Był uparty. To było w nim nawet trochę fajne. No nie tylko to, ale on nigdy nie był dobry w takich sprawach. W jego podrywie nigdy nie chodziło o to żeby być szczerym, przecież nie miał zamiaru wchodzić z nim w jakieś bliższe kontakty. Chodziło mu tylko o seks.

- A teraz Aomine - zaczął Kagami siadając na kanapie i klepiąc miejsce obok siebie. - usiądź i powiedz o co ci chodzi.

Okej to było dziwne, niebieskowłosy naprawdę nie był pewny o co mu chodzi. Usiadł jednak obok niego.

- Nie bardzo wiem o co ci chodzi.

- I czego jeszcze kłamiesz dupku. Chcesz mnie zaciągnąć do łóżka, co nie?

Odrobinę go zatkało bo nie miał pojęcia, że ten tak po prostu podejdzie do sprawy i bez ogródek zapyta się go o to. Postanowił nie dać się jednak zbytnio zaskoczyć i skoncentrować się na tym czego dokładnie czerwonowłosy od niego oczekiwał.

- Więc obejdziemy się bez podchodów. Miło, że i ty masz prawidłowe zadnie o tym.

- Prawidłowe? - Kagami posłał mu gardzące spojrzenie. - Prawdziwy z ciebie kutas.

- I to jaki wielki. - posłał zachęcający mu uśmiech.

- Mam cie kompletnie gdzieś idioto. Nigdy bym się z tobą nie przespał musiał bym chyba najpierw zwariować. Nie jestem taki jak ty i naprawdę nie interesuje mnie to wszystko. Chcesz się pieprzyć? Idź na dziwki.

- Nie bądź taki...

- Zamknij się. - syknął zirytowany Kagami. - Wyjdź natychmiast z mojego domu i więcej tu nie wracaj, nie potrzebuje pomocy, na pewno nie twojej.

Zdenerwowany niebieskowłoy wstał z kanapy i czym prędzej wyszedł z jego domu.

Kagami jeszcze przez chwilę siedział, mimowolnie zaciskając pięści. Ten kutas naprawdę miał zamiar go przelecieć i olać. To było chamskie i po prostu... on taki na pewno nie był. Przez pewien czas kiedy niebieskowłosy mu pomagał był pewien, że w końcu się dogadali, zrozumieli. Nie było pomiędzy nimi jakichś konfliktów nie licząc przyjacielskich złośliwości. Niektórzy po prostu się nie nadając by w jakikolwiek normalnie żyć. On naprawdę chciał, ale co to są chęci kiedy spotyka się prawdziwego dupka. Najbardziej liczyły się chęci, ale one same jeszcze nic nie znaczą. To koniec.

                                                THE END

______________________________________________________
Tak jak zapowiedziałam po powrocie, jak skończę wszystkie opowiadanie zamykam bloga. Wiadomo nie usnę go może kiedy jakaś zbłąkana dusza trafi tu i przeczyta coś. 
Naprawdę dobrze mi się dla was pisało, ale nie mam już chyba takiej chęci jak kiedyś  żeby to pisać. Przepraszam tych, którzy by chcieli żebym dalej pisała.

wtorek, 26 maja 2015

Sztuka zrozumienia 5

Kagami już od dobrej pół godziny czekał na tego idiotę Aomine, który miał mu pomóc dostać się na boisko. Nie miał zbyt dużych trudności gdy chodził po płaskim podłożu, ale gdy w grę wchodziły już na przykład schody to pomoc była mile widziana. Chłopcy z drużyny postanowili rozegrać mały mecz naprzeciw siebie, specjalnie dla niego, ponieważ przez swoją nogę nie chodził nawet do szkoły i nie mógł choćby pooglądać treningów. Drużyna postanowiła, więc wyjść mu na przeciw i zagrać.

Był szczerze podekscytowany na samą myśl zobaczenia meczu. Rozgrywka na żywo to nie to samo co w telewizji. Oglądając mecz na ekranie nie potrafił wskrzesić w sobie tych uczuć, które towarzyszyły mu w oglądaniu meczu na żywo.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby tylko Aomine postanowił się ruszyć. Nawet jeżeli wiedział, że nie zaczną bez niego to nadal nie chciał się spóźnić.

Po kolejnych kilku minutach usłyszał dzwonek do drzwi i czym prędzej pokuśtykał by je otworzyć.

- Dłużej się nie dało? - warknął na niebieskowłosego, wychodząc z domu i od razu zamykając drzwi na klucz. Nie miał czasu teraz się z nim kłócić, mały opieprz w zupełności wystarczy.

- Spokojnie ogierze nie zaczną bez ciebie. - rzucił bezczelnie posyłając uśmiech czerwonowłosemu.

- Ogierze? Chyba coś ci się pomy... -przerwał w połowie zdania, uważnie przyglądając się Aomine.

Zdecydowanie, wyglądał jakoś inaczej. Inaczej niż zwykle. Trudno było mu powiedzieć o co konkretnie chodzi, ale coś po prostu było... inaczej. Nie potrafił w jakiś inny sposób tego ująć. Był całkowicie zdekoncentrowany i nie był pewien co miał teraz robić, a coś na pewno.

- Idziemy w końcu czy nie? Jeszcze kilka sekund temu wielce ci się śpieszyło, a teraz na to nie wygląda. - uśmiech Aomine był zdecydowanie zbyt irytujący i bezczelny by cokolwiek było w porządku.

- Tak chodźmy. 

Zdecydowanie zapowiadało się na coś bardzo niedobrego.
                                                
                                                   *   *   *

Oficjalnie nikt nie wiedział o tym, że Aomine mu pomaga. Nic oczywiście nie mogło się ukryć przed Riko, więc nic dziwnego, że wiedziała o nim od początku. Kuroko również się dowiedział o niebieskowłosym kiedy przyszedł do niego w odwiedziny jednego dnia. Zareagował jak to on - obojętnie.

Problemem, który był coraz bliżej była drużyna. Nie wiadomo jak mogą zareagować a on, nawet jeśli by chciał, to nie pomoże niebieskowłosemu. Mógł zdać się jedynie na Riko. Jej nikt się nie przeciwstawi.

Jak tylko pojawili się w polu widzenia, wszyscy zamarli. Gdy pierwszy szok drużyny, po zobaczeniu Aomine, minął naraz rozpętała się burza.

- Co on tu robi!?

- Czemu ten dupek tu jest!?

- Lepiej mnie trzymajcie bo inaczej...

- Zamknąć się wszyscy do cholery! - ryknęła Riko, od razu uciszając wszystkich obecnych oraz zwracając uwagę przechodniów. - Jakbyście nie zauważyli to Aomine i Kagami przyszli tu razem, więc wasz kolega zaraz na pewno wam wszystkim to wyjaśni.

Czerwonowłosy rozejrzał się po drużynie i ostrożnie zaczął.

- Jak widzicie przyszedł ze mną Aomine. - dało się słyszeć prychnięcie. - No i ten Aomine... on... przyszedł tu ze mną. Przyszedł ze mną, ponieważ... dlatego że... - nie potrafił powstrzymać się przed jąkaniem, był zbyt zestresowany tym, że zawarł niejaki "sojusz" z niebieskowłosym. - On mi pomaga.

- Jak to pomaga? - warknął Hyuuga, zaskakując całą drużynę swoją reakcją. - Zrzucił cię przecież ze schodów! I to w środku sezonu!

- No tak, ale... to znaczy wcale nie zrzucił mnie specjalnie!

W ciągu tego czasu, który spędził z niebieskowłosym, coś się zmieniło. Zmieniło się coś pomiędzy nimi i sprawiło, że nie potrafił już nawet słuchać jak ktoś oczernia Aomine. Nie chciał słuchać już tego i tym podobnych rzeczy. Nie jest już przecież dzieckiem i potrafi pogodzić się z tym, że wróg staje się... kimś innym.

- Aomine nie zrzucił mnie specjalnie to był wypadek i wina leży też po mojej stronie. - uspokoił się chcąc, aby wszyscy mogli się dogadać. - Jeżeli chcecie grać, jak to powiedzieliście dla mnie, to Aomine tez tu będzie, bo przez cały ten czas pomaga mi. A wy, żaden z was nie odwiedził mnie ani razu. No może tylko Riko i Kuroko.

Drużyna nie wyglądała już na zbyt pewną siebie. Złość i szok zamieniły się w wstyd i poczucie winy. Kagami miał rację. Oni nie zobaczyli się z nim od wypadku, a ze słów czerwonowłosego wynika, że Aomine nawet mu pomaga. Teraz  to oni wyszli na dupków.

- No... - zaczął niemrawo Furihata. - Jak pomagasz Kagamiemu i on mówi, że mu pomagasz, a nawet, że to nie przez ciebie spadł to okej. I przepraszam nie powinienem cię obrażać. - ukłonił się lekko w stronę niebieskowłosego.

Reszta chłopców stała w milczeniu bardziej interesując się swoimi butami niż, którymś z dwóch nastolatków. Riko westchnęła kręcąc teatralnie głową.

- Widać, że nikt z was oprócz Furihaty nie myśli. Jesteście kompletnymi kretynami. A teraz może byście już zaczęli ten mecz? Idioci. - mruknęła na koniec.

- No no, nie spodziewałbym się tego po tobie. - niebieskowłosy wyszczerzył się w stronę Kagmiego.

- Czego się niby nie spodziewałeś? - prychnął, siadając na ławce obok boiska.

- Jak to czego? Tej gorącej obrony. - szturchnął go przyjaźnie w ramię.

- Sugerujesz coś? - poruszył sugestywnie brwiami.

- A ty Ahomine?

sobota, 23 maja 2015

Drabble nr.10

- Masz ładne nogi Kise-kun. - powiedział Kuroko z zainteresowaniem oglądając blondyna.
- Może mam ci jeszcze podziękować za komplement, co?
- Niekoniecznie, ale to byłoby bardzo miłe z twojej strony.
- Weź już przestań i poproś tego durnia żeby pozwolił mi się ubrać! - syknął mocno rozeźlony Kise.
- To kara. Jesteś Japończykiem powinieneś mieć poczucie honoru. Co powiedzieliby na to twoi przodkowie? 
- A co mnie moi przodkowie!? Chcę się ubrać!
- Nie.
- Ale oni się na mnie gapią! A tamta babka wcześniej, mnie macała! - jęknął przywiązany do krzesła Kise.
- Jesteśmy przecież na ulicy nic dziwnego.
_____________________________________________________
Na razie tylko to, ale za niedługo dodam kolejny rozdział "Sztuki zrozumienia".
Wiem, że poprzednia notka była już dawno temu, ale tak na dobry początek mój komputer się zepsuł.
Miałam wystartować z kopyta po nieobecności, ale najwyraźniej wszystko sprzeniewierzyła się przeciw mnie. Jeszcze raz przepraszam i postaram się dodać jak najszybciej dalszy ciąg.

piątek, 24 kwietnia 2015

Krótka chwila radości 8

No cóż, można powiedzieć, że wróciłam, ale ni na długo. Szerze powiedziawszy nie mam już takiego zapału do pisania fików z KnB, więc ostatecznie z tego rezygnuję, ale nie chcę być wobec was chamska (czytaliście przecież przez cały ten czas moje wypociny, za co bardzo wam dziękuję), dlatego dokończę wszystkie opowiadnia, które mam rozpoczęte i dopiero wtedy ogłoszę ostateczna "upadłość" bloga.
________________________________________________________________________________

- Kuroko, dlaczego nie przebrałeś się na trening? – zapytała Riko marszcząc brwi. – I co robi tutaj Akashi? Nie żebym coś do niego miała, ale to raczej irytujące.

- Tak sobie siedzi, a ja… najpierw muszę coś zrobić. – powiedział niepewnie.

- Okej. – westchnęła cierpiętniczo. – W drodze wyjątku nie będę na ciebie krzyczeć. Po prostu się ogarnij, bo nie powiem jak wyglądasz. A wyglądasz naprawdę kiepsko.

- No.

Brązowowłosa spojrzał na niego jeszcze bardziej zaniepokojona, ale na razie postanowiła skupić się na treningu. Jeżeli Kuroko musi coś zrobić to to zrobi i wróci do treningu. Sprawa prosta.

Kuroko posłał niepewne spojrzenie Akashiemu, który niewzruszony czekał aż on podejmie działanie. W teorii powinien po prostu uzyskać uwagę wszystkich i powiedzieć o co chodzi. Riko ich nie zauważyła, ale on wiedział, że na Sali są wszyscy jego „adoratorzy”. W praktyce jednak nie mógł od tak powiedzieć tego wszystkiego. To naprawdę cholernie trudne.

- Długo mam jeszcze czekać? – w jednej chwili Akashi znalazł się obok niego uparcie wpatrując się w Kiyoshiego.

No tak mógł się spodziewać, że ten  upatrzy sobie w końcu kogoś z drużyny. W gimnazjum był to Murasakibara, ale teraz wybrał jeszcze ciekawiej.

- Ja… już się jakoś zbieram.

- Ale pośpiesz się, myślisz, że nie mam nic ciekawszego do roboty niż siedzenie tutaj i czekanie aż się w końcu zdecydujesz? – zapytał zirytowany.

- Tak prawdopodobnie nie masz nic ciekawszego do roboty. – odparł bezczelnie Kuroko.

- Uważaj bo sprawy nadal mogą się potoczyć dla ciebie niebezpiecznie.

- Więc co wymyśliłeś dla nich. – spytał zaciekawiony Kuroko.

Błękitnowłosy miał wyjawić wszystko pod warunkiem, że Akashi zapewni mu bezpieczeństwo. Nie wiadomo do czego dokładnie jest zdolny taki odtrącony Kagami i zresztą nie tylko on. Zawsze trzeba się jakoś zabezpieczyć nawet jeżeli może to wiele kosztować.

- Mam dla każdego z nich bardzo przekonywujący argument, na podstawie którego nie powinni mieć obiekcji co do twojego wyboru.

- Więc teraz? – zapytał niepewnie Kuroko.

- Im szybciej tym lepiej.

Błękitnooki wstał z ławki i zwrócił na siebie uwagę wszystkich gwiżdżąc w gwizdek. Nawet jeśliby krzyknął nikt by go przecież nie usłyszał.

Chłopcy od razu podeszli do Kuroko, który uparcie wpatrywał się w podłogę, a obok niego stał Akashi z cwaniackim uśmiechem. D drużyny dołączyli też Midorima i Murasakibara.

- O co chodzi? – spytał podekscytowany Kiyoshi, od razu zorientował się, że to duża sprawa.

- No więc… - zaczął Kuroko. – Wiem dobrze, że pewna trojka od jakiegoś czasu mnie podrywa. – cisza na sali potwierdziła wszystko co udało mu się ustalić. – Nie mam do nikogo pretensji, ale chcę to ostatecznie zakończyć. Chcę żebyście zrozumieli, że nie macie u mnie żadnych szans.

Wszyscy znajdujący się na sali wyglądali na zaskoczonych. Kuroko nie codziennie wymawiał tyle słów na raz i do tego jeszcze na taki temat. Kompletne szaleństwo.

Trójka nastolatków przeżyła ciężki szok. Każdy z nich spodziewał się, że może zostać odrzucony przez błękitnowłosego, ale nie w taki sposób. Przy wszystkich. Może nie wymienił nazwisk, ale nie trudno się było przecież domyślić o kogo chodzi.

- Ale… ale jak to?! – pierwszy z szoku otrząsnął się Kagami.

- Normalnie. – powiedział Akashi. – Doskonale wiecie o kim mówił Kuroko, i te właśnie osoby dostały wczoraj listy z pewnymi bardzo ciekawymi informacjami. – Akashi spokojnie spojrzał po twarzach pobladłych chłopaków i uśmiechnął się z zadowoleniem. – Uprzedzam was, jeden nieodpowiedni ruch i to wszystko ujrzy światło dzienne. Zabawimy się powiedzeniem „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, jeden zrobi coś żle i wszyscy poniosą tego konsekwencje, więc lepiej sobie uważajcie.

Kuroko westchnął z ulgą, ponownie nie mogąc się nadziwić skuteczności Akshiego. Za każdym razem potrafił mu w jakiś sposób zaimponować, a tym razem przeszedł samego siebie Kuroko nie miał zielonego pojęcia jak udało mu się zdobyć te kompromitujące informacje, jakiekolwiek by nie były.

- To nie koniec Kurko. – mruknął Akashi, tak aby wszyscy dobrze go usłyszeli.

- No tak… Nie chcę chodzić z żadnym z was bo już mam kogoś kogo lubię.

Gdy tylko Kuroko wypowiedziął te słowa, pomiędzy zebranymi wybuchła wrzawa jak gdyby cała sala byał wypełniona.

Błękitnowłosy poczuł ból gdy Akashi szturchnął go łokciem i szybko uciszył grupę.

- No i tą osobą jest… Kouki.


Seirin jeszcze zbyt dobrze nie przyswoiło tej informacji gdy Kouki leżał już zemdlony.

                                            THE END

niedziela, 8 marca 2015

OGŁOSZENIE

Teraz zaliczyłam dwutygodniową nieobecność i z przykrością muszę was poinformować, że na jakiś czas ZAWIESZAM BLOGA.
Chcę czy nie na jakiś czas muszę to zrobić, ale postaram się tu wrócić jak najszybciej.
Bardzo was wszystkich przepraszam, a zwłaszcza tych, którzy oczekiwali kontynuacji opowiadań.
Jeszcze raz przepraszam i obiecuje, że KIEDYŚ tu wrócę.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Nadzieje 2

Słońce mocno świeciło od samego rana, więc po południu było upalnie, na tyle na ile może być wiosną. Pogoda pasowała idealnie na spacer.

Thomas i Edward od kilku minut spacerowali po lesie znajdującym się niedaleko szpitala. Zgodnie z tym co Thomas powiedział poprzedniego dnia, kapral mógł przy okazji ćwiczyć chodzenie z laską.

- Co się dzieje na froncie* poruczniku? – spytał nagle Edward.

- Na froncie…? Myślę, że nie powinniśmy o tym rozmawiać. – odpowiedział nie będąc do końca pewnym co ma mu odpowiedzieć.

Oczywiście mógłby mu opowiedzieć o sytuacji na froncie, ale jaki był tego sens? Już kiedy go poznał zorientował, że ten popadł w depresję po tym jak stracił wzrok, a wojna przecież nie jest wesoła rzeczą. Nie działo się najgorzej dla nich, to prawda, ale i tak z pewnością będą w stanie znaleźć lepsze tematy do rozmów, bo jak dobrze by nie szła im wojna to mi tak przygnębiający temat.

- Czy nie możemy mówić do siebie po imieniu? – zwrócił się do niego i gdyby tylko mógł z pewnością uważnie przyglądałby się Thomasowi, którego naprawdę zaskoczyło to pytanie.

- No cóż, wojna nadal trwa, więc jest pan dla mnie nieprzerwanie kapralem.

- Tak, tak. Ale to dość głupie, jeżeli mogę tak powiedzieć. Nie walczymy, siedzimy oddaj w tym szpitalu i no… po prostu nie widzę w tym sensu.

Thomas nie wiedział co powiedzieć. Edward naprawdę go zaskoczył tą propozycja. Oczywiście, może mu chodzić tylko o wygodę, ale… nawet w ten sposób nie potrafi nie robić sobie nadziei, że chodzi jednak o coś więcej.

- Jeżeli nie chcesz to ja rozumiem, ponieważ… - zamilkł wzdychając na koniec i stając na środku ścieżki.

- Myślę, że to w porządku. Może masz rację i powinniśmy w czasie rozmów mówić do siebie po imieniu.

- To wspaniale… Thomas.

- Też tak myślę Edwardzie. – na te słowa Edward uśmiechnął się.

Thomas odwzajemnił  jego uśmiech nie przejmując się tym, że ten go nie może zobaczyć.

                                                 *   *   *

- Więc lubisz siostrę Crawley?

- W jakim sensie Thomasie? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Jak to w jakim sensie? Wczoraj stwierdziłeś, że jest bardzo miłą osobą, dlatego więc pomyślałem, że naprawdę ją lubisz. Bardzo. – powiedział krzywiąc się i próbując zamaskować swoją zazdrość.

- Nie chodziło mi o to, że ja ją bardzo lubię. Myślałem, że to ty ją bardzo lubisz i dlatego…

- Co? Co dlatego? – spytał szybko chcąc wiedzieć o co mu może dokładnie chodzić. Czyżby sugerował, że to on zakochał się w siostrze Crawley?

- …dlatego się ciebie pytałem co o niej sądzisz. – dokończył spokojnie nie zwracając uwagi na wybuch Thomasa. – To nic złego wydaje mi się. Mam na myśli to, że można już teraz spotkać pary… co więcej małżeństwa z różnych klas społecznych. Umm… to dla ciebie, jeżeli i ona cię lubi, nic trudnego być teraz razem. – Edward próbował się tłumaczyć, maskując swoje zdenerwowanie i zakłopotanie. A jeżeli się nie mylił mógł również wyczuć zazdrość!

Thomas stał przed nim, patrząc się na niego z szeroko otwartymi ustami. Czuł, że to była ta właśnie chwila kiedy może się przekonać czy Edward również coś do niego czuje. Był świadom ryzyka, bo gdyby jednak okazało się, że Edward nie ma do niego podobnych uczuć mogłoby się to dla niego skończyć w najgorszym razie więzieniem. Ale nawet to wiedząc nie potrafił zrezygnować.

- Więc myślisz Edwardzie, że mam uczucia do siostry Crawley?

- Jeżeli tak jest to naprawdę myślę… - zaczął szybko zakłopotany, jednak Thomas mu przerwał.

- Nie jestem w niej zakochany.

-Nie? To dobrze. Znaczy się… ja… chcę powiedzieć, że… - próbował poprawić się w jakiś sposób zaprzeczyć temu co powiedział, ale dla Thomas wszystko było już jasne.

- Ja też myślę, że to dobrze. Dobrze że nic nie czuję do siostry Crawley, bo gdyby tak było nie mógłbym zrobić tego.

Zmniejszył odległość miedzy nimi robiąc krok w przód i całując Edwarda prosto w usta. Tak było naprawdę dobrze.

________________________________________________________________________________
*Akcja serialu, dokładnie 2 sezonu, w czasie którego toczą się te wydarzenia, miała miejsce w czasie pierwszej światowej. Thomas pomaga w szpitalu po tym jak został zraniony na froncie, a Edward jest pacjentem, który stracił wzrok przez wybuch. To informacja dla tych, którzy nie rozumieli tego jak tytułują siebie, a kim poza wojną są, ponieważ Thomas zaciągnął się do armii będąc kamerdynerem, a Edward pochodzi z bogatej rodziny i jest dziedzicem majątku.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Nadzieje

Na wstępie, to paring z serialu Downton Abbey Thomas Barrow/ Edward Courtenay.
________________________________________________________________________________


- Dobrze. Bardzo dobrze kapralu Courtenay. Jest jeszcze tylko jedna przeszkoda. – powiedział Thomas z zadowolonym uśmiechem.

Miło było mu patrzeć na postępy kaprala. Miał poczucie, że to on nikt inny sprawia iż ten z dnia na dzień radzi sobie coraz lepiej. Tak, oczywiście siostra Crawley również dużo pomagała, ale to zdecydowanie z nim lepiej się dogadywał.

Cieszyło go to, że Edward (gdyby tylko mógł go tak nazywać w rzeczywistości!) chciał jego towarzystwa. Było widać, że przy nim zmienia nastawienie, staje się pogodniejszy i dużo bardziej rozmowniejszy. Czuł, że bardzo na to wpłynęła ich rozmowa na początku znajomości. Niewiele brakowało żeby zdradził mu swój największy sekret, a to mogło się źle skończyć, z drugiej strony chciałby mu to powiedzieć, chciał wiedzieć jak zareaguje. Miał już niejakie doświadczenie, i odkąd tylko pierwszy raz go zobaczył wiedział, że Edward jest tym mężczyzną, tym jedynym, jego chciał już nikogo innego.

- To wszystko poruczniku? – z zamyślenia wyrwał go głos kaprala.

- Ach, przepraszam. Tak na dzisiaj koniec. – odwrócił się w stronę pielęgniarki. – Siostro Crawley mogłabyś uprzątnąć to? Ja zaprowadziłbym kaprala do jego łózka.

- Tak oczywiście. Nie zwracajcie na to uwagi, ja się tym zajmę. – odpowiedział z uśmiechem i od razu zabrała się do sprzątania przeszkód, które ustawili dla kaprala by ten mógł nauczyć się korzystać z laski.

Thomas wziął delikatnie Edwarda pod ramię, jak zwykle odczuwając przy tym swobodę. Na początku gdy pomagał poruszać się niewidomemu kapralowi, odczuwał pewien dyskomfort. Nie nawykł do tego żeby on zwykły kamerdyner miał jakikolwiek bliższy kontakt z kimś z wyższych sfer. Oczywiście poza Filipem… ale to zdecydowanie rzecz, o której myśleć nie powinien, zwłaszcza teraz gdy poznał Edwarda w tej chwili powinien skupić się na nim.

- Siostra Crawley to naprawdę miła osoba, nie uważasz? – kapral przerwał milczenie.

- Tak to prawda. – Thomas zacisnął szczękę i starał się nie pokazywać po sobie zazdrości, którą odczuł słysząc to. Niby zwykła uwaga, ale jego bardzo zabolała. Mógł mieć tylko nadzieję, że o nim też rzuca takie uwagi.

Potem, aż do dojścia do sali żaden z nich nie przerwał już milczenia. Panowała pomiędzy nimi niezręczna cisza, która była dla nich raczej nowością, ponieważ zawsze znajdywali jakiś temat, na który mogliby porozmawiać, ale nie tym razem. Thomas nie miał pojęcia z czego to wynikało i chyba ta niewiedza niepokoiła go bardziej niż faktyczny stan rzeczy, jakim było to niezręczne milczenie.

Gdy doszli do łózka kaprala, Thomas pomógł mu się przebrać by temu wygodniej leżało się w łóżku. Gdy Edward położył się, przybrał niepewny wyraz twarzy co ponownie zaniepokoiło Thomasa.

- Czy coś się stało kapralu?

- Umm… pomyślałem sobie, że może… no cóż wybralibyśmy się na spacer. – wydusił z siebie zakłopotany, widocznie czerwieniejąc.

- Na spacer? – spytał zaskoczony.

- Och, jeżeli nie chcesz to wcale nie…

- Nie, chcę. – wtrącił mu odrobinę zbyt entuzjastycznie, co wcale nie spotkało się z zdziwieniem kaprala, lecz raczej z ulgą. – To znaczy myślę, że to naprawdę dobry pomysł. Moglibyśmy w innych warunkach poćwiczyć twoje umiejętności. – był bardzo dumny z wymówki jaką udało mu się wymyślić, była wystarczająco przekonywująca.

- Tak. Racja. – kapral wyraźnie posmutniał, ale Thomas postanowił to zignorować.

Nie chciał sobie robić wielkich nadziei, bo mogło się okazać, że kapral wcale nie jest nim zainteresowany w ten sposób i to wszystko to po prostu… przyjaźń. Tak przyjaźń pomiędzy nimi.

- No więc jutro po południu. – stwierdził Thomas.

- Tak.
________________________________________________________________________________
Wiem, że tak naprawdę chyba wszyscy czytelnicy są tu ze względu na yaoi, ale sam adres mówi "and fanficton", więc myślę że spodziewaliście się tego. Większość osób pewnie mnie wyśmieje, no bo ten serial taki w ogóle we wszystkim nie na temat, ale ja go bardzo lubię, ogólnie oglądam dużo seriali i to byłą kwestia czasu kiedy do niego dotrę. Zdecydowałam się na to opowiadanie, ponieważ co tu dużo mówić, Thomas to mój ulubiony filmowy i serialowy gej. Jest po prostu na pierwszym miejscu u mnie, więc było mi go szkoda, kiedy kapral popełnił samobójstwo, a zapowiadała się z nich tak dobra parka. Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które będą chciały czytać to opowiadanie :D 

sobota, 14 lutego 2015

WALENTYNKI

Tak dzisiaj ten dzień. Popularne teorie głoszą, że dwie zakochane w sobie osoby (trójkącik też pewnie nie będzie zły) powinny ten dzień spędzić razem na deklarowaniu sobie wiecznej miłości, wierności i takich tam. Jasne. Okej. Zgadzam się. No ale co jak ktoś nie ma tej drugiej połówki. Drogie yaoistki (może nawet yaoiści O_o) nie martwcie się, nie czujcie się gorsi w tym dniu, ja na przykład też nie mam kogoś takiego, więc właśnie z tego powodu nie będę dodawała żadnych walentynkowych specjali. To dla wszystkich tych, którzy ten dzień spędzą przed jakimś yaoicem, a inni blogerzy na pewno nadrobią moje braki. Jeżeli chcecie, a chcieć nie musicie, to ja mogę się podzielić z wami moją miłością. Nie czujcie się samotni! W tym dniu my wszyscy bez drugiej połówki jesteśmy wyjątkowi ;D

piątek, 13 lutego 2015

Krótka chwila radości 7

Błękitnowłosy stanął przed wysokim płotem, za którym krył się dom Akashiego. Spojrzał jeszcze raz na kartę z adresem, ale i bez tego wiedział, że dobrze trafił. Westchnął i zadzwonił do drzwi.

                                                     *   *   *

- I jak smakuje ci herbata? – spytał Akashi przyglądając się Kuroko z małym uśmiechem.

- Tak.

Już od jakiegoś czasu miał przeczucie, że ten dzień nadejdzie i Kuroko przyjdzie do jego domu. W tej właśnie sprawie. Trudno było by nie wiedział co się dzieje z jego dawną drużyną i tym niewydarzonym dzikusem z Seirin. Na samą myśl o nim, Akashi odczuwał obrzydzenie co nie uszło uwadze Kuroko, który rzucił mu pytające spojrzenie gdy tylko ten się skrzywił. Zamiast mu wyjaśnić po prostu przeszedł do rzeczy.

- Więc jak podejrzewam potrzebujesz mojej pomocy, prawda?

- Właśnie tak. – westchnął Kuroko, spuszczają odrobinę wzrok, wstydząc się spojrzeć Akashiemu w oczy.

Od zawsze, bardzo się dla niego liczyła opinia Akashiego. Podziwiał go i darzył szacunkiem jak nikogo innego, nie tylko dlatego, że w gimnazjum był ich trenerem, ale również z tego powodu, że był naprawdę niezwykłą postacią. Wszyscy się go bali i słuchali, jego gra była bez zarzutu, czuło się po prostu od niego to „coś” co czyniło go wyjątkowym. Kuroko bardzo imponowało owe to „coś” i w zamian za to Akashi odwdzięczał mu się życzliwością. Nigdy nie chciał czuć się gorszy od niego, i próbował mu zaimponować nawet jeśli nie miało się to nigdy zdarzyć.

A teraz przychodził do niego, prosząc o pomoc w sytuacji, w której znalazł się przez własną głupotę. Gdyby wtedy odmówił im pomocy może nie doszło by do tego wszystkiego, ale z drugiej strony był Kagami, którego lubił nawet jeśli ten coraz częściej go irytował. Byli przecież duetem, miał poczucie, że osobno nie byli by tak dobrymi zawodnikami, że się dopełniają.

Wiedział, że Akashi to jego ostateczna deska ratunku, a w tym momencie, nawet gdyby chciał, nie ma już odwrotu.

- Nie muszę ci nic tłumaczyć, dobrze wiesz o chodzi. – zebrał się na odwagę by spojrzeć mu w oczy. – Żaden z nich się ci nie przeciwstawi, boją się ciebie. Nawet jeżeli nie jesteś już ich trenerem, to wiedzą, że nadal możesz im zaszkodzić, nawet Kagamiemu. A może zwłaszcza jemu. – przeczesał nerwowo włosy, na chwilę milknąc, by dobrać odpowiednio słowa. – Po prostu powiedz im żeby dali mi spokój. Proszę, wytłumacz im, że nie mają u mnie szans.

- Sam im to powiedz. – uśmiechnął się odrobinę złośliwie.

- Proszę nie żartuj ze mnie. Wiesz przecież, że się mnie nie posłuchają. To musisz być ty, nikt inny sobie z tym nie poradzi. – spojrzał mu błagająco w oczy. – Proszę.

- Ech, Kuroko. To może być nawet całkiem zabawne, ale z drugiej strony, bardzo czasochłonne, a ja mam wiele obowiązków, co równa się małą ilość wolnego czasu. Więc w zamian za to, musisz mi coś obiecać. – uśmiechnął się.

- Co? – spytał z nutą obawy w głosie.

W tym momencie Akashi mógł kazać mu obiecać cokolwiek, ponieważ Kuroko był zdesperowany i w tej sytuacji będzie się musiał zgodzić na wszystko.

- Nie rób takiej przerażonej miny. – skarcił go. – Przecież wiesz, że cię lubię nie każ ci obiecywać nic specjalnie gorszącego i czy urągającego twojemu człowieczeństwu. – zaśmiał się z swoich słów. – Sprawa jest bardzo prosta i korzystna dla ciebie. Wiem, kto podoba się tobie.

- No oczywiście. – mruknął Kuroko.

- Nie przerywaj. Chcę, żebyś mi obiecał, że wyznasz tej osobie swoje uczucia. Proste prawda?

Na samą myśl, że miałby to tak po prostu powiedzieć, coś ściskało g w brzuchu. Czuł zdenerwowanie i momentalnie się zarumienił. Spojrzał zdenerwowany na Akashiego, decydując się na wyjście ostateczne.

- Dobrze zrobię to. – powiedział najpewniej jak tylko było to możliwe.

- Ach, zapomniałem jeszcze dodać, że masz zrobić to przy wszystkich tych, którzy są w tobie zakochani. – uśmiechnął się przymilnie, do blednącego Kuroko.
________________________________________________________________________________
Tak, nareszcie się z tym uporałam. Nie miałam pojęcia jak miałaby wyglądać ich rozmowa, ale wydaje mi się, że nie poszło mi to najgorzej. Jak widzicie zbliżamy się do końca tego opowiadania, ale coś czuję, że jeszcze długo potrwa mi pisanie tego :D

poniedziałek, 9 lutego 2015

Drabble nr.9

- Kuroko! Nareszcie jesteś! Szybko! Pomóż mi!

Błękitnowłosy przyjrzał się Kagamiemu z zaciekawieniem. Cóż, nagi i przywiązany do kosza Kagami, stanowił intrygujący widok, ale i tak najbardziej był ciekaw jak udało mu się zadzwonić z telefonu, który leżał obok niego. Przyszedł tu tak jak ten prosił i na szczęście nie z pustymi rękoma.

- Nie patrz się tak! – syknął Kagami. – Rozwiąż mnie za nim ktoś jeszcze tu przyjdzie!

- Spodziewasz się gości?

- Bardzo śmieszne. Weź już… C-co to? Kuroko, nie. Nie. Odłóż to. Byle spokojnie.

- Może mi się to kiedyś przydać.

- Mówię ci, odłóż ten cholerny aparat!
_____________________________________________________
No cóż, mam nadzieję że wyszło dobrze. Tak dla waszej informacji to przed ostatni drabbl, z mojego zamysłu miała to być seria dziesięciu drabbli, ale patrząc na to że całkiem nieźle bawię się pisząc to, bardzo możliwe, że na dziesięciu się nie skończy, no ale to się zobaczy. Naprawdę nie wiem czy nie są jakieś dziwne, bo odkąd uświadomiłam sobie, że w najbliższą niedzielę będę starsza kolejny rok, to nie specjalną mam wenę do pisania. Ale cóż...życie :D

sobota, 7 lutego 2015

Drabble nr.8

- Zabierz mnie, na koniec świata i jeszcze dalej. – nucił Kagami razem z piosenkarzem.

Nie do przeoczenia był morderczy wzrok Kise, który miał już dość słuchania jak Kagami nuci te swoje plebejskie piosenki. Nie dość, że wyglądał wtedy jak idiota to na dokładkę ten fałsz!

Zdenerwowany Kise, który uderzył Kagamiego  w ramię oczekując jego uwagi, zawiódł się. Kagami był jak w transie, nie do ruszenia. Porządnie już wkurzony, wyrwał mu słuchawki z uszu, nie przejmując się tym, że mógł mu sprawić ból.

- Hej! – krzyknął czerwonowłosy.

- Ale ty mnie wkurzasz! Czy ty zawsze po seksie musisz słuchać disco polo?!

piątek, 6 lutego 2015

Sztuka zrozumienia 4

Kagami był wściekły. Chociaż wściekły to i tak mało powiedziane. On był wkurwiony i najpewniej, gdyby nie miał w nogi w gipsie byłoby po Aomine. Wczorajsza sytuacja skończyła się tylko i wyłącznie podbitym okiem niebieskowłosego. I nie, nie uderzył go specjalnie, a miał na to ochotę. Jego podbite oko to raczej nieszczęśliwy wypadek, bo kiedy Kagami próbował wyszarpnąć nogę i… i inne części swojego ciała z uścisku Aomine, pociągnął ją zbyt mocno w górę, no i cóż zagipsowana stopa wylądowała na twarzy Aomine. Ostatnie co Kagami pamiętał po wczorajszej sytuacji z Aomine to jego przekleństwa i rękę przy oku, a potem był już tylko wściekły.

No bo jak śmiał! To nie jego sprawa! Kagami sam przed sobą nie potrafił zaprzeczyć oskarżeniom Aomine, a co dopiero miałby jemu zprzeczać. W życu by mu nie uwierzył. A gdyby zyskał pewność, to wtedy już wszyszscy by wiedzieli.

- A to przecież nie ich sprawa! – warknął już na głos Kagami.

Był zły nie tylko o to, że Aomine zadał mu to pytanie, ale denerwował go brak darmowej pomocy, jaką był niebieskowłosy. Mimo jego początkowych obaw Aomine okazał się naprawdę dobrą pomocą domową. Może nie potrafił zbyt dobrze gotować, a talerze zawsze były niedomyte, ale liczyło się przede wszystkim to, że nie został całkiem sam.  Nie był przecież dupkiem potrafił docenić też to, że nie była to łatwa sytuacja dla niebieskowłosego. On tylko zaproponował, że spełni prośbę Kagamiego, a potem jakoś tak… samo wyszło, że ten będzie mu pomagał.

Aomine się nie pojawiał, ale to raczej dobrze. Nie będzie mu robił pretensji, że nie dotrzymuje obietnicy skoro jego towarzystwo tylko by pogorszyło sprawę zwłaszcza, że Aomine z pewnością nie powstrzymałby się od chamskich komentarzy. W tym momencie t było ostatnim czego mu potrzeba.

                                                  *   *   *

Aomine leżąc na łóżku wpatrywał się w sufit, próbując sobie przypomnieć w jaki sposób powstałą czarna kreska, przecinająca niemalże cały sufit jego pokoju. Może to… tak na pewno zrobiła ją jego matka kiedy ostatnio farbowała włosy. Wściekła się i rzuciła do niego miseczką z farbą, no i musiał nie zauważyć, że ochlapało też sufit.

- Wariatka. – stwierdził przeczesując dłonią włosy.

- Aomine i jak się czujesz? – zza drzwi pokoju, rozległ się zaniepokojony głos jego matki.

- Zaczyna się. – mruknął.

Wstał z łóżka i podszedł do drzwi żeby przekonać matę do odejścia.

- Nic mi nie było i nic mi nie jest. – powiedział jej zaraz po otworzeniu drzwi.

- Nic ci nie jest? – spytała podnosząc brew.

- Tak.

- A ta śliwa na oku, to taka zmyłka no nie? –spytała podnosząc mu głowę i ponownie przyglądając się jego oku. – Nie powinieneś był jej wkurzać.

- Jakiej jej? Mówiłem ci przecież, że pomagam koledze nie koleżance.

- Och, nie wiedziałam że jesteś gejem synku. – powiedział przyglądając się mu uważnie.

- Skąd ci to przyszło do głowy?! – strącił jej dłoń z twarzy.

- To oko, to typowa rana po scenie zazdrości. Oczywiście ze strony jakiejś niezależnej dziewczyny, tylko takie nie mają oporów żeby uderzyć chłopak. Z drugiej znowu strony, jeżeli rzeczywiście pomagałeś ‘’koledze’’, to faceci nigdy nie maja oporów by uderzyć drugiego faceta.

- Skąd żeś się wzięła? – spytał zrezygnowany. – Tylko tobie do głowy przychodzą pomysły.

Nie odpowiedziała mu już po prostu spojrzała na niego z politowaniem, ucałowała w policzek i poszła do kuchni.

- Matki. – jęknął. – utrapienie ludzkości.

Dla Aomine to było naprawdę niezrozumiałe. Jak jego matka mogła chociaż przez chwilę pomyśleć, że jest gejem, widziała go przecież z dziewczynami. On jest po prostu bi. Jak zorientowała się, ze Kagami jest gejem, no to narodziła mu się pewna myśl. Nieodpowiednia, ale jaka pociągająca. Spotkał się z kilkoma facetami, ale z jakimś innym koszykarzem jeszcze nigdy, więc może najwyższy czas spróbować.


niedziela, 1 lutego 2015

Drabble nr.7

Rozglądneli się ostrożnie po korytarzu, ale na szczęście nikogo nie zauważyli. Szybko przebiegli przez niego wpadając do pustego pokoju.

- Masz wszystko?

- Nie kurwa, zostawiłem w domu. – warknął Kagami.

- Co?

- Sarkazm. To. Był. Sarkazm.

- Nie bądź tak głośno. – upomniał go Murasakibara.

- Będę głośno, bo nie chcę tego robić.

- Ale to robisz, więc uważaj, bo jeżeli Akashi cię złapie to popamiętasz.

- A ty?

- Ja? – spytał z pobłażaniem. – Ja, jestem jego miłością.

- Ta, jasne. – prychnął. – Jesteś pewien, że nie wkurzy się o ten zestaw z sex shopu?

- To dopiero początek. – uśmiechnął się Murasakibara.
_____________________________________________________
I drugi obiecany. Może nie najlepszy, ale jest :D

Drabble nr.6

- Murasakibara… co ty robisz? – spytał się Kagami klęczącego przed ławką Murasakibary.

To niecodzienny widok, by ktokolwiek klęczał przed ławką.

- Modlę się.

- Ty nie wierzysz w Boga.

- Mam własnego boga. – odpowiedział poważnie.

- Co? Ale… jakiego niby? – czerwonowłosy spojrzał na niego jak na idiotę.

Fioletowowłosy westchnął ciężko i usiadł na piętach

- Kpisz z mojej wiary?

- Co? Masz ty jakieś problemy z głową? –popukał się wymownie po głowie. – Może mi powiesz, że twoim bogiem jest ławka, co? – zakpił z niego.

Murasakibara sięgnął na ławkę i pokazał mu przedmiot trzymany w dłoniach.

- Czy to nożyczki Akashiego?
_____________________________________________________
Dodam dzisiaj jeszcze jedną miniaturkę, ale to za... niedługo.

sobota, 24 stycznia 2015

Polowanie 1

Ayato x Kaneki
________________________________________________________________________________

Na początku była pogarda. Gardził nim nie uważał go za nikogo wartościowego. Był dla niego tylko żałosną namiastką Ghoula.

Później, z biegiem wydarzeń, coś zaczęło się zmieniać. Nie potrafił określić konkretnego momentu. Nie był do końca pewien kiedy to się stało, ale uświadomił sobie to dopiero po tym jak ten dołączył do Aogiri.

Powrócił z swej niewoli odmieniony i nie chodziło o kolor jego włosów, tylko o… Chodziło o to jakim się stał. Gdy go zobaczył, dostrzegł w nim siłę. Potęgę. Tak. Ten słaby i marny Kaneki Ken, stał się Jednookim, jednym z najniebezpieczniejszych Ghouli zagrażających Tokio. I wtedy właśnie, gdy go zobaczył zrozumiał, że go pragnie. Nie było w tym miłości, czułości czy innych zbędnych uczuć.

Było pragnienie. Silne, niedające się powstrzymać. Tak samo jak głód ludzkiego mięsa. Czuł, że musi je zaspokoić.

Więc zaczął polowanie.
_______________________________________________________________________________
Zmieniłam trochę plany i to pozostaje jako miniaturka.

czwartek, 22 stycznia 2015

Krótka chwila radości 6

- Kuro-chan, no zjedz chociaż trochę. – od kilku minut Kuroko nie mógł sobie poradzić z matką, która na siłę próbowała go nakarmić.

Podróż do domu była uciążliwa, bo jego mama nie potrafiła zrozumieć, że czuł się jakby miał zaraz umrzeć, albo po prostu wracał z ostrej imprezy. Zakończenie gimnazjum, ach te czasy… Ale tak naprawdę nie obchodził go tylko jego stan. Bo byli przecież jeszcze oni. Tak oni. Nagle wszyscy zaczęli się za nim uganiać. Najgorszy był oczywiście Kagami, ale to nie miało znaczenia, który bardziej się stara, bo on… nie chciał żadnego. Taka były prawda. Czuł, że gdy oni się o tym dowiedzą może nie być za ciekawie, a już zwłaszcza kiedy się dowiedzą kogo on lubi… Będzie źle.

- Kuro-chan. – mama pomachała mu dłońmi przed oczami. – Nie odlatujemy myślami tylko jemy.

Sięgnęła do talerza i napełniła łyżkę, podsuwając mu ja pod nos, na co on szybko odwrócił głowę.

- Jak już mam jeść, to pozwól mi to chociaż zrobić samemu. – wziął od niej łyżkę nie zwracając uwagi, na zawód widoczny na jej twarzy.

- Myślałam, że cię pokarmię. No wiesz, tak jak wtedy gdy byłeś taki słodki i malutki, i leżałeś przeziębiony. – westchnęła błogo.

- Nie jestem ani słodki, ani przeziębiony. Możesz już iść. – rzucił od niechcenia, obserwując jej rekcję.

- Jak tam sobie chcesz. – prychnęła zła i wyszła z jego pokoju trzaskając głośno drzwiami, na co Kuroko westchnął z ulgą.

Nie tak żeby nie lubił swojej mamy – no cóż kochał ją. To w końcu jego matka. Ale w tym momencie nie miał ochoty na niczyje towarzystwo.

                                              *   *   *

Wszedł powoli do sali nie śpiesząc się w ogóle i uważnie obserwując trening kolegów z drużyny. Każdy z nich miał w sobie coś niezwykłego, nawet jeżeli dostrzegał to tylko on, jemu to nie przeszkadzało. Może i nie okazywał tego, ale autentyczną radość sprawiała mu gra z nimi lub po prostu ich wspólne treningi. Najlepiej zawsze było mu z Kagamim, oczywiście do czasu kiedy ten zaczął się do niego przystawiać. Czerwonowłosy mógł być dla niego dobrym przyjacielem, ale nigdy nikim więcej, bo nie było… tego czegoś. Ludzie nazywają to po prostu miłością, ale on miał na to zawsze trochę inne spojrzenie. Dla niego to było coś jak uzależnienie, chęć przebywania z tą jedyną osobą zawsze i wszędzie, dłuższe rozstanie – prawdziwy koszmar, a kłótnia to prawdziwy cios w samo serce.

Odwrócił wzrok od ćwiczących chłopaków i skierował się w stronę Riko, która od dłuższej chwili dyskretnie mu się przyglądała. On oczywiście to zauważył, potrafił skryć się przed wzrokiem innych, więc naturalnym dla niego było czucie na sobie spojrzeń, nawet tych które domniemanie miały być dyskretne. Lubił swoją trenerkę, więc nie był na nią zły za to tym bardziej, że miała do tego prawo. Nie przyszedł w końcu na trening.

- Kuroko. – przywitała się z nim lekkim skinieniem głowy i teraz już bez skrępowania przyglądała mu się. – Czemu przyszedłeś dopiero teraz?

Nie była na niego w ogóle zła, może to dlatego, że było jej go szkoda albo czuła się winna wczorajszej sytuacji? Naprawdę trudno stwierdzić.

- Dostałem od lekarza zwolnienie na najbliższy tydzień. – wytłumaczył siadając obok niej. – Ale i tak zamierzam wrócić już od jutra do treningów.

- Jeżeli dostałeś zwolnienie od lekarza to nie bez powodu. – zauważyła, gromiąc przy okazji wzrokiem Kagamiego, który najwyraźniej chciał do niech podejść. To nie był zbyt dobry moment na jego przeprosiny i dalszy, marny podryw.

- Tak nie bez powodu – pokazał ręką na swój nos – ale czuję się dobrze, więc od jutra znowu trenuje.

- Więc dlaczego dzisiaj już nie trenujesz? To przez Kagamiego? – spytała się cicho nie patrząc mu w oczy, a on nareszcie zrozumiał.

Riko nie zachowywała się tak dziwnie przez wczorajszą sytuację, tylko z powodu, można by powiedzieć, cało kształtu. To przecież ona niemalże zmusiła go do spotkania z Kagamim i cóż, można by powiedzieć, że doprowadziła do całej tej sytuacji, w której teraz uczestniczył. Nie wiedziała oczywiście o zachowaniu drużyny Pokolenia Cudów… no chyba że wie na ten temat coś więcej.

Spojrzał na nią z ukosa, gdy ta tylko ponownie na niego spojrzał. Wyglądała na zdziwioną jego zachowaniem, ale nie zauważył by wyglądała na jakoś wyjątkowo winną. Musie chodzić po prostu o Kagamiego.

- No więc…? – zwróciła uwagę na siebie.

- Tak… Muszę coś załatwić. Teraz chciałem tylko ci tylko powiedzieć o tym zwolnienie. – nie brzmiał zbyt przekonywująco, ale nie mógł jej powiedzieć całej prawdy.

- No dobra. Dzięki za informacje i… czy na pewno wszystko w porządku? – spojrzała na niego badawczo. – Oczywiście nie mówiąc już o Kagamim? – zaznaczyła szybko.

- Tak. – odpowiedział, już ze zwykłą dla siebie obojętnością i chyba tylko dzięki temu Riko wyglądała na uspokojoną.

- Ychy, no to cześć.

- Tak, cześć.

Wychodząc z Sali rzucił jeszcze jedno spojrzenie trenującym chłopakom i szybkim krokiem przemierzył drogę do bramy szkolnej. Teraz był zdecydowany. Teraz wiedział, że musi do niego pójść i zwrócić się o pomoc, nawet jeżeli nie będzie to proste i może go nie mało kosztować.
________________________________________________________________________________
Przepraszam. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Możecie mnie zlinczować, wykląć itd., ale nie mam zielonego pojęcia jak was przeprosić. Nie miałam ostatnio w ogóle żadnej motywacji, chęci, ochoty żeby cokolwiek napisać i o tą są tego skutki, czyli moja najdłuższa przerwa bez pisania. Nie bądźcie dla mnie zbyt okrutni, nawet jeżeli zasłużyłam. No i to trochę krótki rozdział, ale jakoś znowu powróciła mi ochota na pisanie, więc jutro albo może pojutrze będzie kolejny rozdział :D

niedziela, 4 stycznia 2015

Sztuka zrozumienia 3

Nie ma to jak przypomnieć sobie o zapomnianym. Ostatnio dodawał tylko "Krótką chwilę radości" i zorientowałam się, że robię tak samo jak ze " Skrycie nie w głębi" i ciągle aktualizuję tylko jedno opowiadanie zapominając o różnorodności. No i jak zaczęłam myśleć nad nowym opowiadaniem to przypomniałam sobie, że mam jeszcze to, i oto jest nowy rozdział :D
________________________________________________________________________________

- Przysięgam, że jak jeszcze raz usłyszę jak siorbiesz, to normalnie rozwalę ci ten kubek, na twoim głupim łbie.

- Nad chorym się będziesz znęcał?

Nie odpowiedział mu tylko warknął cicho, przyznając w myślach czerwonowłosemu rację. Spaczona psychika – też choroba. Niby obiecywał sobie, że na czas kiedy będzie się opiekował Kagamim, uspokoi się. Obędzie bez żadnych wyzwisk, przepychanek czy najzwyczajniejszego w świecie dokuczania, ale to przecież trudne. O ile w ciągu kilku pierwszych dni dawał sobie radę i potrafił się powstrzymać, to teraz po tygodniu nie rzadko zdarzało mu się wybuchnąć.

Kagami zdawał się nie zauważać, że kiedy tylko posłał w stronę niebieskowłosego jakiś cięty komentarz, ten cały się spinał i przybierał niebezpieczny wyraz twarzy. Najwyraźniej już jeden dzień bez kłótni, sprawił że przestał obawiać się wybuchów Aomine, a co dopiero po tygodniu. Nie baczył na ostrożność, po prostu dokuczał mu bez ogródek, a to już przychodziło mu naturalnie. Wcale nie musiał się starać, żeby przyszedł mu do głowy jakiś zgryźliwy tekst czy trafna uwaga, która doprowadzała Aomine do szału. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z Kagamim stawało się dla niebieskowłosego coraz trudniejsze.

-  Może ciasteczko? – zaproponował Kagami przymilnie, kierując w stronę Aomine opakowanie 
piegusków.

- Skąd żeś je wziął? Przecież ty… a zresztą. – machnął ręką i sięgnął po ciastko.

Zaczął je powoli jeść, zastanawiając się nad tym jak to możliwe, że wytrzymuje w tym domu już tak długo. Przez pierwsze trzy dni wracał do siebie, ale szybko się zorientował, że nie ma to sensu skoro Kagami nie raz i nie dwa dzwonił do niego w nocy, żeby ten przyszedł do niego i mu pomógł. Denerwujące było takie chodzenie do niego w nocy, więc postanowił przeprowadzić się do niego na ten czas, co wcale mu się nie podobało. Koledzy ze szkoły dziwnie się na niego patrzyli gdy ten nie szedł po szkole w stronę swojego domu tylko zupełnie gdzie indziej. No i co niby miał im powiedzieć? Wystarczyło warknąć, powiedzieć, że to nie ich sprawa i po kłopocie, ale i tak irytowało go mieszkanie z czerwonowłosym.

- A herbatki? – podsunął niczemu nieświadomemu Aomine, kubek z lekarstwem na przeziębienie.

Niby leży w domu z powodu uszkodzonej nogi, ale przeziębił się kiedy Aomine wietrzył cały jego dom, po tym jak przypalił curry, które próbował nieumiejętnie przyrządzić. Jedzenie wylądowało w koszu, a Kagami rozchorował się, i dlatego właśnie postanowił się na nim trochę zemścić. Nie ma to jak okropne lekarstwo.

- Ta dzięki. – niebieskowłosy nie zauważył podstępu, krążąc myślami wokół relacji, która tworzyła się pomiędzy nim a Kagamim.

Napił się, by zaraz wypluć wszystko na siebie i stolik, przed którym siedział. Kagami zapobiegawczo odsunął się od niego sekundę temu.

- I jak, smakowało? – zapytał niewinnie Taiga, nie mogąc powstrzymać wrednego uśmiechu.

- Ty głu… - w ostatnim momencie powstrzymał się przed wygarnięciem czerwonowłosemu, który najwyraźniej świetnie się bawił. – Co to było za świństwo?

- Moje lekarstwo. Pocierp  trochę jak ja. Może znajdzie się w tobie trochę współczujących odruchów. – naprawdę dobrze się bawił, widząc jak Aomine nadal krzywi się po cierpkim napoju, który zaserwował mu Kagami.

- Ta jasne. Od razu umierasz a się tylko trochę zaziębiłeś. Nic nie ma. – prychnął idąc do pokoju po koszulkę na przebranie i ścierkę, którą mógłby wytrzeć mokry stół.

- Cierp jak ja! – krzyknął tylko za nim czerwonowłosy.

Aomine mając gdzieś Kagamiego, poszedł do pokoju gościnnego, który obecnie był jego pokojem. Wbrew pozorom dom Kagamiego był naprawdę duży. Wystarczająco duży by zmieścić w nim przestrony pokój gościnny. Po wejściu do niego, od razu podszedł do szafy, która znajdowała się naprzeciw łóżka i wyciągnął z niej zwykłą szarą podkoszulke, którą założył na miejsce tej mokrej, rzuconej po prostu na łóżko. Później zaniosę ją do prania, pomyślał i skierował się do kuchni w poszukiwaniu szmatki.

Na przekór swoim początkowym obawą szybko zadomowił się w domu Taigi i z łatwością się w nim poruszał. Nie miał problemu ze znalezieniem niczego, więc po pewnym czasie zaczął nawet odkładać wszystko tam, gdzie jemu było wygodniej. Kagami na początku był zdziwiony nowymi porządkami, ale szybko przyzwyczaił się do zwyczajów niebieskookiego. Niby irytowali się nawzajem, ale ich wspólne funkcjonowanie tak naprawdę działało się bez zarzutów.

Znalazł jakąś szmatkę na kredensie i wrócił do pokoju, w którym Kagami siedział na swoim telefonie najwyraźniej grając w jedną ze swoich idiotycznych gier. Ich dźwięki śnił się Aomine po nocach. W koszmarach.

- Mógłbyś przestać w to grać, albo przynajmniej wyłączyć dźwięk? – zapytał wycierając stolik.

- Ale ta muzyka buduje nastrój. Moje wyniki z pewnością by spadły gdybym ją wyłączył. – pokiwał przecząco głową i ponownie skupił całą swoją uwagę na grze.

Daiki westchnął zrezygnowany i zaprzestał energicznego wycierania, już całkiem suchej powierzchni.

- Słuchaj Kagami… - zaczął niepewnie. – Nic się nie stanie jeżeli będę przychodził jakieś… trzy godziny później?

- Co? Czemu? – Taiga spojrzał zdezorientowany na Aomine, który siedział przed nim wyczekując odpowiedzi.

- Wyobraź sobie, że przez ostatni tydzień nie pojawiałem się na treningach, bo pomagałem tobie. Doskonale wiesz, że nie powinienem opuszczać tak wielu treningów, ale ty i tak interesujesz się tylko sobą! Może i zaproponowałem ci, że będę się tobą zajmował, ale to nie znaczy, że mam ze wszystkiego rezygnować, nawet ze swoich obowiązków! – sam nie wiedział dlaczego, ale nagle nie potrafił się powstrzymać przed wygarnięciem tego wszystkiego Kagamiemu. Zaczął żałować kiedy zobaczył urażoną minę Taigi.

- Jeżeli tak bardzo cię wkurzam, to nie trzeba było zgadzać się na pomaganie mi. Nie zmuszałem cię do niczego!

- Nie musisz tak od razu… - próbował załagodzić sytuację, ale Kagami szybko mu przerwał.

- Nie odzywaj się już w ogóle! – krzyknął czerwonowłosy, krzywiąc się nagle, kiedy przez przypadek oparł się nieszczęśliwie na nodze i poczuł ostre ukłucie bólu. – Szlag!

- Kagami. Nie ruszaj się. – Aomine przestraszył się nie na żarty i od razu rzucił do pomocy czerwonowłosemu, który skulił się z bólu.

Nagle przypomniał sobie upadek Kagamiego ze schodów. Na początku myślał, ze czerwonowłosy się zgrywa, ale gdy usłyszał jego krzyk przestraszył się, nawet jeżeli tego nie okazał wyśmiewając go. Ale teraz było inaczej i nie przeszkadzało mu to, że Taiga zobaczy go z tej słabszej strony, kiedy troszczy się o kogoś. Pochylił się nad nim z zatroskaną miną, próbując sprawdzić czy wszystko w porządku.

- Weź się odsuń Ahomine. – wysyczał poprzez zaciśnięte z bólu zęby.

- Daj spokój. – odepchnął jego dłonie, które próbowały go odsunąć.

Chwycił go delikatnie za złamaną nogę, szybko się orientując, że nawet gdyby się na tym znał nie potrafiłby nic stwierdzić przez ten gips. Zwrócił też wtedy uwagę na to, że trzymał go niebezpiecznie blisko jego krocza, co potwierdziło się gdy spojrzał na zarumienioną twarz Taigi. Był zbyt zaskoczony jego reakcją by go puścić, po prostu nadal go trzymał za nogą, przyglądając się jego interesującej reakcji. Nie zdziwiłby się gdyby zareagowała tak jakaś dziewczyna, ale kiedy zachowywał się tak jakiś facet czuł się raczej zaciekawiony. Na próbę, przesuwał swoją dłoń coraz to wyżej, aż dotknął jego sprzętu.

- Co ty robisz dupku! – Kagami wydał z siebie nieziemski ryk, zapominając całkiem o bolącej nodze.

Jeżeli wtedy był tylko zarumieniony to teraz przypominał już dojrzałego pomidora.

- Kagami. – zaczął spokojnie. – Czy ty jesteś gejem?