wtorek, 30 grudnia 2014

Dodatek z "Krótka chwila radości'' i Przeprosiny

Co do przeprosin... Chodzi oczywiście o moją nieobecność. Była natury technicznej i nie będę was zanudzała wyjaśnieniami, więc po prostu... PRZEPRASZAM. Jak bym nie chciała nie miałam raczej możliwości napisania czegokolwiek, więc jak dostałam tylko sprzęt w swoje ręce, od razu wzięłam się do pisania. Nie będę nadrabiała świątecznych dodatków, ani niczego takiego, tylko po prostu pójdę z prądem i będę kontynuowała to co mam. Raz jeszcze przepraszam i zapraszam do czytania małego dodatku (tak w nawiasie to taka jakby odpowiedź, na kreację mamy Kuroko przez CLD):D
________________________________________________________________________________

- Kuro-chan? Wszystko w porządku? Bo wiesz, raczej na to nie wygląda. – błękitnowłosa kobieta spojrzała na Kuroko zaniepokojona i szybko przyłożyła dłoń do jego czoła. – Nie masz gorączki. Coś się stało?

- Nie, nic się nie stało mamo. – odpowiedział nawet na nią nie patrząc, a ona od razu wyczuła różnicę w jego zwyczajowym zachowaniu.

- Stało się. Przecież cię znam. – przewróciła oczami. – Wyglądasz bardziej przygnębiająco niż zazwyczaj. - zachichotała krótko, ignorując karcące spojrzenie swojego męża.

- Nic mi nie jest. Mówiłem ci przecież. – on również zignorował swojego ojca gdy ten spojrzał na niego zaniepokojony.

Przy stole zapanowała cisza. Kuroko ani jego matka, nie mieli zamiaru kłócić się pomiędzy sobą, a ta rozmowa tylko do tego zmierzała. Nawet jeżeli się z niego trochę podśmiewała, to tak naprawdę wiedziała, że jej syn ma jakiś problem, a na problemy dobry jest śmiech.

Zawsze chciała zaszczepić w synu tą radość do życia. Pragnęła by postrzegał świat tak samo jak, by potrafił dostrzec w nim dobre strony i cieszyć się szczerze tym, co ma. Jednak nigdy tak nie było. Od kiedy tylko pamięcią sięga jej syn izolował się od innych dzieci. Nie podzielał ich entuzjazmu do najzwyklejszych rzeczy. Martwiło ją to, ale nie potrafiła nic z tym zrobić. W momencie kiedy zaczęła wierzyć, że zawsze już tak będzie, w życiu Kuroko pojawiła się koszykówka. Jako jego matka, od razu zauważyła, że ten sport to coś co przyprawia go o szybsze bicie serca i sprawia, że jego życie nabiera sensu.

To był przełomowy moment w ich wspólnym życiu. Obydwoje, ona i jej mąż, uwierzyli, że wszystko będzie teraz szło w lepszym kierunku. Jednak mimo nadziei, że zajdzie w nim całkowita zmiana, tak się nie stało. Nie było to złe, bo zaczął wychodzić z domu, nie snuł się jak cień w czterech kątach, zdobywał przyjaciół (nawet jeśli się do tego nie przyznawał, ona to zauważyła). Ich życie stało się inne, ale nie koniecznie lepsze. Ale zawsze pokrzepiającą myślą było to, że ich syn znalazł coś co pokochał.

Jej aktualnym problemem było to, aby Kuroko znalazł teraz KOGOŚ, kogo mógłby pokochać. Wiele rzeczy na tym świecie daje szczęście, ale ona zawsze uważała, że życie bez miłości nie ma sensu. Miłość do syna sprawiła, że pojawiła się w niej ta obawa, że jej syn nie będzie w życiu szczęśliwy. A na coś takiego nie może przecież pozwolić. Jest w końcu jego matką.

Mimo wcześniejszej obawy przed kłótnią, postanowił zacząć ten temat. Miłość i zabezpieczenie idą przecież w parze. Jest już w odpowiednim wieku żeby o tym rozmawiać…

- Tak mamo wiem. Wiem skąd biorą się dzieci. – wypalił niespodziewanie błękitnooki.

- Skąd wiedziałeś, że właśnie o tym chcę z tobą porozma… A zresztą nieważne. Kto tam ciebie zrozumie. – westchnęła głęboko i energicznie zamieszała swój makaron.

- Kochanie, chyba nie myślałaś, że nasz syn nie wie o takich rzeczach. – po raz pierwszy, dość nieśmiało wtrąciła się do rozmowy głowa rodziny.

- Och. Czyli rozmawiałeś z nim na TEN temat. – spojrzała na niego z ukosa, ciekawa reakcji.

Pan Kuroko od razu spąsowiał, poruszył ustami jak ryba i odwrócił głowę, by nie patrzeć w oczy ani żonie, ani synu, który nagle zainteresował się ich rozmową.

- N- nie było t-takiej potrze- potrzeby. – wyjąkał.

- Ach ty mój mężu. – westchnęła teatralnie. – Cóż ja z tobą mam.

- Idylle. – podsunął Tetsuya.

- Piękne określenie synku. Porażasz mnie swoim artyzmem i bogatą wyobraźnią. – przymknęła delikatnie oczy, jak gdyby smakowała tę chwilę.

- Wiesz, że to nie miało sensu mamo. – ni zapytał ni stwierdził.

- Och, proszę przestańcie. – wtrącił pan Kuroko, uśmiechając się pobłażliwie na ich wymianę zdań.

- No proszę odezwał się. – spojrzała na męża chytrze. – Ten co własnego syna nie potrafił uświadomić. I wyobraź sobie, że nasz biedny syn, musiał cały zaczerwieniony wypytywać się o takie rzeczy swoich kolegów, których, uwaga, uświadomili najprawdopodobniej ich właśni rodzice. Co za ironia! – trudno było teraz stwierdzić czy pani Kuroko kpi z męża, czy raczej może jest całkiem poważna w swoich oskarżeniach.

- Nie przesadzaj kochanie. Za bar…

- Przeczytałem świerszczyki taty. – ni z tego ni z owego wtrącił Tetsuya.

- Co powiedziałeś synku? – od razu spytała jego matka.

Tetsuya głęboko westchnął, odkładając pałeczki i przyglądając się swoim rodzicom. Jego matka wyglądał na zaciekawioną i zszokowaną, a ojciec… Szkoda mówić.

- Sam się uświadomiłem mamo. Czytając świerszczyki taty. – widząc niedowierzający wzrok matki, dodał. – Lewa górna półka, w szafie, w waszej sypialni.

Gdy powiedział co miał powiedzieć, zabrał się do jedzenia, całkiem zignorował matkę, która pobiegła na piętro i ojca siedzącego przy stole, czekającego jak skazaniec na egzekucję. No cóż, to tylko zwyczajny obiad w domu rodziny Kuroko.



wtorek, 23 grudnia 2014

Drabble nr.3,4 - urodzinowy special

Widzę, że ludność blogerska postanowiła napisać coś z okazji urodzin naszej czerwonowłosej miłości, więc ja postanowiłam nie być gorsza. Z małym opóźnieniem, wyszło trochę kulawo, ale liczą się przecież dobre chęci :D
________________________________________________________________________________

Nr. 3

- Nie błagam zostaw! Przecież wiesz, że to nie dla ciebie.

- Ale ja chcę.

- Proszę przestań.
Jego cierpliwość sięgała granic. Nic dziwnego, bo przecież jak długo można znosić kaprysy sześciolatka. Jego małe ręce potrafiły wcisnąć się dosłownie wszędzie, nawet na wysoki kredens do tortu..

- Ty mała cholero przecież mówię, że to nie dla ciebie! – nie powinien na niego krzyczeć.

- I tak tego nie będzie chciał jeść. – mały czerwonowłosy chłopiec założył ręce na piersiach i spojrzał twardo na swojego ojca.

- Zje.

- Nie, nie zje. Bo Akashi otosan uważa, że Kouki otosan ma dwie lewe ręce.


Nr.4

- Smakuje ci Akashi?

Kouki niepewnie spoglądał na swojego męża, obawiając się, że może mały miał rację. To przecież wyjątkowy dzień, więc nic nie może pójść źle.

- Tak pyszne. – Akashi nie wyglądał, ani nie brzmiał przekonywujący, ale liczą się przecież chęci.

- Mały miał rację. Jestem beznadziejny, mam dwie lewe ręce.

Czerwonowłosy widząc, że sytuacja jest poważna, przystąpił do działania, chcąc pocieszyć bruneta. Nie na wiele się to jednak zdało. Kouki zaczął płakać.

Nagle rozległ się huk, a z szafy wypadł czerwonowłosy chłopiec, w przebraniu królika.

- Wszystkiego najlepszego tato.

Akashiemu pozostało teraz tylko świętować urodziny w gronie rodziny.




czwartek, 18 grudnia 2014

Krótka chwila radości 5

Rozdział dedykowany Yazu, która wzbudziła we mnie matczyne uczucia, zakładając własnego bloga:D
________________________________________________________________________________

- Eee…. Sensei mógłbyś mówić trochę ciszej? Naprawdę bardzo boli mnie głowa. – ignorowanie nie pomogło, więc może mały szantaż na coś się zda.

- Przepraszam Kurko-kun. Ja tu tak gadam, a ty tu tak źle wyglądasz. Już nic nie będę mówił. – obiecał nauczyciel, robiąc skruszoną minę co Kurko przyjął z ulgą. – Lecz wiesz Kurko-kun jak poczujesz się jeszcze gorzej to nie obawiaj się mi tego powiedzieć. Ja od razu przyśpieszę i będziemy szybciej. Wystarczy tylko jedno twoje słowo…

Błękitnowłosy miał ochotę walić głową o fotel, ale wiedział, że to tylko pogorszy jego, i tak już marny, stan. Jeżeli choć przez chwilę wierzył, że ten przestanie gadać to najwyraźniej grubo się mylił. Mógł się przecież tego domyślić, na lekcjach wcale inaczej się nie zachowywał i nawet jak pisali sprawdzian ten nie omieszkał czegoś dodać, czy nawet opowiedzieć im żartu. A to że ich nauczyciel nie miał poczucia humoru, wiedział każdy. Najlepiej kupić sobie zatyczki do uszu i czekać na cud, który jako jedyny mógłby ich uwolnić od tego idioty. Był zawsze bardzo miły, ale przy okazji niezmiernie irytujący. Nikt nie jest przecież idealny.

- No Kuroko-kun, jesteśmy na miejscu. – usłyszał po chwili zamyślenia i poczuł, że nauczyciel otworzył drzwi. – Nie wysiadaj sam, ja ci pomogę. – zareagował błyskawicznie nauczyciel, gdy błękitnowłosy przymierzał się do wyjścia z samochodu. – Jeszcze byś się znowu wywrócił i dopiero by było.

Nie odezwał się, ani kiedy nauczyciel pomógł mu wyjść z samochodu, ani kiedy wchodzili już do budynku. Jedyne czego teraz chciał to to, żeby ten idiota przestał gadać, a jego nos przestał boleć. Kompletnie ignorował ludzi wychodzących lub wchodzących do szpitala i tych, którzy rzucali im zaciekawione spojrzenia. Nawet jeżeli to szpital, to dziwnym widokiem jest dorosły mężczyzna, który prowadzi zakrwawionego nastolatka w sportowym stroju. Nie musieli daleki iść i już znaleźli się w szpitalnej poczekalni. Kuroko został posadzony na twardym, plastikowym krześle, a jego nauczyciel poszedł do rejestracji.

                                                   *   *   *

Błękitnowłosy od kilku minut siedział w szpitalu i czekał na swoją mamę. Stwierdzono złamanie, nos został nastawiony i takie tam inne. Kuroko nie chciał nawet o tym myśleć, bo na samo wspomnienie przypominał sobie ból, który odczuwał podczas nastawiania. Mimo że miał objawy wstrząśnienia mózgu, to lekarze stwierdzili, że to nic takiego i po kilku godzinach mu przejdzie. Był raczej nieufnie nastawiony co do oceny lekarza, a już zwłaszcza po tym jak nastawił mu nos. To był raczej rzeźnik niż lekarz, ale co on tu może.

Nauczyciel jak najszybciej zostawił go samego, wymawiając się jakimiś kartkówkami i sprawdzianami. Mimo początkowej troski, okazało się, że jest po prostu świetnym aktorem, ale tak naprawdę wcale  go to nie obeszło. Nauczyciel był mu obojętny, więc niby czym miał się przejmować? Było mu to nawet na rękę, skoro tak naprawdę miał do wyboru zostanie tu samemu i czekanie na mamę, lub poproszenie mężczyznę o zostanie i wysłuchiwanie jego bezsensownej gadaniny. Odpowiedź wydawał mu się prosta.

Nie miał nic do roboty, więc zajął się obserwowaniem ludzi, choć i to wydało mu się równie nudne co nic nie robienie. Można było tu spotkać dosłownie każdego, nawet obcokrajowców. Jedni byli pacjentami i można było to rozpoznać, przez różnorakie piżamy przez nich noszone. Panoszyło się tak też pełno ludzi z kwiatami, czekoladkami i owocami, którzy bez wątpienia przyszli odwiedzić chorą rodzinę lub ewentualnie przyjaciół. Nic tylko śmietanka towarzyska, a już zwłaszcza kurdupel, który był zajęty dłubaniem w nosie i przyglądaniem się błękitnowłosemu. Kuroko próbował posłać mu złe spojrzenie, które mogłoby odstraszyć małego, ale wyszedł mu tylko dziwny grymas, który wcale nie poruszył smarkacza. Westchnął tylko głośno i zajął się oglądaniem innych osób, na pewno milszych dla oka.

Po kolejnych minutach bezsensownego siedzenia, zauważył kogoś kto żywo go zainteresował i aktualnie szedł w jego kierunku.

- Witaj Kuroko. – przywitał się Midorima.

- Midorima-kun. – spojrzał na niego odrobinę nieprzytomnie, ale ostatecznie mógł zrzucić to na swoje domniemane wstrząśnienie mózgu.

- Co tu robisz Kuroko? – spytał się po prostu siadając obok niego na krześle.

- Nos.

- Co nos?

- Złamałem sobie nos. Kagami mi złamał nos i ogólnie. A potem było wstrząśnienie mózgu,. Ale nie stwierdzone przez lekarzy, ale na pewno domniemane przeze mnie. – trochę się mu poplątało, ale co tam.

Zielonowłosy spojrzał na niego zdziwiony, ale widząc jego dość mętny wzrok, po prostu kiwnął twierdząco głową, jakby na znak, że zrozumiał. Choć nie było to łatwe.

- A ty co tu robisz Midorima-kun? – błękitnowłosy postanowił przerwać chwilę milczenia, co bardzo do niego nie pasowało i drugi chłopak został ponownie zadziwiony.

- Moja ciocia od strony stryjecznej babki dalekiego wuja od strony kuzyna drugiego stopnia miała wypadek i mama zmusiła mnie żebym tu przyszedł. – wyjaśnił i poprawił okulary, rzucając przelotne spojrzenie Kurko, który wyglądał już odrobinę lepiej i jego wzrok nie był już tak mętny.

- Acha. – rzucił tylko i sprawdził czy czasem jego matka nie przyszła w końcu. Niestety się zawiódł.

- Słyszałem, że umawiasz się z Kagamim.  A to wydaje mi się dziwne, zważywszy na to, że co dopiero złamał ci nos. – rzucił niespodziewanie Midorima.

- Piłką, nie ręką.

- Co?

- Złamał mi nos piłką nie ręką. – widzą, że zielonowłosy nadal nie rozumie szubko dodał. – Wydawało mi się, że tak właśnie pomyślałeś, więc postanowiłem wyprowadzić cię z błędu.

- Nadal nie odniosłeś się do tematu randkowania. – zignorował jego wcześniejszą wypowiedź i ponownie zaatakował.

- Nie ma żadnego takiego tematu. – uciął krótko.


Wstał szybko widząc, że jego mama pojawiła się w szpitalu i nawet nie pożegnał się z Midorimą. Może gdyby to zrobił, zobaczyłby tryumfalną minę zielonowłosego.

niedziela, 14 grudnia 2014

Krótka chwila radości 4

Czułam się trochę winna, że po tak długiej przerwie, dodaje tylko taki krótki rozdział, więc napisałam jeszcze trochę, nie więcej niż w poprzednim. Nie będzie się działo nic spektakularnego czy coś, po prostu będzie miało to duże znaczenie dla dalszej akcji :D
________________________________________________________________________________


Czasami mamy ochotę dać kopa w dupę życiu, tak samo jak ono często nam daje. Mści się na nas nie wiadomo za co, wpędza w idiotyczne sytuacje, rujnuje nam wszystko. W takich momentach Kuroko, doskonale rozumie samobójców. Bo co może być większym kopniakiem dla życia, niż zakończenie go? Zemsta doskonała. Nie możesz się odegrać jak każdy normalny? Zabij. O konsekwencjach pomyśli się później.

Błękitnowłosy energicznie potrząsnął głową, próbując wyzbyć się tak idiotycznych myśli, jednak nie podniósł głowy bez przerwy, zapamiętale wgapiając się w swoje nogi. A to, okazało się błędem. Nie zaczął jeszcze nawet kolejnego monologu do samego siebie, kiedy osunął się po ziemi, uprzednio dostając piłką w twarz. Ciężką i twardą piłką. Na szczęście nie stracił przytomności, ale szybko zmienił co do tego zdanie, gdy cała drużyna podbiegła do niego, dając wyraz swojemu zaniepokojeniu.

- Kuroko! Cholera jasna, żyjesz człowieku!

- Kagami ty głąbie! Myślisz czasem co robisz!?

- Wiesz przecież, że nigdy nie skrzywdziłbym Kuroko umyślnie. Nie jego! – nie skończył nawet się tłumaczyć, a już pochylał się nad zakrwawionym chłopakiem, próbując zorientować się w sytuacji. – O boże, nic ci nie jest? Nie chciałem, przecież wiesz! Dlaczego nie złapałeś piłki, jak ją do ciebie rzuciłem?

Irytujący, bezmózgi palant. Kuroko był wściekły. Nie dość, że dostał od niego piłką w twarz i ma najprawdopodobniej złamany nos, to ten głupek ściska go boleśnie za ramię. Użył całej siły, żeby wyrwać ramię z imadła jakie tworzyła ręka Kagamiego i czując zawroty głowy, wstał z podłogi co skończyło się ponownym upadkiem.

- Kuroko. Daj sobie pomóc, możesz mieć wstrząśnienie mózgu. – z ulgą przyjął pomoc Riko, która odsunął Kagamiego i resztę spanikowanej drużyny.

Pomogła mu usiąść i delikatnie dotknęła jego nosa, na co Błękitnowłosy jęknął i szybko odwrócił głowę.

- Chyba jest złamany. – stwierdziła.

- Tyle to ja sam wiem. – odparł z przekąsem.

Riko, zignorowała go wstając i pomagając mu zrobić to samo. Nie obeszło się przy tym bez kilku przekleństw, bo Kuroko pomimo swojej nikłej postury, swoje ważył.

- Gdzie mnie zabierasz? – może i był odrobinę rozkojarzony i oderwany od rzeczywistości, jednak trudno mu było się nie zorientować, że kapitan o dłuższego czasu gdzieś go ciągnie.

- Do szpitala. – wyjaśniła krótko i szarpnęła nim krótko, chcąc żeby zmienił kierunek i nie uderzył w ścianę, która jego zdaniem wyrosła znikąd. – Uważaj trochę. – mruknęła i zamilkła nie zamierzając wdawać się z nim w rozmowę.

Oniemiały chłopak został zaprowadzony na zewnątrz i posadzony na ławce przed szkołą przez Riko, która wróciła do niej z powrotem.

Kuroko rozglądnął się po dziedzińcu szkoły, ale nie zobaczył żadnego ucznia. No tak jest jus po lekcjach, pomyślał zastanawiając się nad swoim nagłym przypływem głupoty. Poniósł dłoń do swojej twarzy i rękawem naciągniętym na rękę, próbował zetrzeć krew z twarzy, ale uświadomił sobie, że tylko jeszcze bardziej pogarsza sprawę, więc szybko zaprzestał działania. Zawroty głowy bezustannie mu o sobie przypominały i sprawiały, że czuł się jakby za chwilę miał zwymiotować.

Nie miał jednak czasu się nad tym długo zastanawiać, bo po chwili usłyszał, że ktoś wybiega ze szkoły. Tym owym kimś okazał się Kagami, który rozpędzony biegł w jego stronę. Niezgrabnie zatrzymał się tuż przed błęktnowłosym i pochylił się nad nim troskliwie.

- Jak się czujesz, lepiej? – zagryzł wargi, najwyraźniej nadal obwiniając się o to co przydało się jego ukochanemu.

- Nie ani trochę. – odburknął mu i odwrócił głowę w przeciwną stronę.

- To moja wina. – westchnął, bezceremonialnie siadając naprzeciw niego.

- Trudno nie zauważyć. – nie zamierzał bawić się z nim w czułostki i z zamiarem dokopania mu jeszcze bardziej postanowił obwiniać go. – Naprawdę powinieneś uważać co robisz. Mogłeś mnie normalnie zabić. – nie może mścić się na życiu, zemści się na jednym z gorszych jego elementów.

- Tak wiem, jestem kompletnym dur…

- Kuroko-kun! Jak z tobą? – kolejna porcja przeprosin ze strony czerwonowłosego została gwałtownie przerwana przez nauczyciela, który szedł w ich stronę razem z Riko.

- Sensei zawiezie cię do szpitala. – wyjaśniła pośpiesznie Riko, zauważając pytający wzrok błękitnowłosego.

- O-okej. – nie miał zamiaru oponować, bo przede wszystkim nie miał na to wystarczająco dużo sił.

- Chodź Kuroko-kun. Naprawdę nie wyglądasz za dobrze. No więc dostałeś piłką od kolegi z drużyny…

Kuroko modlił się tylko, żeby nauczyciel nie rozmawiał z nim przez resztę drogi. To by było zbyt wiele jak dla jego psychiki.

piątek, 12 grudnia 2014

Krótka chwila radości 3

Oto mój prawdziwy powrót. Nie liczę przecież drabbli, które dla mnie były zagłuszeniem poczucia winy. Nie dodałam od dawna tak naprawdę niczego konkretnego. Ten rozdział też jest bardzo krótki, ale to dla mnie lepsze niż nic. Miałam nie za dobry humor pisząc to, więc na pewno zauważycie różnicę w stylu jakim pisałam poprzednie rozdziały a to. Nie zjedźcie mnie proszę za bardzo.
________________________________________________________________________________  

Nie miał pewności o co chodzi, ale pewne podejrzenia kiełkowały mu już w głowie. Od dobrych pięciu minut czuł na sobie jego wzrok. Uwielbiał to miejsce, ale po ostatniej „randce” z Kagamim i obecnej sytuacji coraz mniej mu się tu podobało. Nawet jeśli mieli tu cholernie dobre szejki.

Nic nie mogło zmienić jego zdania co do absurdu tej sytuacji. Najpierw drużyna wysyła go na randkę z napalonym Kagamim, a teraz, najprawdopodobniej, już cało miasto wie, że Kuroko Tetsuya umawia się z Kagamim Taigą. To wierutna bzdura oczywiście, ale jeżeli ktoś spyta się go czy był na randce z czerwonowłosym, to zdecydowanie nie będzie mógł zaprzeczyć. Po pierwsze - dostał zakaz od Riko, pod karą śmierci długiej i bolesnej, po drugie – byłoby to zbyt oczywistym kłamstwem (kłamanie nie szło mu w ogóle), po trzecie – każdy będzie wierzył blondynowi, który musiał się im wtedy  napatoczyć i wszystko zobaczyć. Życie jest złe i okrutne, ale to raczej dla niego nic nowego. Kwestia przyzwyczajenia.

Mimo że obiecał sobie nie obrócić się w jego stronę, pokusa okazała się silniejsza. Gdy tylko obrócił głowę, przeszyło go intensywne, spojrzenie Murasakibary. Zaciekawione i nienezpieczne. Jeszcze bardziej niż niebezpieczne, przerażające. Przełknął głośno ślinę i powoli odwrócił głowę, wierząc że zbyt gwałtowne ruchy rozproszą Murasakibare i ten rzuci się na niego. Nie ważne jak bardzo było to absurdalne, tak właśnie czuł. Trudno mu było stwierdzić na pewno, ale raczej nigdy, nikt się na niego tak nie patrzył. Poczuł dreszcze, takie jak wtedy, kiedy Kagami niby przypadkiem otarł się o jego pośladek. Okropne.

Z myśli wyrwał go zgrzyt, metalowego krzesła o podłogę, a później wielka sylwetka, która przysłoniła mu słońce.

- Kuroko. – nie było to niczym konkretnym. Ot tak powiedziane sobie jego imię - chyba nie oznaczało to nic dobrego.

- Murasakibara. – odpowiedział mu tym samym, nie wiedząc o co Murasakibara jest na niego zły.

- Widzę, że sobie tutaj siedzisz. SAM. – podkreślił ostatnie słowo niskim warknięciem.

To było strasznie dziwne. Nie miał zielonego pojęcia czy jest zły o to, że jest tu sam czy o cokolwiek innego. Miał krótko mówiąc, papkę z mózgu. Czemu to musiało być tak cholernie dziwne?

- No tak, jestem sam.

- Ostatnio byłeś tu z Kagamim, prawda? – usłyszał w jego głosie oskarżycielską nutę i już wiedział o co chodzi fioletowowłosemu.

On też się w nim zakochał. To gorsze niż koszmar.

- No tak, ale to nie twoja sprawa.

Nie miał zamiaru czekać na dalszy rozwój wydarzeń, po prostu zaczął szybko zbierać swoje rzeczy.

- Gdzie idziesz? – głos chłopaka zmiękł, ale Kuroko miał dość facetów, którzy się za nim uganiają.

Czemu te wszystkie dziewczyny aż tak bardzo starają się żeby faceci się za nimi uganiali. To męczące i nierzadko irytujące. Na pewno nie chodziło o to, że to właśnie faceci się w nim zakochiwali. Płeć nie stanowiła dla niego większej różnicy, ale jakoś tak… nie potrafił. Nie potrafił się zakochać.

Zawsze starał się tłumić swoje uczucia i je ukrywać, bo to było o wiele wygodniejsze. Nie przeszkadzało mu to do momentu, w którym zrozumiał, ze przez taką postawą nigdy sobie kogoś nie znajdzie. Może zachowywał się zawsze obojętnie, ale był przecież człowiekiem, ON MA do cholery uczucia. Wiedział, że samotność kiedyś go dopadnie i nie będzie potrafił zmienić tego stanu rzeczy. Bo jeżeli dalej będzie tak żył, skończy jako samotnie mieszkający staruszek (o ile w ogóle dożyje starczego wieku), zrzędzący na wszystkich i wszystko, pomimo swoje młodzieńczej miłości do koszykówki, kiedy napotka jakąś piłkę, która uciekła dzieciakom, ukryje ją w domu i nigdy im nie odda. Czekało go nijakie życie, nijakiej osoby. Odczuwał w sobie bunt, kiedy wyobrażał sobie to wszystko. Nie chciał przecież tak skończyć.

Umiejętnie ignorował Murasakibarę, który próbował z nim porozmawiać. Nie chciał mieć nic do czynienia z żadnym ze swoich adoratorów, nawet jeżeli obiecywał sobie, że nie zostanie samotny do końca życia. Nie była to przecież brazylijska telenowela, nic nie musiało się dobrze kończyć, a już zwłaszcza dla niego. Może taki właśnie miał spotkać go los. Może tak będzie lepiej, nie dla niego oczywiście, ale już dawno przestał zwracać uwagę na cokolwiek. Świetnie mu szło ignorowanie całego tego świata, więc może kontynuacja tego nie będzie aż tak ciężka. Jeżeli  nie spróbuje to się nie przekona.

wtorek, 9 grudnia 2014

Drabble nr.2

Nikt pewnie nie zrozumie o co mi chodziło, ale i tak przeczytajcie. MidoKaga.
________________________________________________________________________________

- Tak, te ręce… te ręce są świetne.

- Świetne w jakim sensie? O co chodzi? Wytłumaczysz? Nie rozumiem.

- To, że nie rozumiesz wydaje mi się normalne.

- Normalne? To przecież nie jest normalne!

- Co nie jest normlane, to że nie rozumiesz? Wcale nie musisz niczego rozumieć wystarczy, że zaakceptujesz.

- Co miałbym zaakceptować!? Masz na myśli to! To nie jest czymś, czego chcę. Rozumiesz?

- Już mówiłem, nie trzeba niczego rozu…

- Wiem do cholery, tłumaczyłeś. Ale… czuje się taki…

- Taki śliski?

- Dokładnie! Ten krem jest śliski!


- Czyli to nie ja czynię cię śliskim.

środa, 3 grudnia 2014

Drabble nr.1

Jak dla mnie nie było mnie tu długo, więc teraz postaram się spiąć i dodawać kolejne wpisy częściej.
Pierwszy raz to napisałam, to znaczy drabble. Będzie ich dziesięć, wszystkie przepisowo po 100 słów.
Paring AoKuro.
________________________________________________________________________________

Najpierw pozbył się jego bluzy. Później przyszła kolej na koszulkę. Gdy spojrzał na jego twarz, postanowił na chwilę zaprzestać rozbierania i zająć się malinowymi ustami.

- Aomine-kun… nie gryź.

Nie pofatygował się aby odpowiedzieć błękitnowłosemu, tylko kontynuował, co zaczął. Z ust przeszedł na szczękę, z szczęki na szyję, którą również ugryzł co spotkało się z oburzonym prychnięciem. Rozpiął mu spodnie, ściągając przy okazji wszystko co miał na sobie. Przygotowany, pomyślał. Nie spojrzał na  niego po prostu wrócił do całowania jego ust. Jego dłoń trafiła na coś twardego, gładkiego i przyjemnego w dotyku. Sunął delikatnie dłonią.

- Kuroko, czemu zgoliłeś nogi?

niedziela, 23 listopada 2014

Stracone

To takie wszystko i nic o wszystkim i niczym. Paring MuraMido.
________________________________________________________________________________

Pewnie jak ja wierzyłeś, że jedno spojrzenie wystarczy.
Pewnie jak ja rzuciłeś tylko jedno jedyne.
Pewnie jak ja szukałeś odpowiedzi.
Pewnie jak ja szukałeś reakcji.
Pewnie jak ja oczekiwałeś.

Słyszałem i wypowiedziałem wiele kłamstw i półprawd.
Słyszałem wiele twoich kłamstw i półprawd.
Słyszałem o tobie kłamstwa i półprawdy.
Słyszałem o mnie kłamstwa i półprawdy.
Słyszałem o nas kłamstwa i półprawdy.

Zrobiłem zbyt dużo rzeczy niepotrzebnych i bezcelowych.
Zrobiłem zbyt dużo kroków w stronę przeciwną tobie.
Zrobiłem zbyt dużo nieśmiałych gestów i znaków.
Zrobiłem zbyt dużo bezsensownych sytuacji.
Zrobiłem zbyt dużo zła.

Wierzyłem w nieomylność swoich działań i podjętych decyzji.
Wierzyłem w sens słów przeze mnie wypowiedzianych.
Wierzyłem w nasze wzajemnie zrozumienie.
Wierzyłem w twoje niepewne ruchy.
Wierzyłem w wiele kłamstw.

Nie zyskałem niczego, czego kiedykolwiek pragnąłem.
Nie zyskałem twoich wielkich, ciepłych dłoni.
Nie zyskałem twoich wiecznie słodkich ust.
Nie zyskałem szczerego spojrzenia.
Nie zyskałem ciebie.

czwartek, 20 listopada 2014

Sztuka zrozumienia 2

Ach, czyż to nie cudowne? Pierwszy rozdział został dodany trzy miesiące temu, dokładnie jutro będzie to będzie. Taki prezent na tą małą rocznicę.
No dobra, a teraz bez żartów. Bez bicia przyznaje się, że najnormalniej w świecie zapomniałam, że w ogóle zaczęłam coś takiego. Nie będę przedłużała i dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy tak jak ja zapomnieli o tym opowiadaniu :D
________________________________________________________________________________

                                               Rozdział 2


- Uważaj Aomine. Uważaj bo rozbijesz!

- Nic nie rozbiję, dam mi to zrobić samemu.

- Ale jaką mam pewność co? Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać?

- Po prostu. Daj. Mi. Skończyć.

Można wiele wytrzymać, ale jak taki Kagami stoi nad tobą i kontroluje cię, przy okazji wszystko wypominając to wcale nie jest łatwo. Niby ma złamaną nogę, a tu stoi już chyba od dziecięciu minut. Co można powiedzieć, Aomine po prostu, po woli trafiał szlag. Na początku naprawdę chciał mu pomóc, zgodnie z obietnicą, i robił to z niejaką chęcią, ale w ciągu już pierwszych kilku godzin, Kagami odebrał mu te chęci. Nie trudno się domyślić, że w zamian za wybaczenie, Aomine musi pomagać czerwonowłosemu w czasie jego rekonwalescencji. Musi być na każde jego zawołanie, kiedy tylko ten karze mu do siebie przyjść, Aomine będzie musiał to zrobić bez narzekań.

Jedyną dobrą rzeczą w tej sytuacji jest to, że będzie mu pomagał tylko i wyłącznie w jego domu, nie będzie musiał mu pomagać na zewnątrz nie narażając się przy okazji, spotkaniu kogokolwiek znajomego. Może i chciał mu trochę pomóc, oczywiście z powodu wyrzutów sumienia, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć, ponieważ mogłoby go to przecież skompromitować i koledzy stwierdziliby, że jest mięczakiem. W tej sytuacji honor to jedyna rzecz, która mu pozostaje, dotrzymuje przecież obietnicy danej Kagamiemu.

- Ten jest niedomyty. – Kagami wskazał Aomine talerz, który ten dopiero odłożył na suszarkę.

- Wydaje ci się. – niebieskowłosy głęboko odetchnął, żeby się uspokoić.

- Wcale mi się…

- Może idź się połóż, co? Pewnie boli cię już noga. – uśmiechnął się trochę sztucznie, bo nie chciał zaczynać kłótni przez swoje zdenerwowanie.

- Trochę boli. – mruknął, zgadzając się z wyższym chłopakiem.

- No to na co czekasz. – Aomine zamierzał skorzystać z okazji i jak najszybciej pozbyć się Kagamiego.

Chwycił go pod rękę i odciągnął od zlewu. Zaprowadził zaskoczonego Kamiego do salonu, poprawił mu poduszkę i szybkim ruchem położył na kanapie. Wziął koc z oparcia i przykrył czerwonowłosego.

- Co ty r-robisz? – Kagami zrobił wielkie oczy.

- Jak to co? – uśmiechnął się przymilnie. – Powiedziałeś, że boli cię noga, więc jaki jest sens żebyś się męczył skoro możesz się położyć i na chwilę zdrzemnąć.

- Ale mi się nie chce spać. – zaprotestował, próbując wstać.

- No więc jak chwilę poleżysz to może ci się zachce. – położył go z powrotem i niezdarnie poklepał go po głowie jak małe dziecko.

- Ale ja…

- Nie. Leż tutaj. – rozkazał Kagamiemu. - Poczujesz się lepiej. – dodał już trochę delikatniej.

- No dobra, niech będzie. – zgodził się trochę niechętnie, czego Aomine nawet nie zauważył, ciesząc się z udanego zadania.

Jak najszybciej wrócił do kuchni, żeby móc skończyć myć naczynia. Wziął gąbkę do ręki i zaczął szorowanie. Pracował w swoim tempie nie zwracając na nic uwagi i myśląc nad tym jak bardzo trudna okaże się ‘’współpraca’’ z Kagamim. Podjął się tego zdania wedle swojej obietnicy, o trudności czy cokolwiek innego może mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie samego skoro sam zaproponował połamańcowi, że zrobi coś dla niego. Przyznać musiał, że nie takiej przysługi się spodziewał, czegokolwiek, ale nie tego, że będzie musiał mu pomagać przez tak długi okres czasu.

Od ich pierwszego spotkania wybuchały pomiędzy nimi konflikty. Korzystali z dosłownie z każdej okazji, żeby drugiemu dowalić tak żeby mu poszło w pięty. To było coś naturalnego, skoro byli przeciwnikami na boisku, stawali się nimi również poza nim. Trzeba zaznaczyć, że nie tylko z nim nie miał dobrego kontaktu, a tak samo było z Kagamim ciągle z kimś rywalizował.  Nie zastanawiał się raczej dlaczego to w ogóle robili, o co dokładnie wybuchały ich spory. Kłócili się i już. Nie ma co tu dużo mówić.

Pomiędzy nimi byłą chemia, musiał to przyznać. Ale zdecydowanie ta negatywna. Zawsze gdy pojawiali się obok siebie czuł jak atmosfera gęstnieje, a pomiędzy nimi dochodziło, dosłownie, do wyładowań elektrycznych. Oddziaływali na siebie silnie, nie pozytywnie, ale silnie. W pewnym momencie Kagami stał się mostem, łączącym jego i koszykówkę. Gra stał się dla niego obojętna, ale mecze powróciły mu wiarę w sens tego wszystkiego, stał się sensem jego gry. Dawał z siebie wszystko, aby tylko znów go pokonać i patrzeć się na jego upokorzenie. To, sprawiało mu autentyczną przyjemność, powiedziałby sadystyczną skoro przyjemność sprawiał mu jego ból.

Cały czas odkąd czuje wyrzuty sumienia z powodu jego wypadku, ma dziwne myśli. Nie znaczy to, że zaczął się do niego przekonywać. Po prostu coraz częściej na myśl przychodziło mu dlaczego właściwie robi to wszystko co robi . Oczywiście, czuł przyjemność z jego upokorzenia, co do tego nie ma wątpliwości. Chodzi raczej o to, że są osoby na których również się wyżywa i w pewnym sensie jest to  dla niego wystarczające. Nie musi wcale, dokuczać Kagamiemu skoro wystarczające są dla niego same przegrane. Może to przez tą chemię? Może to ona zmusza go do tego? Nie wie tego, i wcale nie musi się dowiedzieć, ale nawet jeżeli nie będzie wiedział to pogodzenie się może im obu przynieść korzyści.Niby słowa to tylko słowa, ale to trzeba będzie wprowadzić w życie, skoro mają ze sobą spędzić kilka tygodni.

czwartek, 13 listopada 2014

Krótka chwila radości 2


To nie tak, że sytuacja była zła czy trudna.  Nie była też koszmarna ani nie do wytrzymania.  Może i była trochę denerwująca, irytująca i cholernie idiotyczna. Ale to nic. Wiele rzeczy w swoim życiu wytrzymał, wiele osób do nie wytrzymania miał okazję poznać. Ale żadna z nich tak naprawdę nie dała mu się we znaki. Bo był sobą. Autentycznym Tetsuyą Kuroko, który nigdy, ale to nigdy nie okazywał swoich uczuć. Bez względu na sytuację jego twarz zawsze była jak wykuta z marmuru. Stoicki spokój.

Ale. No właśnie to ale. Którego człowieka nie trafiłby szlag gdyby jakiś tam sobie Kagami od dobrej pół godziny opowiadał o sobie. Dokładniej rzecz biorąc przechwalał się. Nie pominął ani jednego szczegółu ze swojego życia i najwyraźniej oczekiwał aprobaty błękitnowłosego, który chcąc nie chcąc mu ja okazywał.

Jego plan od samego początku była naprawdę dobry. Miał posłuchać trochę czerwonowłosego. Pochwalić go odrobinę jak proponowała Riko, ale z czasem okazało się, że im więcej składa mu komplementów, ten tym bardziej skłonny jest mu opowiadać o sobie. Posunął się nawet do wyciągnięcia na światło dzienne tych niezbyt chwalebnych elementów swojego życia. Śmiało mógł teraz powiedzieć, że nie było niczego, czego Kuroko nie wiedział o Kagamim. Kompletnie niczego. Wiedział nawet jak to się stało, że czerwonowłosy się w nim zakochał. Tego dnia był z nim szczery. Każdemu mógłby to później powiedzieć.

Spoglądanie na niego z ponad kubka było zabawne. Wystarczyło, że uniósł kubek odrobinę wyżej i już wyglądało to jakby te ogniście, czerwone włosy należały do kubka. Trochę niżej – do kubka należały równie czerwone oczy. Jeszcze niżej – Kagami miał nos w kubku. Ale przesuwając go jeszcze niżej…

- Słuchasz mnie, prawda Kuroko-kun? – Kagami spojrzał na niego z czystym uwielbieniem, ale i z nutką niepokoju w oczach.

Błękitnowłosy szybko się otrząsnął ze swoich myśli i pewnie odpowiedział czerwonowłosemu :

- Taa pewnie. Mów dalej.

Szczęśliwy uśmiech i Kagami dalej opowiada. Uch… sytuacja uratowana. Brakowałoby tylko komplikacji…

- Kuroko! Kagami!

Nie zdążył nawet skończyć myśli, a przy uchu usłyszał krzyk, którego nie da się pomylić z żadnym innym. Kise.

- Kise- kun! – Kagami zareagował entuzjastycznie. – Nie spodziewałem się tu ciebie!

Błękitnowłosy przyjrzał mu się uważnie i ze zdziwieniem musiał przyznać, że Kagami autentycznie cieszy się, że spotkał blondyna. O co mu chodzi?

- Ja was tu też. Co robicie tutaj sami? – entuzjazm Kise z pewnością był nie mniejszy niż u Kagamiego.

- No wiesz… - czerwonowłosy rzucił znaczące spojrzenie Kuroko, by zaraz uśmiechnąć się promiennie do Kise.

Osz ta cholera! Kurko szybko zorientował się dlaczego Kagami tak bardzo ucieszył się widząc Kise. Najzwyczajniej w świecie chciał żeby ten dowiedział się, że są na ’’randce”. A jak już Kise będzie wiedział, to wypapla każdemu kto się nawinie. Tego mógł być pewien. Nie trudno się domyślić, że Kagami chce po prostu żeby wszyscy wiedzieli, że byli na randce. A wtedy już każdy będzie myślał, że Kuroko i Kagami są parą. Sama myśl o tym, go przerażała. Nie może mu przecież na to pozwolić.

- Ooo to randka, tak? – Kise zachichotał widząc dumny uśmiech u Kagamiego, i blady rumieniec na twarzy Kuroko, który błędnie odebrał jako oznakę zawstydzenia. – Nie będę wam już przeszkadzał.

Teraz jest już za późno. Wszyscy będą wiedzieli. Wszyscy.

                                                                         *   *   *

- To twoja wina Riko. – Kuroko jak rzadko był zły na nią. Raczej nie ukazywał uczuć, ale ta sytuacja go usprawiedliwiała.

- Od razu wina. – uśmiechnęła się rozbawiona. – Jak na to spojrzeć z innej strony, to cała ta szopka nie wydaje się być taka zła.

- Niby z której strony!?

- Teraz wszyscy będą o nas plotkować. – widząc niezrozumienie w oczach Kuroko, dodała. – No wiesz, geje w składzie. Powiesz mi, która drużyna ma coś takiego? – nie czekając na odpowiedź, spojrzała na niego z błyskiem w oku. – Żadna.

Błękitnowłosy pomyślał, że wcale nie jest powód do dumy, ale on w tej sytuacji nie ma nic do powiedzenia. Będzie musiał to jakoś przetrwać. No bo co może zrobić kiedy ich trener się na coś uprze? Kompletnie nic. Miała w sobie siłę całego oddziału wojska, a jak tylko przypomniał sobie którąkolwiek sytuację podczas, której była zła, oblewał go zimny pot. Wystarczy, że zepnie się w sobie i jakoś sobie poradzi. Oby.


wtorek, 4 listopada 2014

Krótka chwila radości : Przeddzień

Byłam o to molestowana przez kilka osób, przez grzeczność nie wymienię nazwisk, nicków itp.
Myślę, że tym którzy tego chcieli spodoba się, bo powstało to tylko ze względu na ich namowy :D
_______________________________________________________________________________

- Kuroko-kun, proszę cię. Zrobię co tylko będziesz chciał.

- Nie.

- Czemu?

- Nie.

- To nie była odpowie…

- Nie.

- Ale ja…

- Nie.

- Możecie już skończyć? Mamy trening. – Riko nie mogła już słuchać tej idiotycznej kłótni. Jeżeli można to w ogóle nazwać kłótnią.

- Ale to bardzo ważne. – Koganei rozumiał powagę sytuacji, więc został wysłany przez resztę drużyny jako rzecznik.

Chcieli poprosić Kuroko żeby przekonał Kagamiego do przystopowania z treningami. Cała drużyna zauważyła jakiś czas temu, że Kagami zaczął ciężej trenować. Na początku nie wydawało im się to dziwne, to normalne, że każdy z nich się dokonali by być jak najlepszym. Jednak czerwonowłosy przesadzał. To było widoczne na pierwszy rzut oka. Ale nie tylko to zdążyli zauważyć.

Zaraz po tym jak doszedł do wniosku, że się rozwinął leciał do Kuroko i chwalił się mu. Błękitnowłosy jednak, ignorował go co motywowało Kagamiego do jeszcze cięższych treningów. Coś takiego niekoniecznie musiało skończyć się lepszymi wynikami, lecz nawet długotrwałą kontuzją, a tego wolałby uniknąć każdy z nich. Na ich prośby a nawet błagania nie było z jego strony żadnej reakcji, więc pozostawał im Kuroko, w którym, najprawdopodobniej, Kagami się zakochał. Logicznym, więc było dla nich, że tylko on może go przekonać do przemyślenia swojego zachowania.

- A chodzi… o tę sprawę? – ściszyła głos, choć czerwonookiego nie było nigdzie w pobliżu. Lepiej dmuchać na zimne.

- No, ale Kuroko nie chce się zgodzić.

- Jak to nie chcesz się zgodzić!? – trener całkiem zignorowała brązowowłosego i skupiła uwagę na Kuroko, który nie robił sobie zbyt wiele z jej widocznego zdenerwowania.

- Nie mam zamiaru stać się zabawkę w rękach, dorastającego, buchającego hormonami nastolatka. – dla niego sprawa była prosta, jego bezpieczeństwo ponad wszystko.

- Ktoś ci każe iść z nim do łóżka? Pomyśl trochę. – popukała się wymownie po czole. – Wystarczy, że sprawisz raz na jakiś czas komplement co do jego gry. Ostatecznie umówisz się z nim na… jedno spotkanie. – widząc minę Kuroko, dodała. – Na neutralnym gruncie, tak żeby widziało was wiele ludzi. Może być?

To była zdecydowanie trudna decyzja. Każdy na jego miejscu byłby świadomy zagrożenia płynącego z podobnego zachowania. Nie jest głupi i zauważył, że Kagami interesuje się nim bardziej niż kimkolwiek innym. Narażanie siebie, na niego to poważna sprawa i z chęcią by odmówił, ale… Pozostaje jeszcze to „ale”. Z drugiej strony, jeżeli nie pomoże im tego powstrzymać, czerwonowłosy w krótkim czasie może sobie zrobić krzywdę, a w takiej sytuacji będą mogli pożegnać się z jednym z najlepszych zawodników i kolejnymi zawodami. Sam stara się, aby robić postępy, nie mówiąc już o innych. Z pewnością obwiniali by go o tak trudną rzecz w drużynie, jak stracenie Kagamiego.

- No dobra. – może tego później żałować, ale teraz nie ma innego wyjścia.

                                                   *   *   *

Obserwował czerwonowłosego od dłuższej chwili i szczerze mógł powiedzieć, że poziom jego gry podniósł się w bardzo krótkim czasie. Jego ruchy były bardziej precyzyjny i nie zauważył aby ten zawahał się choćby przez chwilę. Jego technika była o wiele lepsza. Dopiero teraz uświadomił sobie, że ma niepowtarzalną okazję oglądać rozkwit przyszłej gwiazdy koszykówki. Jeżeli taką zostanie w ogóle.

Przez całe gimnazjum oglądał postępy Pokolenia Cudów. Oni od samego początku mieli dużo talentu i determinacji. Dla nikogo nie były zaskoczeniem ich szybkie postępy oraz kolejne zwycięskie mecze. Patrząc się na nich można było stwierdzić, ze są stworzeni do wielkich rzeczy w dziedzinie koszykówki. Kagami może nie wykazywał tego od początku, ale nie długo, trzeba było czekać na wyraźne oznaki.

Teraz on cień tego czerwonowłosego głupka ma postarać się o to, żeby ten nie zniszczył sobie przyszłości. To trudne zadanie, ale przecież już się zgodził.

Odetchnął głęboko i chrząknął, aby zwrócić uwagę Kagamiego, który siłą rzeczy go nie zauważył.

- Co do… - wypuścił piłkę przestraszony i szybko oglądnął się za siebie. – A, to ty Kuroko-kun. – jego uśmiech był zniewalający. Przynajmniej w jego mniemaniu. – Mogę ci w czymś pomóc?

- Dobrze grasz.

Na chwilę jego oczy zrobiły się wielkie jak dwa spodki, ale szybko się pozbierał i znów przybrał szeroki uśmiech.

- No tak. Dzięki.

- I, tak. – Kuroko nie miał za bardzo pomysłu co powinien zrobić lub po prostu mu powiedzieć.

Czerwonowłosy zdążył do wyręczyć.

- Może spotkamy się gdzieś po lekcjach? – nie czekał zbyt długo i od razu zaatakował.

- Czy ja wiem…

To było coś czego za wszelką cenę chciał uniknąć. To miała być „broń ostateczna”, użyta tylko w kryzysowej sytuacji. Ale czy ta taką nie jest? Kuroko nie zna się na komplementach i takich tam. To dla niego zbędny wysiłek, którego on nie musi wykonywać. A teraz nadszedł moment, w którym srogo zapłaci za swoją ignorancję.


- Gdzie i o której?

sobota, 1 listopada 2014

Szczerość

Spoglądając na niego, czasem nie potrafię zrobić nic innego jak tylko się uśmiechnąć. Wiem, że ten uśmiech jest szczery i on to wie. Kiedyś nie potrafiłem tego rozróżnić, było to tylko kolejna czynnością. Tam nie robiliśmy niczego bo chcieliśmy, tylko dlatego że musieliśmy. Ja. On. Obydwaj byliśmy puści i bez znaczenia. Nie zasługiwaliśmy na nic. Nie zasługiwaliśmy nawet na odrobinę miłości, co ostentacyjnie zaznaczyli nie dając nam imion lecz liczby. Nie miałem wtedy pojęcia jak bardzo upokarzające to było. Pojmowałem to jako kolejną rzecz, na którą nie zasłużyłem, lecz dostałem. Jak głupi byłem, że nie zauważyłem tego i wielu innych rzeczy. Smutek i pustka. Tym było wypełnione to miejsce. Nie zasługiwaliśmy na miłość czy choćby odrobinę ciepła. Byliśmy tylko obiektem badań. Tak nic nie znaczący. Do czasu.

Uciekliśmy stamtąd, kiedy w końcu zrozumieliśmy jak bardzo nas krzywdzą, jak bardzo to co się tam dzieje jest złe. Na początku było trudno. Nie tylko przeżyć, ale też na nowo zacząć uczyć się otaczającego nas świata. Trudno nam było nie patrzeć się na wszystko przez pryzmat tego co się nam przydarzyło, naszego poprzedniego życia. Ale wtedy kiedy mieliśmy już ochotę się poddać, przychodziły te słowa nie wiadomo skąd „początki są zawsze trudno”. Jak mógłbym się nie uśmiechnąć na wspomnienie tego jak naiwni byliśmy myśląc, że źle zrobiliśmy uciekając. Ogarniało nas przerażenie i przekonanie o naszej nieudolności. Ale czy mielibyśmy prawo nazywać się Dwunastką i Dziewiątką, gdybyśmy się poddali? Nie. Nie bylibyśmy wtedy już sobą, więc walczyliśmy. Bez walki nie ma życia. Nie ma szans.


Reagujesz na wszystko tak obojętnie udając, że nic cię nie rusza. Ale ja wiem. Wiem, że gdy widzisz mój szczery uśmiech sam masz ochotę się uśmiechnąć. Gdy widzisz miłość w moich oczach, w twoich też ją dostrzegam. Kiedy robią w stronę ciebie czuły gest, odwzajemniasz go. Kim bylibyśmy, gdybyśmy nie byli Dwunastką i Dziewiątką? Czystą szczerością.
_____________________________________________________

Ta miniaturka powstała w skutek nagłego wzruszenia, które wywołało zakończenie anime Zankyou no Terror. Poryczałam się jak bóbr oglądając ostatni odcinek, więc mam nadzieję, że mogę czuć się usprawiedliwiona.

piątek, 31 października 2014

Skrycie, nie w głębi 6

O kurcze. Trochę mi szkoda zawiadamiać was, że to ostatni rozdział tego opowiadania. Z drugiej strony cieszę się, że w ogóle udało mi się to jakoś zgrabnie skończyć. No ale nie będę was męczyć moimi wywodami tylko zapraszam do czytania :D

                                                                Rozdział 6


Zakryłem usta dłońmi, ale na to przecież było już za późno, palnąłem jak nigdy. Będę miał kłopoty. Chyba. Raczej. Nie jestem pewien, ale i tak lepiej przygotować się na najgorsze. Nie wiem czego mam spodziewać się od siebie samego co dopiero od niego.

Pod jego uważnym wzrokiem, wręcz niewidocznie odsunąłem się w stroną końca ławki. Nie żebym uciekał, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze, nie wiadomo co może mu przyjść do głowy.

Mimo że spodziewałem się jakiejś gwałtownej reakcji, on po prostu spojrzał na mnie, tyle że już spokojnie i zadał pytanie, którego na pewno się nie spodziewałem.

- Dlaczego tak uważasz?

- Dlaczego co? – mój głos był słaby, ale czego oczekiwać kiedy ja, spodziewałem się najgorszego, on zareagował spokojnie.

- Dlaczego uważasz, że jestem dupkiem? – spokój nie opuszczał go ani przez chwilę. Dziwne rzeczy dzieją się na tym świecie.

- Ja… - naprawdę trudno wybrnąć z takiej sytuacji. – Ja wcale tak nie uważam.

- Ale… powiedziałeś, że jestem dupkiem? O co ci chodziło?

- Ale ja naprawdę wcale… Uch! No ty serio jesteś dupkiem! – nie ma szans, nie dam rady go okłamywać kiedy robi taką minę. Wygląda jak zbity pies! – To co ostatnio robiłeś było dziwne!

- Myślałem, że dałem ci jasny komunikat, o co mi chodzi, wczoraj. – najwyraźniej niczego nie rozumiał.

- No dobrze, ale zrobiłeś to wczoraj! Na początku myślałem, że po prostu sprawia ci przyjemność wyżywanie się na kimś takim jak ja. Momentami wyglądałeś, jakbyś się naprawdę dobrze bawił moim zakłopotaniem, i w ogóle! – sam chciał wyjaśnień, więc ma.

- Nigdy nie chciałem robić czegoś takiego. – zabrzmiał jakby mnie o coś obwiniał. – Ale ty byłeś oporny!

-  Jaki oporny!? – niech sobie za dużo nie wyobraża, będzie miał o coś do mnie pretensje. Co jeszcze? Może kucyka pony!?

- No bo ja przecież się starałem. Zaprosiłem się na spotkanie w parku, ale ty się obraziłeś i sobie poszedłeś. Poszedłem z tobą na ten głupi ramen, byłem miły i w ogóle, a ty nagle stwierdziłeś, że nie jesteś głodny. – wyliczał na palcach wszystkie swoje zarzuty, a ja poczułem, że mimowolnie zbiera mi się na płacz. Przecież nie rozkleję się tu przed nim no!

Spróbowałem ukradkiem wytrzeć łzy, ale to na nic się zdało, zdążył zauważyć. Najpierw zastygł z półotwartymi ustami, a później bezradnie opuścił ręce. Wyglądało to tak jakby naprawdę się przejął. I może wcale się nie mylę? Może wcale nie jest dupkiem, po prostu nie potrafi okazać tego, że mnie…

- Akashi-kun? – to przypominało bardziej jęk niż pytanie, ale trudno może bardziej się zainteresuje tym co mam mu do powiedzenia. Jeżeli nie zadam mu tego pytania to na serio zwariuje.

- Co ci się dzieje? – o tak, jest jak najbardziej przerażony. Muszę wyglądać tragicznie, więc jest zaniepokojony.

- No nic. Ale ja muszę wiedzieć. – spojrzał na mnie zdziwiony.

Ja też dziwię się samemu, że to robię. A jak mnie wyśmieje, i powie, że wcale mu o to nie chodziło? Bo może chodzi mu tylko o wykorzystanie mnie!? Nie, nie mogę popaść w histerię to skończy się źle dla nas obydwóch. Dla mnie najgorzej, rzecz jasna.

- Co musisz wiedzieć? – wygląda na to, ze się uspokoił.

Skoro nic mi nie jest to czym się martwić. Towar nie uszkodzony. Cholera jasna! Bez histerii! Bez paniki! Dasz radę!

- Czy ty się we mnie zakochałeś?

Co zrobi? Dziwnie się na mnie patrzy. Oby tylko mnie nie wyśmiał. Poprawił się na ławce, trąc wierzchem dłoni po policzku. Spuścił wzrok by po chwili znowu na mnie spojrzeć i przybrać kolejny dziwny wyraz twarzy. W tym  tempie niczego się nie dowiem i przy okazji zdąża mnie wywieźć w kaftanie.

Nagle wstał, odrzucając piłkę, którą przez cały czas trzymał obok siebie i stanął dosłownie metr przede mną. Zadarłem odrobinę głowę choć jest ode mnie wyższy zaledwie trzy centymetry. W pewnie sposób, poczułem się przez to pewniej. Może i nie wiem co ma zamiar zrobić, ale przecież miał już czas żeby mnie wyśmiać, musi chodzić o coś więcej. Czyżbym się nie pomylił w swoich domysłach?

- Kouki. – jego głos brzmiał wyjątkowo miękko. Spodziewałem się chociaż, że będzie odrobinę zdenerwowany, ale on nic. – Ja… chcę żebyś wiedział, że… tak byłem dla ciebie okropny. Teraz, byłem okropny. Nie musisz niczego rozumieć. Jestem świadomy, że nie wiesz czego się możesz po mnie spodziewać. Ja sam, często tego nie wiem. – uśmiechnął się lekko do siebie, i kontynuował przez co ponownie poczułem na swojej twarzy jego ciepły oddech. – Nie musisz rozumieć, bo wystarczy, że będziesz wiedział. Będę szczęśliwy wiedząc, że to tobie nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.

- Ale co konkretnie? – to trochę ryzykowne pytać się o to tak po prostu, ale najwyraźniej mamy taką małą chwilę szczerości.

- Masz rację. Zakochałem się w tobie. –przymknął delikatnie oczy jakby delektował się tym co powiedział. – Muszę przyznać, że zmiękłem przez to. Ale to nic. Jeżeli to z twojego powodu to mogę choćby zostać wolontariuszem w hospicjum, w schronisku, czy cokolwiek innego czego wcześniej bym nie zrobił. Bo to przez ciebie, więc mi nie przeszkadza.

- No, ale dlaczego ja? –mimo że zacząłem to podejrzewać, to przecież od dawna wiedziałem jak marnym wyborem dla niego jestem.

- Tak po prostu. To mógłby być każdy. – nie owijał w bawełnę. – Wiem, że jesteś zwyczajny, taki prosty, ale nie przeszkadza mi to. To nawet lepiej. Łatwiej było mi na przykład ukrywać to przed tobą. – zaśmiał się, a ja nie potrafiłem powstrzymać się przed zawtórowaniem mu. Nigdy nie poznałem go od tej strony.

- Skrycie, nie w głębi co? – powiedziałem cicho do siebie.

Zauważyłem jego pytający wzrok, ale machnąłem tylko lekceważąco dłonią. Mógłby to źle zrozumieć i pomyśleć, że wątpię w jego uczucia. W jego uczucia do mnie, jak to dziwnie brzmi. Ale to dobre. Czuję, że dobrze się stało. Dobrze, że stoimy obok siebie i bez skrepowania śmiejemy się razem. Czy mogłoby być lepiej skoro nikt inny jeszcze nie był dla mnie kimś takim jak Akashi? Może kiedyś będzie ktoś inny, ale teraz jest to Akashi, więc się cieszę.

                                               THE END