Ach, czyż to nie cudowne? Pierwszy rozdział został dodany trzy miesiące temu, dokładnie jutro będzie to będzie. Taki prezent na tą małą rocznicę.
No dobra, a teraz bez żartów. Bez bicia przyznaje się, że najnormalniej w świecie zapomniałam, że w ogóle zaczęłam coś takiego. Nie będę przedłużała i
dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy tak jak ja zapomnieli o tym opowiadaniu :D
________________________________________________________________________________
Rozdział 2
- Uważaj Aomine. Uważaj bo
rozbijesz!
- Nic nie rozbiję, dam mi to
zrobić samemu.
- Ale jaką mam pewność co? Skąd
mam wiedzieć, że mogę ci ufać?
- Po prostu. Daj. Mi. Skończyć.
Można wiele wytrzymać, ale jak
taki Kagami stoi nad tobą i kontroluje cię, przy okazji wszystko wypominając to
wcale nie jest łatwo. Niby ma złamaną nogę, a tu stoi już chyba od dziecięciu
minut. Co można powiedzieć, Aomine po prostu, po woli trafiał szlag. Na
początku naprawdę chciał mu pomóc, zgodnie z obietnicą, i robił to z niejaką
chęcią, ale w ciągu już pierwszych kilku godzin, Kagami odebrał mu te chęci.
Nie trudno się domyślić, że w zamian za wybaczenie, Aomine musi pomagać
czerwonowłosemu w czasie jego rekonwalescencji. Musi być na każde jego
zawołanie, kiedy tylko ten karze mu do siebie przyjść, Aomine będzie musiał to
zrobić bez narzekań.
Jedyną dobrą rzeczą w tej
sytuacji jest to, że będzie mu pomagał tylko i wyłącznie w jego domu, nie
będzie musiał mu pomagać na zewnątrz nie narażając się przy okazji, spotkaniu
kogokolwiek znajomego. Może i chciał mu trochę pomóc, oczywiście z powodu
wyrzutów sumienia, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć, ponieważ mogłoby go to
przecież skompromitować i koledzy stwierdziliby, że jest mięczakiem. W tej
sytuacji honor to jedyna rzecz, która mu pozostaje, dotrzymuje przecież
obietnicy danej Kagamiemu.
- Ten jest niedomyty. – Kagami
wskazał Aomine talerz, który ten dopiero odłożył na suszarkę.
- Wydaje ci się. – niebieskowłosy
głęboko odetchnął, żeby się uspokoić.
- Wcale mi się…
- Może idź się połóż, co? Pewnie
boli cię już noga. – uśmiechnął się trochę sztucznie, bo nie chciał zaczynać
kłótni przez swoje zdenerwowanie.
- Trochę boli. – mruknął,
zgadzając się z wyższym chłopakiem.
- No to na co czekasz. – Aomine
zamierzał skorzystać z okazji i jak najszybciej pozbyć się Kagamiego.
Chwycił go pod rękę i odciągnął
od zlewu. Zaprowadził zaskoczonego Kamiego do salonu, poprawił mu poduszkę i
szybkim ruchem położył na kanapie. Wziął koc z oparcia i przykrył
czerwonowłosego.
- Co ty r-robisz? – Kagami zrobił
wielkie oczy.
- Jak to co? – uśmiechnął się
przymilnie. – Powiedziałeś, że boli cię noga, więc jaki jest sens żebyś się
męczył skoro możesz się położyć i na chwilę zdrzemnąć.
- Ale mi się nie chce spać. –
zaprotestował, próbując wstać.
- No więc jak chwilę poleżysz to
może ci się zachce. – położył go z powrotem i niezdarnie poklepał go po głowie
jak małe dziecko.
- Ale ja…
- Nie. Leż tutaj. – rozkazał
Kagamiemu. - Poczujesz się lepiej. – dodał już trochę delikatniej.
- No dobra, niech będzie. –
zgodził się trochę niechętnie, czego Aomine nawet nie zauważył, ciesząc się z
udanego zadania.
Jak najszybciej wrócił do kuchni,
żeby móc skończyć myć naczynia. Wziął gąbkę do ręki i zaczął szorowanie. Pracował
w swoim tempie nie zwracając na nic uwagi i myśląc nad tym jak bardzo trudna
okaże się ‘’współpraca’’ z Kagamim. Podjął się tego zdania wedle swojej
obietnicy, o trudności czy cokolwiek innego może mieć pretensje tylko i
wyłącznie do siebie samego skoro sam zaproponował połamańcowi, że zrobi coś dla
niego. Przyznać musiał, że nie takiej przysługi się spodziewał, czegokolwiek,
ale nie tego, że będzie musiał mu pomagać przez tak długi okres czasu.
Od ich pierwszego spotkania
wybuchały pomiędzy nimi konflikty. Korzystali z dosłownie z każdej okazji, żeby
drugiemu dowalić tak żeby mu poszło w pięty. To było coś naturalnego, skoro
byli przeciwnikami na boisku, stawali się nimi również poza nim. Trzeba
zaznaczyć, że nie tylko z nim nie miał dobrego kontaktu, a tak samo było z
Kagamim ciągle z kimś rywalizował. Nie
zastanawiał się raczej dlaczego to w ogóle robili, o co dokładnie wybuchały ich
spory. Kłócili się i już. Nie ma co tu dużo mówić.
Pomiędzy nimi byłą chemia, musiał
to przyznać. Ale zdecydowanie ta negatywna. Zawsze gdy pojawiali się obok siebie
czuł jak atmosfera gęstnieje, a pomiędzy nimi dochodziło, dosłownie, do
wyładowań elektrycznych. Oddziaływali na siebie silnie, nie pozytywnie, ale
silnie. W pewnym momencie Kagami stał się mostem, łączącym jego i koszykówkę.
Gra stał się dla niego obojętna, ale mecze powróciły mu wiarę w sens tego wszystkiego,
stał się sensem jego gry. Dawał z siebie wszystko, aby tylko znów go pokonać i
patrzeć się na jego upokorzenie. To, sprawiało mu autentyczną przyjemność,
powiedziałby sadystyczną skoro przyjemność sprawiał mu jego ból.
Cały czas odkąd czuje wyrzuty
sumienia z powodu jego wypadku, ma dziwne myśli. Nie znaczy to, że zaczął się do
niego przekonywać. Po prostu coraz częściej na myśl przychodziło mu dlaczego właściwie
robi to wszystko co robi . Oczywiście, czuł przyjemność z jego upokorzenia, co do tego
nie ma wątpliwości. Chodzi raczej o to, że są osoby na których również się
wyżywa i w pewnym sensie jest to dla
niego wystarczające. Nie musi wcale, dokuczać Kagamiemu skoro wystarczające są
dla niego same przegrane. Może to przez tą chemię? Może to ona zmusza go do
tego? Nie wie tego, i wcale nie musi się dowiedzieć, ale nawet jeżeli nie
będzie wiedział to pogodzenie się może im obu przynieść korzyści.Niby słowa to tylko słowa, ale to trzeba będzie wprowadzić w życie, skoro mają ze sobą spędzić kilka tygodni.