Co do przeprosin... Chodzi oczywiście o moją nieobecność. Była natury technicznej i nie będę was zanudzała wyjaśnieniami, więc po prostu... PRZEPRASZAM. Jak bym nie chciała nie miałam raczej możliwości napisania czegokolwiek, więc jak dostałam tylko sprzęt w swoje ręce, od razu wzięłam się do pisania. Nie będę nadrabiała świątecznych dodatków, ani niczego takiego, tylko po prostu pójdę z prądem i będę kontynuowała to co mam. Raz jeszcze przepraszam i zapraszam do czytania małego dodatku (tak w nawiasie to taka jakby odpowiedź, na kreację mamy Kuroko przez CLD):D
________________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________
- Kuro-chan? Wszystko w porządku?
Bo wiesz, raczej na to nie wygląda. – błękitnowłosa kobieta spojrzała na Kuroko
zaniepokojona i szybko przyłożyła dłoń do jego czoła. – Nie masz gorączki. Coś
się stało?
- Nie, nic się nie stało mamo. –
odpowiedział nawet na nią nie patrząc, a ona od razu wyczuła różnicę w jego
zwyczajowym zachowaniu.
- Stało się. Przecież cię znam. –
przewróciła oczami. – Wyglądasz bardziej przygnębiająco niż zazwyczaj. -
zachichotała krótko, ignorując karcące spojrzenie swojego męża.
- Nic mi nie jest. Mówiłem ci
przecież. – on również zignorował swojego ojca gdy ten spojrzał na niego
zaniepokojony.
Przy stole zapanowała cisza.
Kuroko ani jego matka, nie mieli zamiaru kłócić się pomiędzy sobą, a ta rozmowa
tylko do tego zmierzała. Nawet jeżeli się z niego trochę podśmiewała, to tak
naprawdę wiedziała, że jej syn ma jakiś problem, a na problemy dobry jest
śmiech.
Zawsze chciała zaszczepić w synu
tą radość do życia. Pragnęła by postrzegał świat tak samo jak, by potrafił
dostrzec w nim dobre strony i cieszyć się szczerze tym, co ma. Jednak nigdy tak
nie było. Od kiedy tylko pamięcią sięga jej syn izolował się od innych dzieci.
Nie podzielał ich entuzjazmu do najzwyklejszych rzeczy. Martwiło ją to, ale nie
potrafiła nic z tym zrobić. W momencie kiedy zaczęła wierzyć, że zawsze już tak
będzie, w życiu Kuroko pojawiła się koszykówka. Jako jego matka, od razu
zauważyła, że ten sport to coś co przyprawia go o szybsze bicie serca i
sprawia, że jego życie nabiera sensu.
To był przełomowy moment w ich
wspólnym życiu. Obydwoje, ona i jej mąż, uwierzyli, że wszystko będzie teraz
szło w lepszym kierunku. Jednak mimo nadziei, że zajdzie w nim całkowita zmiana,
tak się nie stało. Nie było to złe, bo zaczął wychodzić z domu, nie snuł się
jak cień w czterech kątach, zdobywał przyjaciół (nawet jeśli się do tego nie
przyznawał, ona to zauważyła). Ich życie stało się inne, ale nie koniecznie
lepsze. Ale zawsze pokrzepiającą myślą było to, że ich syn znalazł coś co
pokochał.
Jej aktualnym problemem było to,
aby Kuroko znalazł teraz KOGOŚ, kogo mógłby pokochać. Wiele rzeczy na tym
świecie daje szczęście, ale ona zawsze uważała, że życie bez miłości nie ma
sensu. Miłość do syna sprawiła, że pojawiła się w niej ta obawa, że jej syn nie
będzie w życiu szczęśliwy. A na coś takiego nie może przecież pozwolić. Jest w
końcu jego matką.
Mimo wcześniejszej obawy przed
kłótnią, postanowił zacząć ten temat. Miłość i zabezpieczenie idą przecież w
parze. Jest już w odpowiednim wieku żeby o tym rozmawiać…
- Tak mamo wiem. Wiem skąd biorą
się dzieci. – wypalił niespodziewanie błękitnooki.
- Skąd wiedziałeś, że właśnie o
tym chcę z tobą porozma… A zresztą nieważne. Kto tam ciebie zrozumie. –
westchnęła głęboko i energicznie zamieszała swój makaron.
- Kochanie, chyba nie myślałaś,
że nasz syn nie wie o takich rzeczach. – po raz pierwszy, dość nieśmiało
wtrąciła się do rozmowy głowa rodziny.
- Och. Czyli rozmawiałeś z nim na
TEN temat. – spojrzała na niego z ukosa, ciekawa reakcji.
Pan Kuroko od razu spąsowiał,
poruszył ustami jak ryba i odwrócił głowę, by nie patrzeć w oczy ani żonie, ani
synu, który nagle zainteresował się ich rozmową.
- N- nie było t-takiej potrze-
potrzeby. – wyjąkał.
- Ach ty mój mężu. – westchnęła teatralnie.
– Cóż ja z tobą mam.
- Idylle. – podsunął Tetsuya.
- Piękne określenie synku.
Porażasz mnie swoim artyzmem i bogatą wyobraźnią. – przymknęła delikatnie oczy,
jak gdyby smakowała tę chwilę.
- Wiesz, że to nie miało sensu
mamo. – ni zapytał ni stwierdził.
- Och, proszę przestańcie. –
wtrącił pan Kuroko, uśmiechając się pobłażliwie na ich wymianę zdań.
- No proszę odezwał się. –
spojrzała na męża chytrze. – Ten co własnego syna nie potrafił uświadomić. I
wyobraź sobie, że nasz biedny syn, musiał cały zaczerwieniony wypytywać się o
takie rzeczy swoich kolegów, których, uwaga, uświadomili najprawdopodobniej ich
właśni rodzice. Co za ironia! – trudno było teraz stwierdzić czy pani Kuroko
kpi z męża, czy raczej może jest całkiem poważna w swoich oskarżeniach.
- Nie przesadzaj kochanie. Za bar…
- Przeczytałem świerszczyki taty.
– ni z tego ni z owego wtrącił Tetsuya.
- Co powiedziałeś synku? – od razu
spytała jego matka.
Tetsuya głęboko westchnął,
odkładając pałeczki i przyglądając się swoim rodzicom. Jego matka wyglądał na
zaciekawioną i zszokowaną, a ojciec… Szkoda mówić.
- Sam się uświadomiłem mamo.
Czytając świerszczyki taty. – widząc niedowierzający wzrok matki, dodał. – Lewa
górna półka, w szafie, w waszej sypialni.
Gdy powiedział co miał powiedzieć,
zabrał się do jedzenia, całkiem zignorował matkę, która pobiegła na piętro i
ojca siedzącego przy stole, czekającego jak skazaniec na egzekucję. No cóż, to
tylko zwyczajny obiad w domu rodziny Kuroko.