wtorek, 30 grudnia 2014

Dodatek z "Krótka chwila radości'' i Przeprosiny

Co do przeprosin... Chodzi oczywiście o moją nieobecność. Była natury technicznej i nie będę was zanudzała wyjaśnieniami, więc po prostu... PRZEPRASZAM. Jak bym nie chciała nie miałam raczej możliwości napisania czegokolwiek, więc jak dostałam tylko sprzęt w swoje ręce, od razu wzięłam się do pisania. Nie będę nadrabiała świątecznych dodatków, ani niczego takiego, tylko po prostu pójdę z prądem i będę kontynuowała to co mam. Raz jeszcze przepraszam i zapraszam do czytania małego dodatku (tak w nawiasie to taka jakby odpowiedź, na kreację mamy Kuroko przez CLD):D
________________________________________________________________________________

- Kuro-chan? Wszystko w porządku? Bo wiesz, raczej na to nie wygląda. – błękitnowłosa kobieta spojrzała na Kuroko zaniepokojona i szybko przyłożyła dłoń do jego czoła. – Nie masz gorączki. Coś się stało?

- Nie, nic się nie stało mamo. – odpowiedział nawet na nią nie patrząc, a ona od razu wyczuła różnicę w jego zwyczajowym zachowaniu.

- Stało się. Przecież cię znam. – przewróciła oczami. – Wyglądasz bardziej przygnębiająco niż zazwyczaj. - zachichotała krótko, ignorując karcące spojrzenie swojego męża.

- Nic mi nie jest. Mówiłem ci przecież. – on również zignorował swojego ojca gdy ten spojrzał na niego zaniepokojony.

Przy stole zapanowała cisza. Kuroko ani jego matka, nie mieli zamiaru kłócić się pomiędzy sobą, a ta rozmowa tylko do tego zmierzała. Nawet jeżeli się z niego trochę podśmiewała, to tak naprawdę wiedziała, że jej syn ma jakiś problem, a na problemy dobry jest śmiech.

Zawsze chciała zaszczepić w synu tą radość do życia. Pragnęła by postrzegał świat tak samo jak, by potrafił dostrzec w nim dobre strony i cieszyć się szczerze tym, co ma. Jednak nigdy tak nie było. Od kiedy tylko pamięcią sięga jej syn izolował się od innych dzieci. Nie podzielał ich entuzjazmu do najzwyklejszych rzeczy. Martwiło ją to, ale nie potrafiła nic z tym zrobić. W momencie kiedy zaczęła wierzyć, że zawsze już tak będzie, w życiu Kuroko pojawiła się koszykówka. Jako jego matka, od razu zauważyła, że ten sport to coś co przyprawia go o szybsze bicie serca i sprawia, że jego życie nabiera sensu.

To był przełomowy moment w ich wspólnym życiu. Obydwoje, ona i jej mąż, uwierzyli, że wszystko będzie teraz szło w lepszym kierunku. Jednak mimo nadziei, że zajdzie w nim całkowita zmiana, tak się nie stało. Nie było to złe, bo zaczął wychodzić z domu, nie snuł się jak cień w czterech kątach, zdobywał przyjaciół (nawet jeśli się do tego nie przyznawał, ona to zauważyła). Ich życie stało się inne, ale nie koniecznie lepsze. Ale zawsze pokrzepiającą myślą było to, że ich syn znalazł coś co pokochał.

Jej aktualnym problemem było to, aby Kuroko znalazł teraz KOGOŚ, kogo mógłby pokochać. Wiele rzeczy na tym świecie daje szczęście, ale ona zawsze uważała, że życie bez miłości nie ma sensu. Miłość do syna sprawiła, że pojawiła się w niej ta obawa, że jej syn nie będzie w życiu szczęśliwy. A na coś takiego nie może przecież pozwolić. Jest w końcu jego matką.

Mimo wcześniejszej obawy przed kłótnią, postanowił zacząć ten temat. Miłość i zabezpieczenie idą przecież w parze. Jest już w odpowiednim wieku żeby o tym rozmawiać…

- Tak mamo wiem. Wiem skąd biorą się dzieci. – wypalił niespodziewanie błękitnooki.

- Skąd wiedziałeś, że właśnie o tym chcę z tobą porozma… A zresztą nieważne. Kto tam ciebie zrozumie. – westchnęła głęboko i energicznie zamieszała swój makaron.

- Kochanie, chyba nie myślałaś, że nasz syn nie wie o takich rzeczach. – po raz pierwszy, dość nieśmiało wtrąciła się do rozmowy głowa rodziny.

- Och. Czyli rozmawiałeś z nim na TEN temat. – spojrzała na niego z ukosa, ciekawa reakcji.

Pan Kuroko od razu spąsowiał, poruszył ustami jak ryba i odwrócił głowę, by nie patrzeć w oczy ani żonie, ani synu, który nagle zainteresował się ich rozmową.

- N- nie było t-takiej potrze- potrzeby. – wyjąkał.

- Ach ty mój mężu. – westchnęła teatralnie. – Cóż ja z tobą mam.

- Idylle. – podsunął Tetsuya.

- Piękne określenie synku. Porażasz mnie swoim artyzmem i bogatą wyobraźnią. – przymknęła delikatnie oczy, jak gdyby smakowała tę chwilę.

- Wiesz, że to nie miało sensu mamo. – ni zapytał ni stwierdził.

- Och, proszę przestańcie. – wtrącił pan Kuroko, uśmiechając się pobłażliwie na ich wymianę zdań.

- No proszę odezwał się. – spojrzała na męża chytrze. – Ten co własnego syna nie potrafił uświadomić. I wyobraź sobie, że nasz biedny syn, musiał cały zaczerwieniony wypytywać się o takie rzeczy swoich kolegów, których, uwaga, uświadomili najprawdopodobniej ich właśni rodzice. Co za ironia! – trudno było teraz stwierdzić czy pani Kuroko kpi z męża, czy raczej może jest całkiem poważna w swoich oskarżeniach.

- Nie przesadzaj kochanie. Za bar…

- Przeczytałem świerszczyki taty. – ni z tego ni z owego wtrącił Tetsuya.

- Co powiedziałeś synku? – od razu spytała jego matka.

Tetsuya głęboko westchnął, odkładając pałeczki i przyglądając się swoim rodzicom. Jego matka wyglądał na zaciekawioną i zszokowaną, a ojciec… Szkoda mówić.

- Sam się uświadomiłem mamo. Czytając świerszczyki taty. – widząc niedowierzający wzrok matki, dodał. – Lewa górna półka, w szafie, w waszej sypialni.

Gdy powiedział co miał powiedzieć, zabrał się do jedzenia, całkiem zignorował matkę, która pobiegła na piętro i ojca siedzącego przy stole, czekającego jak skazaniec na egzekucję. No cóż, to tylko zwyczajny obiad w domu rodziny Kuroko.



wtorek, 23 grudnia 2014

Drabble nr.3,4 - urodzinowy special

Widzę, że ludność blogerska postanowiła napisać coś z okazji urodzin naszej czerwonowłosej miłości, więc ja postanowiłam nie być gorsza. Z małym opóźnieniem, wyszło trochę kulawo, ale liczą się przecież dobre chęci :D
________________________________________________________________________________

Nr. 3

- Nie błagam zostaw! Przecież wiesz, że to nie dla ciebie.

- Ale ja chcę.

- Proszę przestań.
Jego cierpliwość sięgała granic. Nic dziwnego, bo przecież jak długo można znosić kaprysy sześciolatka. Jego małe ręce potrafiły wcisnąć się dosłownie wszędzie, nawet na wysoki kredens do tortu..

- Ty mała cholero przecież mówię, że to nie dla ciebie! – nie powinien na niego krzyczeć.

- I tak tego nie będzie chciał jeść. – mały czerwonowłosy chłopiec założył ręce na piersiach i spojrzał twardo na swojego ojca.

- Zje.

- Nie, nie zje. Bo Akashi otosan uważa, że Kouki otosan ma dwie lewe ręce.


Nr.4

- Smakuje ci Akashi?

Kouki niepewnie spoglądał na swojego męża, obawiając się, że może mały miał rację. To przecież wyjątkowy dzień, więc nic nie może pójść źle.

- Tak pyszne. – Akashi nie wyglądał, ani nie brzmiał przekonywujący, ale liczą się przecież chęci.

- Mały miał rację. Jestem beznadziejny, mam dwie lewe ręce.

Czerwonowłosy widząc, że sytuacja jest poważna, przystąpił do działania, chcąc pocieszyć bruneta. Nie na wiele się to jednak zdało. Kouki zaczął płakać.

Nagle rozległ się huk, a z szafy wypadł czerwonowłosy chłopiec, w przebraniu królika.

- Wszystkiego najlepszego tato.

Akashiemu pozostało teraz tylko świętować urodziny w gronie rodziny.




czwartek, 18 grudnia 2014

Krótka chwila radości 5

Rozdział dedykowany Yazu, która wzbudziła we mnie matczyne uczucia, zakładając własnego bloga:D
________________________________________________________________________________

- Eee…. Sensei mógłbyś mówić trochę ciszej? Naprawdę bardzo boli mnie głowa. – ignorowanie nie pomogło, więc może mały szantaż na coś się zda.

- Przepraszam Kurko-kun. Ja tu tak gadam, a ty tu tak źle wyglądasz. Już nic nie będę mówił. – obiecał nauczyciel, robiąc skruszoną minę co Kurko przyjął z ulgą. – Lecz wiesz Kurko-kun jak poczujesz się jeszcze gorzej to nie obawiaj się mi tego powiedzieć. Ja od razu przyśpieszę i będziemy szybciej. Wystarczy tylko jedno twoje słowo…

Błękitnowłosy miał ochotę walić głową o fotel, ale wiedział, że to tylko pogorszy jego, i tak już marny, stan. Jeżeli choć przez chwilę wierzył, że ten przestanie gadać to najwyraźniej grubo się mylił. Mógł się przecież tego domyślić, na lekcjach wcale inaczej się nie zachowywał i nawet jak pisali sprawdzian ten nie omieszkał czegoś dodać, czy nawet opowiedzieć im żartu. A to że ich nauczyciel nie miał poczucia humoru, wiedział każdy. Najlepiej kupić sobie zatyczki do uszu i czekać na cud, który jako jedyny mógłby ich uwolnić od tego idioty. Był zawsze bardzo miły, ale przy okazji niezmiernie irytujący. Nikt nie jest przecież idealny.

- No Kuroko-kun, jesteśmy na miejscu. – usłyszał po chwili zamyślenia i poczuł, że nauczyciel otworzył drzwi. – Nie wysiadaj sam, ja ci pomogę. – zareagował błyskawicznie nauczyciel, gdy błękitnowłosy przymierzał się do wyjścia z samochodu. – Jeszcze byś się znowu wywrócił i dopiero by było.

Nie odezwał się, ani kiedy nauczyciel pomógł mu wyjść z samochodu, ani kiedy wchodzili już do budynku. Jedyne czego teraz chciał to to, żeby ten idiota przestał gadać, a jego nos przestał boleć. Kompletnie ignorował ludzi wychodzących lub wchodzących do szpitala i tych, którzy rzucali im zaciekawione spojrzenia. Nawet jeżeli to szpital, to dziwnym widokiem jest dorosły mężczyzna, który prowadzi zakrwawionego nastolatka w sportowym stroju. Nie musieli daleki iść i już znaleźli się w szpitalnej poczekalni. Kuroko został posadzony na twardym, plastikowym krześle, a jego nauczyciel poszedł do rejestracji.

                                                   *   *   *

Błękitnowłosy od kilku minut siedział w szpitalu i czekał na swoją mamę. Stwierdzono złamanie, nos został nastawiony i takie tam inne. Kuroko nie chciał nawet o tym myśleć, bo na samo wspomnienie przypominał sobie ból, który odczuwał podczas nastawiania. Mimo że miał objawy wstrząśnienia mózgu, to lekarze stwierdzili, że to nic takiego i po kilku godzinach mu przejdzie. Był raczej nieufnie nastawiony co do oceny lekarza, a już zwłaszcza po tym jak nastawił mu nos. To był raczej rzeźnik niż lekarz, ale co on tu może.

Nauczyciel jak najszybciej zostawił go samego, wymawiając się jakimiś kartkówkami i sprawdzianami. Mimo początkowej troski, okazało się, że jest po prostu świetnym aktorem, ale tak naprawdę wcale  go to nie obeszło. Nauczyciel był mu obojętny, więc niby czym miał się przejmować? Było mu to nawet na rękę, skoro tak naprawdę miał do wyboru zostanie tu samemu i czekanie na mamę, lub poproszenie mężczyznę o zostanie i wysłuchiwanie jego bezsensownej gadaniny. Odpowiedź wydawał mu się prosta.

Nie miał nic do roboty, więc zajął się obserwowaniem ludzi, choć i to wydało mu się równie nudne co nic nie robienie. Można było tu spotkać dosłownie każdego, nawet obcokrajowców. Jedni byli pacjentami i można było to rozpoznać, przez różnorakie piżamy przez nich noszone. Panoszyło się tak też pełno ludzi z kwiatami, czekoladkami i owocami, którzy bez wątpienia przyszli odwiedzić chorą rodzinę lub ewentualnie przyjaciół. Nic tylko śmietanka towarzyska, a już zwłaszcza kurdupel, który był zajęty dłubaniem w nosie i przyglądaniem się błękitnowłosemu. Kuroko próbował posłać mu złe spojrzenie, które mogłoby odstraszyć małego, ale wyszedł mu tylko dziwny grymas, który wcale nie poruszył smarkacza. Westchnął tylko głośno i zajął się oglądaniem innych osób, na pewno milszych dla oka.

Po kolejnych minutach bezsensownego siedzenia, zauważył kogoś kto żywo go zainteresował i aktualnie szedł w jego kierunku.

- Witaj Kuroko. – przywitał się Midorima.

- Midorima-kun. – spojrzał na niego odrobinę nieprzytomnie, ale ostatecznie mógł zrzucić to na swoje domniemane wstrząśnienie mózgu.

- Co tu robisz Kuroko? – spytał się po prostu siadając obok niego na krześle.

- Nos.

- Co nos?

- Złamałem sobie nos. Kagami mi złamał nos i ogólnie. A potem było wstrząśnienie mózgu,. Ale nie stwierdzone przez lekarzy, ale na pewno domniemane przeze mnie. – trochę się mu poplątało, ale co tam.

Zielonowłosy spojrzał na niego zdziwiony, ale widząc jego dość mętny wzrok, po prostu kiwnął twierdząco głową, jakby na znak, że zrozumiał. Choć nie było to łatwe.

- A ty co tu robisz Midorima-kun? – błękitnowłosy postanowił przerwać chwilę milczenia, co bardzo do niego nie pasowało i drugi chłopak został ponownie zadziwiony.

- Moja ciocia od strony stryjecznej babki dalekiego wuja od strony kuzyna drugiego stopnia miała wypadek i mama zmusiła mnie żebym tu przyszedł. – wyjaśnił i poprawił okulary, rzucając przelotne spojrzenie Kurko, który wyglądał już odrobinę lepiej i jego wzrok nie był już tak mętny.

- Acha. – rzucił tylko i sprawdził czy czasem jego matka nie przyszła w końcu. Niestety się zawiódł.

- Słyszałem, że umawiasz się z Kagamim.  A to wydaje mi się dziwne, zważywszy na to, że co dopiero złamał ci nos. – rzucił niespodziewanie Midorima.

- Piłką, nie ręką.

- Co?

- Złamał mi nos piłką nie ręką. – widzą, że zielonowłosy nadal nie rozumie szubko dodał. – Wydawało mi się, że tak właśnie pomyślałeś, więc postanowiłem wyprowadzić cię z błędu.

- Nadal nie odniosłeś się do tematu randkowania. – zignorował jego wcześniejszą wypowiedź i ponownie zaatakował.

- Nie ma żadnego takiego tematu. – uciął krótko.


Wstał szybko widząc, że jego mama pojawiła się w szpitalu i nawet nie pożegnał się z Midorimą. Może gdyby to zrobił, zobaczyłby tryumfalną minę zielonowłosego.

niedziela, 14 grudnia 2014

Krótka chwila radości 4

Czułam się trochę winna, że po tak długiej przerwie, dodaje tylko taki krótki rozdział, więc napisałam jeszcze trochę, nie więcej niż w poprzednim. Nie będzie się działo nic spektakularnego czy coś, po prostu będzie miało to duże znaczenie dla dalszej akcji :D
________________________________________________________________________________


Czasami mamy ochotę dać kopa w dupę życiu, tak samo jak ono często nam daje. Mści się na nas nie wiadomo za co, wpędza w idiotyczne sytuacje, rujnuje nam wszystko. W takich momentach Kuroko, doskonale rozumie samobójców. Bo co może być większym kopniakiem dla życia, niż zakończenie go? Zemsta doskonała. Nie możesz się odegrać jak każdy normalny? Zabij. O konsekwencjach pomyśli się później.

Błękitnowłosy energicznie potrząsnął głową, próbując wyzbyć się tak idiotycznych myśli, jednak nie podniósł głowy bez przerwy, zapamiętale wgapiając się w swoje nogi. A to, okazało się błędem. Nie zaczął jeszcze nawet kolejnego monologu do samego siebie, kiedy osunął się po ziemi, uprzednio dostając piłką w twarz. Ciężką i twardą piłką. Na szczęście nie stracił przytomności, ale szybko zmienił co do tego zdanie, gdy cała drużyna podbiegła do niego, dając wyraz swojemu zaniepokojeniu.

- Kuroko! Cholera jasna, żyjesz człowieku!

- Kagami ty głąbie! Myślisz czasem co robisz!?

- Wiesz przecież, że nigdy nie skrzywdziłbym Kuroko umyślnie. Nie jego! – nie skończył nawet się tłumaczyć, a już pochylał się nad zakrwawionym chłopakiem, próbując zorientować się w sytuacji. – O boże, nic ci nie jest? Nie chciałem, przecież wiesz! Dlaczego nie złapałeś piłki, jak ją do ciebie rzuciłem?

Irytujący, bezmózgi palant. Kuroko był wściekły. Nie dość, że dostał od niego piłką w twarz i ma najprawdopodobniej złamany nos, to ten głupek ściska go boleśnie za ramię. Użył całej siły, żeby wyrwać ramię z imadła jakie tworzyła ręka Kagamiego i czując zawroty głowy, wstał z podłogi co skończyło się ponownym upadkiem.

- Kuroko. Daj sobie pomóc, możesz mieć wstrząśnienie mózgu. – z ulgą przyjął pomoc Riko, która odsunął Kagamiego i resztę spanikowanej drużyny.

Pomogła mu usiąść i delikatnie dotknęła jego nosa, na co Błękitnowłosy jęknął i szybko odwrócił głowę.

- Chyba jest złamany. – stwierdziła.

- Tyle to ja sam wiem. – odparł z przekąsem.

Riko, zignorowała go wstając i pomagając mu zrobić to samo. Nie obeszło się przy tym bez kilku przekleństw, bo Kuroko pomimo swojej nikłej postury, swoje ważył.

- Gdzie mnie zabierasz? – może i był odrobinę rozkojarzony i oderwany od rzeczywistości, jednak trudno mu było się nie zorientować, że kapitan o dłuższego czasu gdzieś go ciągnie.

- Do szpitala. – wyjaśniła krótko i szarpnęła nim krótko, chcąc żeby zmienił kierunek i nie uderzył w ścianę, która jego zdaniem wyrosła znikąd. – Uważaj trochę. – mruknęła i zamilkła nie zamierzając wdawać się z nim w rozmowę.

Oniemiały chłopak został zaprowadzony na zewnątrz i posadzony na ławce przed szkołą przez Riko, która wróciła do niej z powrotem.

Kuroko rozglądnął się po dziedzińcu szkoły, ale nie zobaczył żadnego ucznia. No tak jest jus po lekcjach, pomyślał zastanawiając się nad swoim nagłym przypływem głupoty. Poniósł dłoń do swojej twarzy i rękawem naciągniętym na rękę, próbował zetrzeć krew z twarzy, ale uświadomił sobie, że tylko jeszcze bardziej pogarsza sprawę, więc szybko zaprzestał działania. Zawroty głowy bezustannie mu o sobie przypominały i sprawiały, że czuł się jakby za chwilę miał zwymiotować.

Nie miał jednak czasu się nad tym długo zastanawiać, bo po chwili usłyszał, że ktoś wybiega ze szkoły. Tym owym kimś okazał się Kagami, który rozpędzony biegł w jego stronę. Niezgrabnie zatrzymał się tuż przed błęktnowłosym i pochylił się nad nim troskliwie.

- Jak się czujesz, lepiej? – zagryzł wargi, najwyraźniej nadal obwiniając się o to co przydało się jego ukochanemu.

- Nie ani trochę. – odburknął mu i odwrócił głowę w przeciwną stronę.

- To moja wina. – westchnął, bezceremonialnie siadając naprzeciw niego.

- Trudno nie zauważyć. – nie zamierzał bawić się z nim w czułostki i z zamiarem dokopania mu jeszcze bardziej postanowił obwiniać go. – Naprawdę powinieneś uważać co robisz. Mogłeś mnie normalnie zabić. – nie może mścić się na życiu, zemści się na jednym z gorszych jego elementów.

- Tak wiem, jestem kompletnym dur…

- Kuroko-kun! Jak z tobą? – kolejna porcja przeprosin ze strony czerwonowłosego została gwałtownie przerwana przez nauczyciela, który szedł w ich stronę razem z Riko.

- Sensei zawiezie cię do szpitala. – wyjaśniła pośpiesznie Riko, zauważając pytający wzrok błękitnowłosego.

- O-okej. – nie miał zamiaru oponować, bo przede wszystkim nie miał na to wystarczająco dużo sił.

- Chodź Kuroko-kun. Naprawdę nie wyglądasz za dobrze. No więc dostałeś piłką od kolegi z drużyny…

Kuroko modlił się tylko, żeby nauczyciel nie rozmawiał z nim przez resztę drogi. To by było zbyt wiele jak dla jego psychiki.

piątek, 12 grudnia 2014

Krótka chwila radości 3

Oto mój prawdziwy powrót. Nie liczę przecież drabbli, które dla mnie były zagłuszeniem poczucia winy. Nie dodałam od dawna tak naprawdę niczego konkretnego. Ten rozdział też jest bardzo krótki, ale to dla mnie lepsze niż nic. Miałam nie za dobry humor pisząc to, więc na pewno zauważycie różnicę w stylu jakim pisałam poprzednie rozdziały a to. Nie zjedźcie mnie proszę za bardzo.
________________________________________________________________________________  

Nie miał pewności o co chodzi, ale pewne podejrzenia kiełkowały mu już w głowie. Od dobrych pięciu minut czuł na sobie jego wzrok. Uwielbiał to miejsce, ale po ostatniej „randce” z Kagamim i obecnej sytuacji coraz mniej mu się tu podobało. Nawet jeśli mieli tu cholernie dobre szejki.

Nic nie mogło zmienić jego zdania co do absurdu tej sytuacji. Najpierw drużyna wysyła go na randkę z napalonym Kagamim, a teraz, najprawdopodobniej, już cało miasto wie, że Kuroko Tetsuya umawia się z Kagamim Taigą. To wierutna bzdura oczywiście, ale jeżeli ktoś spyta się go czy był na randce z czerwonowłosym, to zdecydowanie nie będzie mógł zaprzeczyć. Po pierwsze - dostał zakaz od Riko, pod karą śmierci długiej i bolesnej, po drugie – byłoby to zbyt oczywistym kłamstwem (kłamanie nie szło mu w ogóle), po trzecie – każdy będzie wierzył blondynowi, który musiał się im wtedy  napatoczyć i wszystko zobaczyć. Życie jest złe i okrutne, ale to raczej dla niego nic nowego. Kwestia przyzwyczajenia.

Mimo że obiecał sobie nie obrócić się w jego stronę, pokusa okazała się silniejsza. Gdy tylko obrócił głowę, przeszyło go intensywne, spojrzenie Murasakibary. Zaciekawione i nienezpieczne. Jeszcze bardziej niż niebezpieczne, przerażające. Przełknął głośno ślinę i powoli odwrócił głowę, wierząc że zbyt gwałtowne ruchy rozproszą Murasakibare i ten rzuci się na niego. Nie ważne jak bardzo było to absurdalne, tak właśnie czuł. Trudno mu było stwierdzić na pewno, ale raczej nigdy, nikt się na niego tak nie patrzył. Poczuł dreszcze, takie jak wtedy, kiedy Kagami niby przypadkiem otarł się o jego pośladek. Okropne.

Z myśli wyrwał go zgrzyt, metalowego krzesła o podłogę, a później wielka sylwetka, która przysłoniła mu słońce.

- Kuroko. – nie było to niczym konkretnym. Ot tak powiedziane sobie jego imię - chyba nie oznaczało to nic dobrego.

- Murasakibara. – odpowiedział mu tym samym, nie wiedząc o co Murasakibara jest na niego zły.

- Widzę, że sobie tutaj siedzisz. SAM. – podkreślił ostatnie słowo niskim warknięciem.

To było strasznie dziwne. Nie miał zielonego pojęcia czy jest zły o to, że jest tu sam czy o cokolwiek innego. Miał krótko mówiąc, papkę z mózgu. Czemu to musiało być tak cholernie dziwne?

- No tak, jestem sam.

- Ostatnio byłeś tu z Kagamim, prawda? – usłyszał w jego głosie oskarżycielską nutę i już wiedział o co chodzi fioletowowłosemu.

On też się w nim zakochał. To gorsze niż koszmar.

- No tak, ale to nie twoja sprawa.

Nie miał zamiaru czekać na dalszy rozwój wydarzeń, po prostu zaczął szybko zbierać swoje rzeczy.

- Gdzie idziesz? – głos chłopaka zmiękł, ale Kuroko miał dość facetów, którzy się za nim uganiają.

Czemu te wszystkie dziewczyny aż tak bardzo starają się żeby faceci się za nimi uganiali. To męczące i nierzadko irytujące. Na pewno nie chodziło o to, że to właśnie faceci się w nim zakochiwali. Płeć nie stanowiła dla niego większej różnicy, ale jakoś tak… nie potrafił. Nie potrafił się zakochać.

Zawsze starał się tłumić swoje uczucia i je ukrywać, bo to było o wiele wygodniejsze. Nie przeszkadzało mu to do momentu, w którym zrozumiał, ze przez taką postawą nigdy sobie kogoś nie znajdzie. Może zachowywał się zawsze obojętnie, ale był przecież człowiekiem, ON MA do cholery uczucia. Wiedział, że samotność kiedyś go dopadnie i nie będzie potrafił zmienić tego stanu rzeczy. Bo jeżeli dalej będzie tak żył, skończy jako samotnie mieszkający staruszek (o ile w ogóle dożyje starczego wieku), zrzędzący na wszystkich i wszystko, pomimo swoje młodzieńczej miłości do koszykówki, kiedy napotka jakąś piłkę, która uciekła dzieciakom, ukryje ją w domu i nigdy im nie odda. Czekało go nijakie życie, nijakiej osoby. Odczuwał w sobie bunt, kiedy wyobrażał sobie to wszystko. Nie chciał przecież tak skończyć.

Umiejętnie ignorował Murasakibarę, który próbował z nim porozmawiać. Nie chciał mieć nic do czynienia z żadnym ze swoich adoratorów, nawet jeżeli obiecywał sobie, że nie zostanie samotny do końca życia. Nie była to przecież brazylijska telenowela, nic nie musiało się dobrze kończyć, a już zwłaszcza dla niego. Może taki właśnie miał spotkać go los. Może tak będzie lepiej, nie dla niego oczywiście, ale już dawno przestał zwracać uwagę na cokolwiek. Świetnie mu szło ignorowanie całego tego świata, więc może kontynuacja tego nie będzie aż tak ciężka. Jeżeli  nie spróbuje to się nie przekona.

wtorek, 9 grudnia 2014

Drabble nr.2

Nikt pewnie nie zrozumie o co mi chodziło, ale i tak przeczytajcie. MidoKaga.
________________________________________________________________________________

- Tak, te ręce… te ręce są świetne.

- Świetne w jakim sensie? O co chodzi? Wytłumaczysz? Nie rozumiem.

- To, że nie rozumiesz wydaje mi się normalne.

- Normalne? To przecież nie jest normalne!

- Co nie jest normlane, to że nie rozumiesz? Wcale nie musisz niczego rozumieć wystarczy, że zaakceptujesz.

- Co miałbym zaakceptować!? Masz na myśli to! To nie jest czymś, czego chcę. Rozumiesz?

- Już mówiłem, nie trzeba niczego rozu…

- Wiem do cholery, tłumaczyłeś. Ale… czuje się taki…

- Taki śliski?

- Dokładnie! Ten krem jest śliski!


- Czyli to nie ja czynię cię śliskim.

środa, 3 grudnia 2014

Drabble nr.1

Jak dla mnie nie było mnie tu długo, więc teraz postaram się spiąć i dodawać kolejne wpisy częściej.
Pierwszy raz to napisałam, to znaczy drabble. Będzie ich dziesięć, wszystkie przepisowo po 100 słów.
Paring AoKuro.
________________________________________________________________________________

Najpierw pozbył się jego bluzy. Później przyszła kolej na koszulkę. Gdy spojrzał na jego twarz, postanowił na chwilę zaprzestać rozbierania i zająć się malinowymi ustami.

- Aomine-kun… nie gryź.

Nie pofatygował się aby odpowiedzieć błękitnowłosemu, tylko kontynuował, co zaczął. Z ust przeszedł na szczękę, z szczęki na szyję, którą również ugryzł co spotkało się z oburzonym prychnięciem. Rozpiął mu spodnie, ściągając przy okazji wszystko co miał na sobie. Przygotowany, pomyślał. Nie spojrzał na  niego po prostu wrócił do całowania jego ust. Jego dłoń trafiła na coś twardego, gładkiego i przyjemnego w dotyku. Sunął delikatnie dłonią.

- Kuroko, czemu zgoliłeś nogi?