piątek, 31 października 2014

Skrycie, nie w głębi 6

O kurcze. Trochę mi szkoda zawiadamiać was, że to ostatni rozdział tego opowiadania. Z drugiej strony cieszę się, że w ogóle udało mi się to jakoś zgrabnie skończyć. No ale nie będę was męczyć moimi wywodami tylko zapraszam do czytania :D

                                                                Rozdział 6


Zakryłem usta dłońmi, ale na to przecież było już za późno, palnąłem jak nigdy. Będę miał kłopoty. Chyba. Raczej. Nie jestem pewien, ale i tak lepiej przygotować się na najgorsze. Nie wiem czego mam spodziewać się od siebie samego co dopiero od niego.

Pod jego uważnym wzrokiem, wręcz niewidocznie odsunąłem się w stroną końca ławki. Nie żebym uciekał, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze, nie wiadomo co może mu przyjść do głowy.

Mimo że spodziewałem się jakiejś gwałtownej reakcji, on po prostu spojrzał na mnie, tyle że już spokojnie i zadał pytanie, którego na pewno się nie spodziewałem.

- Dlaczego tak uważasz?

- Dlaczego co? – mój głos był słaby, ale czego oczekiwać kiedy ja, spodziewałem się najgorszego, on zareagował spokojnie.

- Dlaczego uważasz, że jestem dupkiem? – spokój nie opuszczał go ani przez chwilę. Dziwne rzeczy dzieją się na tym świecie.

- Ja… - naprawdę trudno wybrnąć z takiej sytuacji. – Ja wcale tak nie uważam.

- Ale… powiedziałeś, że jestem dupkiem? O co ci chodziło?

- Ale ja naprawdę wcale… Uch! No ty serio jesteś dupkiem! – nie ma szans, nie dam rady go okłamywać kiedy robi taką minę. Wygląda jak zbity pies! – To co ostatnio robiłeś było dziwne!

- Myślałem, że dałem ci jasny komunikat, o co mi chodzi, wczoraj. – najwyraźniej niczego nie rozumiał.

- No dobrze, ale zrobiłeś to wczoraj! Na początku myślałem, że po prostu sprawia ci przyjemność wyżywanie się na kimś takim jak ja. Momentami wyglądałeś, jakbyś się naprawdę dobrze bawił moim zakłopotaniem, i w ogóle! – sam chciał wyjaśnień, więc ma.

- Nigdy nie chciałem robić czegoś takiego. – zabrzmiał jakby mnie o coś obwiniał. – Ale ty byłeś oporny!

-  Jaki oporny!? – niech sobie za dużo nie wyobraża, będzie miał o coś do mnie pretensje. Co jeszcze? Może kucyka pony!?

- No bo ja przecież się starałem. Zaprosiłem się na spotkanie w parku, ale ty się obraziłeś i sobie poszedłeś. Poszedłem z tobą na ten głupi ramen, byłem miły i w ogóle, a ty nagle stwierdziłeś, że nie jesteś głodny. – wyliczał na palcach wszystkie swoje zarzuty, a ja poczułem, że mimowolnie zbiera mi się na płacz. Przecież nie rozkleję się tu przed nim no!

Spróbowałem ukradkiem wytrzeć łzy, ale to na nic się zdało, zdążył zauważyć. Najpierw zastygł z półotwartymi ustami, a później bezradnie opuścił ręce. Wyglądało to tak jakby naprawdę się przejął. I może wcale się nie mylę? Może wcale nie jest dupkiem, po prostu nie potrafi okazać tego, że mnie…

- Akashi-kun? – to przypominało bardziej jęk niż pytanie, ale trudno może bardziej się zainteresuje tym co mam mu do powiedzenia. Jeżeli nie zadam mu tego pytania to na serio zwariuje.

- Co ci się dzieje? – o tak, jest jak najbardziej przerażony. Muszę wyglądać tragicznie, więc jest zaniepokojony.

- No nic. Ale ja muszę wiedzieć. – spojrzał na mnie zdziwiony.

Ja też dziwię się samemu, że to robię. A jak mnie wyśmieje, i powie, że wcale mu o to nie chodziło? Bo może chodzi mu tylko o wykorzystanie mnie!? Nie, nie mogę popaść w histerię to skończy się źle dla nas obydwóch. Dla mnie najgorzej, rzecz jasna.

- Co musisz wiedzieć? – wygląda na to, ze się uspokoił.

Skoro nic mi nie jest to czym się martwić. Towar nie uszkodzony. Cholera jasna! Bez histerii! Bez paniki! Dasz radę!

- Czy ty się we mnie zakochałeś?

Co zrobi? Dziwnie się na mnie patrzy. Oby tylko mnie nie wyśmiał. Poprawił się na ławce, trąc wierzchem dłoni po policzku. Spuścił wzrok by po chwili znowu na mnie spojrzeć i przybrać kolejny dziwny wyraz twarzy. W tym  tempie niczego się nie dowiem i przy okazji zdąża mnie wywieźć w kaftanie.

Nagle wstał, odrzucając piłkę, którą przez cały czas trzymał obok siebie i stanął dosłownie metr przede mną. Zadarłem odrobinę głowę choć jest ode mnie wyższy zaledwie trzy centymetry. W pewnie sposób, poczułem się przez to pewniej. Może i nie wiem co ma zamiar zrobić, ale przecież miał już czas żeby mnie wyśmiać, musi chodzić o coś więcej. Czyżbym się nie pomylił w swoich domysłach?

- Kouki. – jego głos brzmiał wyjątkowo miękko. Spodziewałem się chociaż, że będzie odrobinę zdenerwowany, ale on nic. – Ja… chcę żebyś wiedział, że… tak byłem dla ciebie okropny. Teraz, byłem okropny. Nie musisz niczego rozumieć. Jestem świadomy, że nie wiesz czego się możesz po mnie spodziewać. Ja sam, często tego nie wiem. – uśmiechnął się lekko do siebie, i kontynuował przez co ponownie poczułem na swojej twarzy jego ciepły oddech. – Nie musisz rozumieć, bo wystarczy, że będziesz wiedział. Będę szczęśliwy wiedząc, że to tobie nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.

- Ale co konkretnie? – to trochę ryzykowne pytać się o to tak po prostu, ale najwyraźniej mamy taką małą chwilę szczerości.

- Masz rację. Zakochałem się w tobie. –przymknął delikatnie oczy jakby delektował się tym co powiedział. – Muszę przyznać, że zmiękłem przez to. Ale to nic. Jeżeli to z twojego powodu to mogę choćby zostać wolontariuszem w hospicjum, w schronisku, czy cokolwiek innego czego wcześniej bym nie zrobił. Bo to przez ciebie, więc mi nie przeszkadza.

- No, ale dlaczego ja? –mimo że zacząłem to podejrzewać, to przecież od dawna wiedziałem jak marnym wyborem dla niego jestem.

- Tak po prostu. To mógłby być każdy. – nie owijał w bawełnę. – Wiem, że jesteś zwyczajny, taki prosty, ale nie przeszkadza mi to. To nawet lepiej. Łatwiej było mi na przykład ukrywać to przed tobą. – zaśmiał się, a ja nie potrafiłem powstrzymać się przed zawtórowaniem mu. Nigdy nie poznałem go od tej strony.

- Skrycie, nie w głębi co? – powiedziałem cicho do siebie.

Zauważyłem jego pytający wzrok, ale machnąłem tylko lekceważąco dłonią. Mógłby to źle zrozumieć i pomyśleć, że wątpię w jego uczucia. W jego uczucia do mnie, jak to dziwnie brzmi. Ale to dobre. Czuję, że dobrze się stało. Dobrze, że stoimy obok siebie i bez skrepowania śmiejemy się razem. Czy mogłoby być lepiej skoro nikt inny jeszcze nie był dla mnie kimś takim jak Akashi? Może kiedyś będzie ktoś inny, ale teraz jest to Akashi, więc się cieszę.

                                               THE END

środa, 29 października 2014

Skrycie, nie w głębi 5

Cudowny (jak dla mnie) rozdział prawie w całości poświęcony przemyśleniom Koukiego, na temat powszechnie uwielbianego Akashiego. Spodziewam się, że pewne osoby zwłaszcza zwariowana CLD ucieszy się z kolejnego rozdziału,więc jest dedykowany jej w całości.
  
                                              Rozdział 5

Czekam od dziecięciu minut na obiad. Powiedziała, że będzie za piętnaście minut i przekroczyła ten czas już o te cholerne dziesięć minut! Jestem tak głodny, że normalnie nie wytrzymam! Od wczorajszego popołudnia nie jadłem nic. Wstałem jakieś półgodziny temu i nadal nie zbyt dobrze radziłem sobie z przyswojeniem pewnych kwestii.

Szaleństwo wczorajszego dnia to coś, czego z pewnością nigdy nie pojmę. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek, ktokolwiek mnie porwie, a już zwłaszcza Aomine… Chociaż on zawsze wydawał mi się dziwny, pewnie nie tylko mnie. Na boisku zawsze zachowuje się jak dzikus, bestia boiska to dla niego świetne określenie. Ten szalony błysk w oku i pewność siebie, której często mu zazdroszczę. Cóż powiedzieć jestem najzwyklejszym tchórzem i dobrze pokazałem to wczoraj.

Nie miałem żadnego konkretnego pomysłu jak zareagować na pocałunek Akashiego. To nie było to samo co Aomine, było przyjemnie… Kłamałbym mówiąc, że mi się nie podobało, ale jaki to ma związek z tym, że po prostu nie powinienem? Akashi to Akashi. Jest kimś, ma osiągnięcia jest szanowany i lubiany, pewnie nie jedna dziewczyna o nim marzy. A ja taki nijaki Kouki miałbym z nim… w ogóle cokolwiek?

Muszę przyznać Aomine rację, Akashi naprawdę mnie podrywał. Jak sobie przemyślałem całe to jego zachowanie, to mi wyszło, że naprawdę musi tak być. Z jednej strony cieszę się z tego powodu. Ktoś taki jak on… i czasem, a nawet często jest dla mnie miły. Sprawia mi to niewyobrażalną przyjemność, ale jak już wspomniałem to nie moja liga. Nie powinienem pakować się w coś, co z góry nie ma szans się udać. Nie potrafię sobie wyobrazić naszej wspólnej przyszłości, nawet jeżeli bylibyśmy tylko przyjaciółmi. A on najwyraźniej chce ode mnie czegoś więcej i tu właśnie jest pies pogrze…

- Kouki! – nie zastąpione wezwanie mojej matki i zarazem prawda życiowa. „Drzyj się ile wlezie, a na pewno zostanie usłyszany”.

To zawołanie z jednej strony jest zbawienne, ponieważ oznacza to obiad, ale z drugiej strony wiem, że powinienem przede wszystkim na poważnie, jeszcze raz przemyśleć wszystkie za i przeciw, chociaż jak na razie znajduję dużo przeciw. Cholera! Czemu to właśnie ja, muszę mieć takie problemy egzystencjalne? Czemu tu nie może chodzić o wybór śniadania w szkolnej stołówce?

                                                  *   *   *

Większość osób na moim miejscu z pewnością chciałaby pobyć trochę sam na sam, ale ja nie potrafię. Przemyślałem już sobie wszystko, co nie oznacza, że zapadła ostateczna decyzja. Pierwsze posłucham tego co będzie mi miał do powiedzenia Akashi, a później dopiero powiem mu, że to nie ma sensu. Wtedy całą sprawa będzie skończona, decyzja zapadła, koniec kropka. Ani moja okropna matka nie zmusi mnie do zmiany postanowienia.

Każdy inny na moim miejscu nawet nie spróbowałby wypuścić z rąk takiego „towaru” jakim jest czerwonowłosy, ale ja to nie każdy. Myślę rozsądnie, choć może to brzmieć dziwnie z moich ust to prawda. Nigdy nie wyobrażałem sobie zbyt wiele, zawsze potrafiłem pogodzić się z sytuacją i z tym, że najzwyczajniej w świecie jestem nijaki, zwyczajny.

Skręciłem z chodnika i wszedłem na teren Rakuzan. Słyszałem, że popołudniami trenuje samotnie na sali. No pewnie, on jest samowystarczalny nie potrzebuje nikogo, ale jednak zrobił coś takiego i zakochał się we mnie, co wiąże się z kłopotami. Nie oszukujmy się JESTEM kłopotliwy, z prostego powodu mojej niezdarności. Nie sposób znaleźć druga taką niezgułę w jednym mieście. No i mamy kolejny powód, dla którego nie powinienem spotykać się z Akashim. Kompletna różnica w przysposobieniu społeczno-życiowym. No i jeszcze jedna sprawa, przez niego zacząłem używać takich trudnych i skomplikowanych wyrazów. Każdy inni pewnie by się ucieszył, bo to oznacza w jakimś tam stopniu wzrost inteligencji, ale nie ja. Jeżeli stałbym się mądrzejszy, automatycznie przestałbym być zwyczajny, a mi moja zwyczajność bardzo odpowiada. Jest bardzo bezpieczna.

Kiedy podszedłem w stronę sali, usłyszałem miarowe, charakterystyczne odbijanie piłki od podłogi. Może sobie go najpierw pooglądam? Zajrzę tylko przez chwilę na pewni się nie zorientuje. Co mi szko…

- Kouki, czemu się czaisz? – słysząc jego głos podskoczyłem przerażony.

Jak mogłem zapomnieć? Słynne „oko imperatora”, nie ma szans żeby czego nie zauważył. Zwłaszcza mnie, dziwnego, niezdarnego…

- Czemu nadal stoisz w drzwiach? – nawet nie zauważyłem, a ten podszedł do mnie. Poruszał się naprawdę cicho, a może to ja za głośno myślę?

- Tak tylko… - stojąc naprzeciw niego trudno ukryć zakłopotanie, cokolwiek trudno przed nim ukryć.

- No to chodź. – nawet nie spojrzał czy idę za nim, po prostu poszedł w kierunku ławki.

Przez ten czas wystarczająco mnie poznał i pewnie się zorientował, że ciężko mi jest, mu się przeciwstawić. Nie stałem długo w drzwiach tylko poszedłem za nim i po chwili niepewności zająłem miejsce na ławce, naprawdę blisko niego.

- Stało się coś? – próbował udawać, że nie zbyt interesuje go powód mojego przyjścia, ale i ja się trochę przez ten czas o nim dowiedziałem.

Nie tak prosto mnie wykiwać, nawet jeśli czuję się tak jakbym to ja sam robił z siebie idiotę. Wiem, że czasem muszę wykazać się odrobiną intelektu, wić jak mam tylko okazję to ćwiczę swoja spostrzegawczość. Nie żebym chciał zostać drugim Akashim.

- Nic konkretnego, po prostu… - celowo zawiesiłem głos żeby nareszcie przykuć jego uwagę. Udało mi się.

- No, powiedz. – teraz już jawnie wykazywał zainteresowanie. Dziej się z nim coś dziwnego. Rzadko kiedy zachowuje się tak nienaturalnie, nawet w moim towarzystwie.

Może i to wszystko było zastanawiające, ale przyszedłem tu z konkretnego powodu i rozdrabnianie się w niczym nie pomoże. Co będę owijał w bawełnę.

- Jesteś dupkiem. – cholera jasna!


To zdecydowanie nie to ci powinienem powiedzieć. Może i chciałem, ale na pewno nie powinienem. Moje obawy potwierdził autentycznie zdziwiony wzrok Akashiego. Będę miał kłopoty?

sobota, 25 października 2014

Skrycie, nie w głębi 4

To opowiadanie idzie mi dość sprawnie, więc najpewniej za niedługo pojawi się ostatni rozdział. Ten tu może nie jest idealny, ale ja jestem z niego bardzo zadowolona :D
________________________________________________________________________________

                                                  Rozdział 4

- A-aomine – kun? Mógłbyś wziąć tę rękę? – mój głos był stanowczo zbyt wysoki, ale jak mam reagować  kiedy jakiś diabeł mnie molestuje!

Już nigdy nie powiem, że Akashi jest zły czy straszny, jeżeli tylko ktoś pomoże wydostać się mi z tej sytuacji. Wiele bym oddał żeby to Akashi mnie porwał, on chociaż trzymałby swoje fantazje na wodzy, nie to, co ten tu… To najpewniej kara za każdy zły uczynek, a przecież nie było ich tak wiele. Jeśli ktoś mi pomoże z chęcią rzucę się w ramiona Akashiego i oddam mu się cały. Wszytko lepsze od niebieskowłosego szaleńca, który zaczął właśnie odpinać mi spodnie!

- Zabawa się dopiero zaczyna. – mógłbym powiedzieć, że wygląda strasznie, przerażająco, obrzydliwie i odpychająco, ale wystarczy wyobrazić sobie Aomine, który się do ciebie dobiera.

- Naprawdę myślisz, że to najlepszy sposób na zemstę? – próbowałem grać za zwłokę. Ktoś powinien mnie przecież szukać! Nawet jeżeli wydaje mi się, że nie ma mnie dopiero, naprawdę krótko. Choć to może nie być takie proste skoro ja sam nawet nie wiem, gdzie się znajduję.

- Oczywiście, że tak. – nie przemyślał nawet za bardzo moich słów. – Po za tym to będzie bardzo przyjemna zemsta.

Powinienem nadal protestować, ale zamknął mi usta agresywnymi pocałunkami. Próbowałem ugryźć go w język, w ramach sprzeciwu, ale kiedy to zrobiłem, sprawiło mu to najwyraźniej przyjemność. Zszedł z nimi na moja szyję, a jego ręce zaczęły zsuwać mi spodnie.

- Aomine! – krzyknąłem nie na żarty przerażony. Do kiedy jego zachowanie było niegroźne miałem nadzieję, że tylko próbuje mnie nastraszyć, ale teraz już wiem, że nie ma zamiaru dać mi spokoju i wcieli w życie swoją „zemstę”.

- Kouki. – spojrzał na mnie z przekornym uśmiechem. – Nie bądź taki. Wystarczy, że zaczniesz współpracować, a nam obydwu będzie przyjemnie.

Przejechał mi językiem po policzku ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego. Mimo że nie chciałem prowokować go moim zachowaniem, wzdrygnąłem się mimowolnie, co najwyraźniej on odebrał jako dobry znak i przyzwolenie na dalsze działanie.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że jeżeli nie zacznę działać skończy się to naprawdę źle. On mnie… Nawet nie potrafię wypowiedzieć tego słowa, to takie ohydne.

W ostatnim desperackim akcie próbuję go kopnąć, ale niewiele to daje. Wygląda na to, że nic już nie mogę zrobić. Aomine ma rację, lepiej jeżeli zaczną współpracować, dam sobie spokój z kolejnymi próbami …

W  tym właśnie momencie słyszę huk. Co się do cholery dzieje!? Spoglądam w stronę drzwi i widzę, że właściwie to ich nie ma na swoim miejscu, bo leżą na ziemi.

Po chwili już widzę jak zwalisty mężczyzna zrzuca ze mnie Aomine. Wycieram szybko łzy, które nie wiadomo kiedy, pojawiły się na mojej twarzy. Zdezorientowany przyglądam się jak mężczyzna, kilka razy uderza niebieskowłosego w twarz i nadal przytomnego wywleka z pomieszczenia. Mój szok nawet nie zdążył minąć a już czuję jakieś delikatne ręce, które mnie oplatają.

- Kouki wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił? – szybko dociera do mnie, że to Akashi przyciska mnie do siebie, obsypując, rozgorączkowanymi pytaniami.

- Akashi – kun? – mój głos jest płaczliwy, co tylko wzmaga zaniepokojenie Akashiego, który daje mu upust jeszcze silniej przyciągając mnie do siebie.

- Pewnie że to ja.

Odsunął mnie od siebie delikatnie i spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem. Powoli starł mi resztkę łez, poprawił włosy, które stały mi na wszystkie strony. Kucnął na podłodze i pomógł mi ubrać spodnie, które niebieskowłosy zdążył mi z ciągnąć do kostek. Jego usta były przez cały ten czas zaciśnięte w wąską kreskę, przez co zbielały. Przestraszyło mnie jedno spojrzenie w jego oczy, z których można było wyczytać furię. Poczułem się winny jego stanowi.

- Przepraszam Akashi-kun. – wyszeptałem kryjąc twarz w dłoniach.

- Za co mnie przepraszasz Kouki? –odciągnął mi ręce od twarzy i zmusił, bym spojrzał mu w oczy, które jak reszta jego ciała odmalowywały wyraźne zdziwienie.

- Przeze mnie… przeze mnie się zdenerwowałeś. Byłeś z-zły… jesteś na mnie zły. – poczułem jak łzy zbierają się w kącikach moich oczu.

- Na ciebie! – podniósł głos, ponownie się denerwując. Wstał i zaczął chodzić w jedną i drugą stronę, próbując się jakoś uspokoić. – Nie jestem ani trochę na ciebie zły. Jestem wściekły na Aomine! Ten dureń pozwolił sobie na zbyt wiele i wciągnął cię w sprawy, które ani trochę ciebie nie dotyczą!

Widząc łzy w moich oczach, ponownie do mnie podszedł i wytarł mi je z czułością.

- Nie masz zielonego pojęcia, jak bardzo się o ciebie martwiłem. Kiedy Kuroko zadzwonił do mnie, że twoja mama, dzwoni do wszystkich członków twojej drużyny szukając ciebie, strasznie się zdenerwowałem. Nie było cię w domu prawie od dziesięciu godzin.

- Tak długo? – zdziwiłem się, ponieważ cały ten czas wydawało mi się, że nie ma mnie w domu od najwyżej godziny. – Wydawało mi się, że krócej.

- Musieli ci wstrzyknąć jakieś narkotyki. – przejechał palcem wskazującym po miejscu ukłucia igły. Wzdrygnąłem się na ten przyjemny gest.

- I na serio martwiłeś się o mnie? Myślałem, że jesteś na mnie zły o to co się stało na naszym ostatnim spotkaniu. Byłeś wtedy taki zły, najpewniej na mnie… - mimowolnie skuliłem się na wspomnienie jego wzroku.


- Zachowałem się głupio. To wcale nie była twoja wina. Przepraszam. – chwycił moją twarz w dłonie i poczułem delikatne pocałunki, które tym razem składał mi Akashi.

piątek, 24 października 2014

Informacja

Kto zauważył ten zauważył, że założyłam nowego bloga. Nie obrażę się jak ktoś na niego nie wjedzie, przecież nie ma przymusu. Będzie tam można znaleźć opowiadania i bajki o różnej tematyce.
Jeżeli ktoś jest ciekawy to zapraszam :


poniedziałek, 20 października 2014

Skrycie, nie w głębi 3

Jak na ostatnie czasy szybko dodaję kolejny rozdział. Najprawdopodobniej z racji tego iż poprzedni był krótki. Ten jest tylko o jakieś 200 słów dłuższy, więc szału nie ma.
Wygląda trochę inaczej niż na początku zaplanowałam, ale efekt i tak mnie zadowala.
Miłego czytania :D
________________________________________________________________________________

                                                 Rozdział 3


- Yyyyyyy… eeeeeeeeeeeeee. – po całym pokoju roznosiły się dość niecodzienne dźwięki.

- Co ty tam robisz? – z dołu można było usłyszeć pytając krzyk i kroki, które z każda chwila coraz bardziej się przybliżały.

Ja cie, pomyślał zniechęcony Kouki, znowu mama.

- Ja… nic. – przeciągnął się na łóżku. – Po prostu umieram. – teraz zwrócił się już bezpośrednio do matki, która właśnie stanęła w drzwiach jego pokoju.

Była to kobieta dobrze po czterdziestce. Jej swobodna fryzura i jeszcze bardziej swobodny strój wskazywały na to, że to kura domowa z wieloletnim stażem. Nie wyróżniała się niczym specjalnym, jeżeli chodziło o wygląd. Jej syn jest bardzo podobny do niej. Zwyczajny.

Tak niby taki zwyczajny, a jak przyjdzie co do czego to taki Akashi się za mną ugania, chcąc nie wiadomo czego. Kouki opracował już do perfekcji monologi, które prawo miał ujrzeć tylko jego umysł. Oto kolejna rzecz z powodu,  której pan Wielki kapitan nie powinien w ogóle widywać się z panem Wielkim przeciętniakiem.

- A no to dobrze. – najwyraźniej  w ogóle nie była zaciekawiona odpowiedzią syna. – Pójdziesz do sklepu.

- Co? Nie. – protest był natychmiastowy. Kto z takim humorem jak on wychodziłby gdziekolwiek, nawet z pokoju.

- Masz listę i nie zapomnij kupić niczego. – ignorancji ciąg dalszy. Podała mu małą kartkę, na której zmieściło się nad spodziewanie wiele produktów.
-
 Jak mam to niby przytargać do domu. – spojrzał sceptycznie na matkę, pokazując jej kartkę, którą przecież sama napisała.

- Nie narzekaj, tylko się pośpiesz bo pozamykają wszystkie sklepy.

                                                  *   *   *

- Co ja jestem służba całodobowa żeby się mną wysługiwać?

Czasami nie wystarczały mu wewnętrze monologi i musiał się posiłkować jawną rozmową z samym sobą. Na szczęście było już ciemno, więc mało kto szedł ulicą co dawało mu odrobinę prywatności w jego wewnętrznych rozterkach, uzewnętrznianych skrupulatnie. Mówiąc prościej : nie ma to jak pierwsze objawy psychozy.

Nigdy nie czuł obawy przed ciemnością, ponieważ jago matka nigdy nie opowiadała mu strasznych historii o potworach czających się w mroku. Nie musiała, był grzeczny i posłuszny, co odbiło się na jego przyszłości czyniąc go niepewnym siebie i swoich umiejętności. Czasem dobrze jest się chociaż trochę zbuntować.

Wyszedł z ciemnej alejki, która była świetnym skrótem, rzadko stosowanym przez kogokolwiek. 
Wszedł na chodnik, który przylegał do mniej uczęszczanej drogi, ponieważ nie kierowała ona do centrum. Mimo lamp stojących przy chodniku, rzuciło mu się w oczy jaskrawe światło samochodu, który wypadł nagle zza zakrętu. Z nim zdążył się obejrzeć, usłyszał obok siebie pisk opona.

W ciągu kilku sekund ujrzał otwierane drzwi i wysokiego mężczyzną, który wysiadł z samochodu. Nie zdążył mu się przyjrzeć, ponieważ ten szybkim ruchem założył mu coś na głowę i już siedział w szybko odjeżdżającym samochodzie.

Jedynym dowodem na to, że ktokolwiek tędy szedł były porzucone na chodniku zakupy.

                                               *  *   *

Usłyszał cichy, równomierny stukot. To z pewnością go obudziło. Zanim jeszcze otworzył oczy pocierając miejsce na szyi, w które, jak pamiętał, zaaplikowano narkotyk. Gdzie się podziewa ta nieświadomość, towarzysząca ludziom zaraz po porwaniu?

Nie mogąc wytrzymać z niepokoju i irytacji z powodu niewiadomego pochodzenia stukotu, otworzył oczy. To co zobaczył, nie było tym czego się spodziewał. Myślał, że zastanie tu jakiegoś seryjnego mordercę lub zboczeńca, mimowolnie wzdrygnął się na te myśli, ponieważ osoba siedząca przed nim, z tego co wiedział, nie była psychopatą. Choć najwyraźniej nie znał go tak dobrze jak myślał.

- Cześć Kouki. – przywitał się zadowolony z siebie Aomine. Z ust nie schodził mu olśniewający uśmiech.

- A-aomine – san! – wydał odgłos pomiędzy jękiem a krzykiem. A może było to, to samo?

- Nie musisz być taki oficjalny kotku. – ostatni wyraz był przepełniony erotyzmem, przez co Furihacie zrobiło się nie dobrze. Horror w kinie 5D.

- Kotku? – spojrzał na niego jak na wariata i od razu tego pożałował. Zdążył zobaczyć jak niebiesko włosy oblizuje usta.

- Po coś cię tu przytargałem, no nie? – zwrócił się do niego jakby było to oczywiste. Nie dla szatyna, rzecz jasna.

- Ty? – spytał głupkowato.

- Nie osobiście. Ale poprosiłem starych kumpli żeby cię tu odholowali. – a co ja samochód, pomyślał zły gdy już odzyskał jasność umysłu, po pierwszym szoku. – Pewnie nie rozumiesz po co cię tu zaprosiłem. – zaprzecza sam sobie. – No więc chodzi o to, że słyszałem o tym jak bardzo nasz kochany kapitan Seijuro zabiega o twoje względy.

- Zabiega o moje względy? – powtórzył jak w transie, ponownie przenosząc się do znanego tylko jemu świata.

- Prościej mówiąc : podrywa cię. – wyjaśnił, przewracając oczami.

Gdy już zrozumiał sens słów Aomine i przyjął je do siebie, zapytał:

- Ale c-co to ma do rzeczy?

- Pewnie dobrze wiesz, że Akashi zawsze nami rządził, robił co chciał i przede wszystkim, miał co chciał. – tu spojrzał na szatyna znacząco. – Więc ja postanowiłem zabrać mu z przed samego nosa to czego tak bardzo szuka.

- Czyli? – przerażało go intensywne spojrzenie Aomine i fakt, że ten systematycznie się do niego przybliżał.

- Jak myślę, jeszcze ze sobą nie spaliście, co?


niedziela, 19 października 2014

Skrycie, nie w głębi

Fakt, że rozdział jest bardzo krótki, ale w pewnym sensie o to chodziło. Chciałam pokazać ten jeden moment, ale tak żeby nie pokazywać specjalnie uczuć bohaterów.
Oby się spodobało, miłego czytania :D
________________________________________________________________________________

                                                  Rozdział 2

Jeszcze jedno spojrzenie. Jeszcze jedna krótka chwila. Nadal nie rozumiem. Nadal nie rozumiem jak to się stało, że siedzę tu teraz przed nim, czując to spojrzenie. Tak jeszcze jedno chore spojrzenie. Może nie tyle chore co zboczone. O przenajświętszy co złego uczyniłem, że pokarałeś mnie jego zainteresowaniem?

- Czemu nie jesz? – zdecydowanie zły. – Przecież mówiłeś, że lubisz ramen.

- No tak… ale nie jestem głodny. – oczywiście zawsze muszę narobić sobie kłopotów.

Słysząc moją odpowiedź rzucił zirytowany sztućcami o talerz, rozsypując przy okazji trochę jedzenia. Odsunął go na bok i oparł twarz na dłoniach, które minimalnie acz widocznie, trzęsły się. To dość niecodzienny widok, a raczej w ogóle nie spotykany. Akashi w każdej sytuacji potrafi zapanować nad swoimi emocjami by nie wzięły nad nim góry. Nie tym razem.

Jeżeli kiedykolwiek powiem, że nie mam żadnego wyróżniającego się talentu, proszę mnie poprawić. Jak nikt i jako jedyny, potrafię wyprowadzić z równowagi czerwonowłosego diabła kiseki no sedai, w psiej skórze. Czy jak to tam szło.

Nie patrzyłem na niego, wytrwale wgapiając się w porysowany stół w barze z ramen. To mało ciekawe miejsce na spotkanie z kimś takim jak Akashi, ale przecież powiedziałem mu, ze lubię ramen. Chociaż szczerze nie wiem dlaczego aż tak zależało mu pójść, zjeść coś, co lubię właśnie ja.

Po chwili niepewności postanowiłem, że należy jakoś zareagować. Nie wiem, może go przeprosić? Błagać o wybaczenie? Bo na pewno złym pomysłem jest pozostawienie tego tak jak teraz.
-
 A-ale z chęcią zjem trochę. – powiedziałem odrobinę zbyt głośno, co zdradziło moje zdenerwowanie. Skłamałbym mówiąc inaczej.

Po moich słowach podniósł głowę, splótł palce i oparł na nich brodę, przekrzywiając odrobinę głowę. Wyglądał teraz jak zaciekawiony pies, który słucha słów swego pana, ale nic nie rozumie.

- Powiedziałeś – zaczął powoli. – że nie jesteś głodny. – jego spojrzenie przewiercało mnie na skroś, a ja nie wiedząc co robić spuściłem swój wzrok. – Furihata! – warknął przez zaciśnięte zęby.

- Tak?! – słysząc ten nienaturalny dźwięk, z jego ust poderwałem głowę i wyprostowałem się na stołku. Czułem się trochę jak dziecko karcone przez matkę, więc trudno mi było mu się sprzeciwić.

- Jeżeli nie jesteś głodny to nie jedz. – nie zwrócił uwagi na moje zachowanie. – Idziemy  stąd.

Czekając aż się pozbieram, zapłacił za jedzenie nie przejmując się tym, że ani ja ani on nawet nie spróbowaliśmy. No tak, dla niego głodujące dzieci w Afryce to inna rzeczywistość.

Wybiegłem za nim, ponieważ najwyraźniej było mu spieszno. Szedł przed siebie nie oglądając się za mną.
-
 Akashi! – zawołałem i stanąłem, nie mając siły by nadal za nim biec. On najwyraźniej nie zwracał uwagi na dystans jaki już przebył i uparcie parł przed siebie.

Odwrócił się gwałtownie słysząc mój głos, a ja doskonale mogłem zobaczyć jak zły jest.

- Po co za mną idziesz? – odezwał się z nienawiścią i nie poruszając się ani o krok. – Najwyraźniej moje towarzystwo ci przeszkadza, więc nie ma sensu byś nadal za mną szedł. Mam dość twojej ignorancji.

- Ignorancji…? – szepnął do siebie, by po chwili zwrócić się już do czerwonowłosego. –Jakiej ignorancji? Nie rozumiem co ci cho… - nie skończyłem wiedząc, że nie ma sensu abym nadal się wysilał. Nie słuchał mnie wcale, lecz mnie zignorował. A sam przed chwilą miał pretensje do mnie o jakąś ignorancję.

Patrząc w ślad za nim nie mogłem zrozumieć o co chodzi. W jednej chwili strasznie się mną przejmuje, w drugiej już wypowiada słowa, które nie wiedzieć czemu mnie ranią. Jak mogę z kimkolwiek rozmawiać, a zwłaszcza z nim skoro nie rozumiem samego siebie?


czwartek, 9 października 2014

Skrycie, nie w głębi

Zamiast pisać kontynuacje piszę coś nowego. Wiem, powinnam skupić się na tym co już mam, ale strasznie mnie gryzła myśl, że jeszcze nie napisałam nic o mojej ulubionej parce. To było zdecydowanie silniejsze ode mnie.
Krytykujcie, oceniajcie tylko nie ośmieszajcie :D

________________________________________________________________________________
                                               Rozdział 1

Przestraszyłem się słysząc  nagły trzask, myśląc że w końcu przyszedł. Na moje szczęście to był tylko kot.

Siedzę jak na szpilkach od kilkunastu minut. Umówiłem się, a raczej zostałem zmuszony do przyjścia, na spotkanie z Akashim. Niewiele rzeczy byłoby w stanie mnie zmusić do czegoś takiego, więc jego wzrok był wtedy bardzo przekonywujący. Aż trudno było mmi się mu oprzeć, ze strachu. 

Ponownie wzdrygnąłem się na myśl o nim. Bałem się go po prostu, a on wiedząc to ciągle to wykorzystuje. Okrutny.

Rozejrzałem się uważnie, ale nadal go nie widziałem. Obecnie jest już spóźniony trzydzieści pięć minut. A ja ciągle tu siedzę jak ten idiota. Pewnie siedzi sobie teraz wygodnie w domu i śmieje się z mojej głupoty. Okrutny.

Wstając, zapiąłem bluzę i skierowałem się  w stronę domu. Nie będę siedział tu przecież przez cały wieczór zwłaszcza, że o tej porze jest już zimno.

- Gdzie się wybierasz Kouki – kun. – usłyszałem nagle, jak najbardziej znajomy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem za sobą Akashiego, który najwyraźniej nie był zadowolony.

- J-ja idę do domu. – zająknąłem się widząc, że zbliża się do mnie coraz bardziej.

- Miałeś na mnie czekać. – teraz był bardziej zirytowany niż zły, więc zdobyłem się na trochę odwagi.

- Nie było cię ponad pół godziny. Niby dlaczego miałbym tu siedzieć i marznąć? – spytał hardo, czego zaraz pożałował.

- Ah tak. – teraz już prawie się stykaliśmy.

Mogłem doskonale zobaczyć, że jest wyższy ode mnie tylko kilka centymetrów, ale mnie i tak nadal wydaje się, że góruje nade mną.

- Nie interesuje mnie to. – zaatakował mnie nagle. – Chciałem się z tobą spotkać, więc powinieneś się z tego powodu cieszyć i nie narzekać. – jedyne czego pragnąłem teraz, to umrzeć i odrodzić się jako kot. Nie byłbym narażony na gniew Akashiego i wygrzewałbym się w ciepłym domu mojego właściciela. Byłbym rozpieszczany i mógłbym się bezwstydnie wylegiwać całymi dniami.

Marzenia. Rzeczywistość jest z goła inna i Akashi wygląda na coraz bardziej zirytowanego moim brakiem reakcji. Gdyby czytał w myślach, aż dziwne, że tego nie potrafi, z pewnością wiedziałby, że spustoszył mój umysł i zostawił w nim jedynie idiotyczne marzenia o byciu kotem i jak najszybszej ucieczce.

Stało się coś? – zapytał odrobinę łagodniej. Najwyraźniej zaniepokoił go mój idiotyczny wyraz twarzy, ja z pewnością sam bym się wystraszył gdybym zobaczył siew lustrze.

- J-ja ten… b-bo widzisz… żeby tam… i-i ten tego. –o kurde kompletnie ze świrowałem, sam już nie potrafię się wysłowić.

- Kouki? – spytał wyraźnie zmartwiony, a mi tylko urosła gula w gardle.

- J-a – ponownie spróbowałem. –nie z-zbliżaj się! – nareszcie mi się udało, aż poczułem ulgę.

- Co? –  zdecydowanie nie wyglądał już na zmartwionego. Znów wyglądał jak mój największy koszmar.

- Yyy. – nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji podjąłem jedyną słuszną decyzję. Zwiałem.

Słyszałem jeszcze przez chwilę Akashiego, który mnie wołał, ale podczas ucieczki nie docierał do mnie sens jego słów.

                                                    *   *   *

- Wszystko w porządku? – spytał po raz kolejny Teppei.

- Tak w porządku Teppei – senpai.

-Ale na pewno? – brnął dalej.

- Tak na pewno Teppei – senpai.

- Jesteś pewien? – nie przestawał.

- Tak jestem pewien Teppei – senpai.

- Ale czy… - nie dokończył, gdyż rzuciłem się na niego.

- Teppei– senpai! – zdecydowanie mam łzy w oczach.

- Co się dzieje? – zapytał, zanim jeszcze uderzyliśmy o ziemię.

- Czuje się prześladowany. Nie. Nie czuję się, ja jestem prześladowany. – ale tragizm.

- Co? – spytał zdębiały. – Ale kto?

- Co kto? – czemu zadaje takie idiotyczne pytania, kiedy ja cierpię!

- No kto cię prześladuje? – wyjaśnił, pomagając mi wstać. – Kagami?

- Kagami? Czemu Kagami? – przecież mógł pomyśleć o każdym, więc dlaczego myśli, że chodzi mi o Kagamiego?

- Kto go tam wie. Robi czasem dziwne rzeczy. To mógłby być on.

- Nie to nie on. – nie miałem siły bawić się z nim w podchody. – To Akashi – san.

- Akashi – san? – spytał nienaturalnym głosem i zanim się obejrzałem, już szedł w przeciwnym kierunku.

- Gdzie idziesz? Czemu mnie zostawiasz? – mało powiedziane, że byłem zrozpaczony jego nagłym odwrotem. Jakbym miał ebole czy coś.

- Nie zrozum mnie źle czy coś… - był zakłopotany i najwyraźniej przestraszony. To źle wróży. – Ale wolałbym nie zadzierać  z Akashim. On jest niebezpieczny i w ogóle. – wytłumaczył dość koślawo co, szczersze powiedziawszy, wcale mnie nie przekonało.

- No i właśnie dlatego powinieneś mi pomóc. Jest niebezpieczny. – przypomniałem mu jego słowa.

- Przepraszam. – był wyraźnie skruszony. – Będziesz musiał sobie z nim sam poradzić. – i tyle go widzieli.

                                                     *   *   *

- …no więc chyba rozumiesz, że koniecznie musisz mu pomóc. – nie owijałem w bawełnę i pokrótce, wyjaśniłem Hyuudze swoją sytuację.

- Ja…

- Nie próbuj odmawiać mi pomocy! – wtrąciłem zanim zdążył odpowiedzieć. Po jego minie zorientowałem się co chcę powiedzieć. Ostatnio coraz częściej mam te dziwne napady odwagi.

- Przykro mi, ale to właśnie muszę zrobić. – wcale nie wyglądał jakby było mu przykro. – Powinieneś sam poradzić sobie, ze swoimi problemami.

- Ale senpai… - ten też zniknął jak we mgle.

                                                    *   *   *

- Kuroko- kun, przecież znasz Akashiego, był twoim kapitanem. Tylko ty mi zostałeś.

- A Riko? – spytał ze stoickim spokojem, który najwyraźniej nigdy go nie opuszczał.

- Riko? – zajęczałem smętnie. – Ona… to dziewczyna. Riko to… Riko. Ona się nie nadaje. – pokręciłem przecząco głową jakby na potwierdzenie swoich słów.

- Nie pomogę ci. – tego to nawet nie zauważyłem, kiedy zniknął.

Usiadłem na krawężniku i popadłem w depresję. Tak to na pewno to, nie pozostało mi nic innego tylko przeleżenie wszystkiego w łóżku, a na koniec śmierć. Najlepiej będzie skoczyć z dachu szkoły. To dobry plan.


wtorek, 7 października 2014

Lista uczuć

Wiem, że niektóre osoby z chęcią przeczytałby kontynuację ,,Krótkiej chwili radości", ale nie mam na to weny, więc dodałam takie coś o Akashim. Mama nadzieję, że się spodoba :D
____________________________________________________

Po raz kolejny czytał plan treningu na przyszły tydzień. Skonstruował go specjalnie na potrzeby swojej drużyny, więc najprawdopodobniej inni zawodnicy nie potrafiliby go dobrze wykorzystać, a w ogóle wykonać. Od zawsze czuł się potężniejszy od innych. Był świadom tego jak bardzo górował nad innymi. Wiedział, że on nie jest jak wszyscy inni.

Rodzice od zawsze wymagali od niego perfekcji i świetnych wyników. Nigdy ich nie zawiódł. Był najlepszy, zawsze i wszędzie. Nie raz i nie dwa na bankiecie czy przyjęciu, słyszał jak znajomi rodziców gratulują im takiego wspaniałego i idealnego dziecka. Czuł na sobie zazdrosne spojrzenia. Przestał przychodzić na te przyjęcia. Znienawidził to.

Pierwszym sportem jaki uprawiał było łucznictwo. Fascynował go cały ceremoniał, tradycyjne stroje i łuki, które nie posiadały nowoczesnych celowników i tym podobnych nowinek. Prostota i tradycja. Po kilku tygodniach treningów okazało się, że nie było w klubie nikogo kto strzelałby celniej od niego. Zewsząd otaczał go podziw i znów czuł na sobie zazdrosne spojrzenia. Znienawidził to.

Potem było shogi. Był mądry i miał strategiczny umysł, więc nie trudno mu było zacząć wygrywać. Wygrywał po kolei wszystkie rozgrywki. Znów był najlepszy, ale nie było zazdrości, czuł podziw, którym otaczali go starsi zawodnicy. Pokochał to.


Gdy poszedł do gimnazjum odkrył koszykówkę. Uprawiał wcześniej sport, więc nie miał problemów by dostać się do drużyny i radzić sobie na treningach. Na początku tak jak wszyscy był przekonany, że ciężką praca może go uczynić najlepszym. Ale po pewnym czasie widząc, że inni pomimo starań nie odnoszą większych sukcesów zrozumiał, a trzeba mieć w sobie to coś. Zaczął widzieć jak kilkoro pierwszoklasistów zaczęło się wyróżniać, wraz z nim. Byli lepsi od innych i mieli unikalne umiejętności. Zrozumiał, ze podstawa jest talent. Wcześniej robił wiele rzeczy i wychodziły mu, ponieważ miał talent do wielu rzeczy. Razem z tymi kilkoma wyjątkami szybko zaczął przodować w grze i wkrótce stali się pierwszym składem, ostoja drużyny. Byli nie do pokonania, potężni. Nie czuł ponownie zazdrosnych spojrzeń, ani nawet podziwu. Zaczęli się go bać i szanować. Pokochał to.
_____________________________________________________
Dla niektórych może być dziwne, że jest tutaj tylko o miłości i nienawiści, a powinno być więcej skoro to lista uczuć Akashiego. Napisałam to tak, ponieważ czerwonowłosy jest na tyle opanowaną osobą, że wydaje mi się iż nie ma więcej uczuć, tylko takie skrajne.

środa, 1 października 2014

Krótka chwila radości

Wiem, że nie miałam dodawać nic przez dwa tygodnie, ale miałam okazję i czas, więc postanowiłam napisać krótkie KagaKuro.
Mam nadzieję, że się spodoba :D
_________________________________________________________________________________

Ani na chwilę nie przestawał się uśmiechać. Od kilku dłuższych chwil czuł na sobie spojrzenia przechodniów. Pewnie dla niektórych wyglądał jak idiota, lecz dla niego samego, nie było w tym nic dziwnego czy idiotycznego. Od dłuższego czasu nie wydarzyło się nic, co mógłby nazwać szczęśliwym. Dokładnie rzecz biorąc dopiero za chwilę będzie szczęśliwy. Włożył w to wiele pracy i szczerze wierzył, że ma teraz prawo do nagrody. A jego nagroda ma błękitne włosy i w takim samym kolorze oczy. I właśnie tu idzie.

Czym prędzej wstał z ławki, na której siedział i jeszcze bardziej, jeżeli to możliwe, poszerzył swój uśmiech. Przyjrzał się uważnie postaci, która się przed nim pojawiła.

- Cześć Kuroko. – przywitał się z błękitnowłosym.

- Cześć Kagami – kun. – jego wyraz twarzy nie wskazywał na to żeby jakoś szczególnie cieszył się z tego spotkania. Wyglądał tak jak zawsze – obojętnie.

Niższy nastolatek przyjrzał się drugiemu, wbrew pozorom, z zaciekawieniem. Wygląda na naprawdę szczęśliwego, pomyślał Kuroko.

- Czemu mi się tak przyglądasz? – spytał Kuroko, Kagamiego, który najwyraźniej się zaciął, ponieważ już prawie od minuty stał przed nim nic nie robiąc, tylko się na niego patrząc.

- A nic… tak tylko sobie. – odpowiedział najwyraźniej wyrywając się z otępienia.

- No, więc gdzie idziemy? – Kuroko znów był zmuszony do przyciągnięcia uwagi czerwonookiego.

- A tak. Chodź za mną.

                                                     *   *   *

- I jak, fajnie tu co nie? – spytał podekscytowany Kagami.

- Tak… - odpowiedział zbity z tropu Kuroko. – Wiesz , że jesteśmy w tym barze co zawsze?

- No pewnie, że tak. – powiedział jakby to było oczywiste.

- No, więc dlaczego się tak cieszysz? – spojrzał na Kagamiego, teraz kompletnie już nic nie rozumiejąc.

- No bo nie chodzi o to gdzie jesteśmy – czerwonowłosy chwycił go za dłoń i spojrzał mu prosto w oczy – tylko to, że jesteśmy razem.

O, nie…, jęknął w myślach, dlaczego zgodziłem się na odciągnięcie Kagamiego od boiska? Pomyślał również, że srogo mu za to zapłacą.