poniedziałek, 23 lutego 2015

Nadzieje 2

Słońce mocno świeciło od samego rana, więc po południu było upalnie, na tyle na ile może być wiosną. Pogoda pasowała idealnie na spacer.

Thomas i Edward od kilku minut spacerowali po lesie znajdującym się niedaleko szpitala. Zgodnie z tym co Thomas powiedział poprzedniego dnia, kapral mógł przy okazji ćwiczyć chodzenie z laską.

- Co się dzieje na froncie* poruczniku? – spytał nagle Edward.

- Na froncie…? Myślę, że nie powinniśmy o tym rozmawiać. – odpowiedział nie będąc do końca pewnym co ma mu odpowiedzieć.

Oczywiście mógłby mu opowiedzieć o sytuacji na froncie, ale jaki był tego sens? Już kiedy go poznał zorientował, że ten popadł w depresję po tym jak stracił wzrok, a wojna przecież nie jest wesoła rzeczą. Nie działo się najgorzej dla nich, to prawda, ale i tak z pewnością będą w stanie znaleźć lepsze tematy do rozmów, bo jak dobrze by nie szła im wojna to mi tak przygnębiający temat.

- Czy nie możemy mówić do siebie po imieniu? – zwrócił się do niego i gdyby tylko mógł z pewnością uważnie przyglądałby się Thomasowi, którego naprawdę zaskoczyło to pytanie.

- No cóż, wojna nadal trwa, więc jest pan dla mnie nieprzerwanie kapralem.

- Tak, tak. Ale to dość głupie, jeżeli mogę tak powiedzieć. Nie walczymy, siedzimy oddaj w tym szpitalu i no… po prostu nie widzę w tym sensu.

Thomas nie wiedział co powiedzieć. Edward naprawdę go zaskoczył tą propozycja. Oczywiście, może mu chodzić tylko o wygodę, ale… nawet w ten sposób nie potrafi nie robić sobie nadziei, że chodzi jednak o coś więcej.

- Jeżeli nie chcesz to ja rozumiem, ponieważ… - zamilkł wzdychając na koniec i stając na środku ścieżki.

- Myślę, że to w porządku. Może masz rację i powinniśmy w czasie rozmów mówić do siebie po imieniu.

- To wspaniale… Thomas.

- Też tak myślę Edwardzie. – na te słowa Edward uśmiechnął się.

Thomas odwzajemnił  jego uśmiech nie przejmując się tym, że ten go nie może zobaczyć.

                                                 *   *   *

- Więc lubisz siostrę Crawley?

- W jakim sensie Thomasie? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Jak to w jakim sensie? Wczoraj stwierdziłeś, że jest bardzo miłą osobą, dlatego więc pomyślałem, że naprawdę ją lubisz. Bardzo. – powiedział krzywiąc się i próbując zamaskować swoją zazdrość.

- Nie chodziło mi o to, że ja ją bardzo lubię. Myślałem, że to ty ją bardzo lubisz i dlatego…

- Co? Co dlatego? – spytał szybko chcąc wiedzieć o co mu może dokładnie chodzić. Czyżby sugerował, że to on zakochał się w siostrze Crawley?

- …dlatego się ciebie pytałem co o niej sądzisz. – dokończył spokojnie nie zwracając uwagi na wybuch Thomasa. – To nic złego wydaje mi się. Mam na myśli to, że można już teraz spotkać pary… co więcej małżeństwa z różnych klas społecznych. Umm… to dla ciebie, jeżeli i ona cię lubi, nic trudnego być teraz razem. – Edward próbował się tłumaczyć, maskując swoje zdenerwowanie i zakłopotanie. A jeżeli się nie mylił mógł również wyczuć zazdrość!

Thomas stał przed nim, patrząc się na niego z szeroko otwartymi ustami. Czuł, że to była ta właśnie chwila kiedy może się przekonać czy Edward również coś do niego czuje. Był świadom ryzyka, bo gdyby jednak okazało się, że Edward nie ma do niego podobnych uczuć mogłoby się to dla niego skończyć w najgorszym razie więzieniem. Ale nawet to wiedząc nie potrafił zrezygnować.

- Więc myślisz Edwardzie, że mam uczucia do siostry Crawley?

- Jeżeli tak jest to naprawdę myślę… - zaczął szybko zakłopotany, jednak Thomas mu przerwał.

- Nie jestem w niej zakochany.

-Nie? To dobrze. Znaczy się… ja… chcę powiedzieć, że… - próbował poprawić się w jakiś sposób zaprzeczyć temu co powiedział, ale dla Thomas wszystko było już jasne.

- Ja też myślę, że to dobrze. Dobrze że nic nie czuję do siostry Crawley, bo gdyby tak było nie mógłbym zrobić tego.

Zmniejszył odległość miedzy nimi robiąc krok w przód i całując Edwarda prosto w usta. Tak było naprawdę dobrze.

________________________________________________________________________________
*Akcja serialu, dokładnie 2 sezonu, w czasie którego toczą się te wydarzenia, miała miejsce w czasie pierwszej światowej. Thomas pomaga w szpitalu po tym jak został zraniony na froncie, a Edward jest pacjentem, który stracił wzrok przez wybuch. To informacja dla tych, którzy nie rozumieli tego jak tytułują siebie, a kim poza wojną są, ponieważ Thomas zaciągnął się do armii będąc kamerdynerem, a Edward pochodzi z bogatej rodziny i jest dziedzicem majątku.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Nadzieje

Na wstępie, to paring z serialu Downton Abbey Thomas Barrow/ Edward Courtenay.
________________________________________________________________________________


- Dobrze. Bardzo dobrze kapralu Courtenay. Jest jeszcze tylko jedna przeszkoda. – powiedział Thomas z zadowolonym uśmiechem.

Miło było mu patrzeć na postępy kaprala. Miał poczucie, że to on nikt inny sprawia iż ten z dnia na dzień radzi sobie coraz lepiej. Tak, oczywiście siostra Crawley również dużo pomagała, ale to zdecydowanie z nim lepiej się dogadywał.

Cieszyło go to, że Edward (gdyby tylko mógł go tak nazywać w rzeczywistości!) chciał jego towarzystwa. Było widać, że przy nim zmienia nastawienie, staje się pogodniejszy i dużo bardziej rozmowniejszy. Czuł, że bardzo na to wpłynęła ich rozmowa na początku znajomości. Niewiele brakowało żeby zdradził mu swój największy sekret, a to mogło się źle skończyć, z drugiej strony chciałby mu to powiedzieć, chciał wiedzieć jak zareaguje. Miał już niejakie doświadczenie, i odkąd tylko pierwszy raz go zobaczył wiedział, że Edward jest tym mężczyzną, tym jedynym, jego chciał już nikogo innego.

- To wszystko poruczniku? – z zamyślenia wyrwał go głos kaprala.

- Ach, przepraszam. Tak na dzisiaj koniec. – odwrócił się w stronę pielęgniarki. – Siostro Crawley mogłabyś uprzątnąć to? Ja zaprowadziłbym kaprala do jego łózka.

- Tak oczywiście. Nie zwracajcie na to uwagi, ja się tym zajmę. – odpowiedział z uśmiechem i od razu zabrała się do sprzątania przeszkód, które ustawili dla kaprala by ten mógł nauczyć się korzystać z laski.

Thomas wziął delikatnie Edwarda pod ramię, jak zwykle odczuwając przy tym swobodę. Na początku gdy pomagał poruszać się niewidomemu kapralowi, odczuwał pewien dyskomfort. Nie nawykł do tego żeby on zwykły kamerdyner miał jakikolwiek bliższy kontakt z kimś z wyższych sfer. Oczywiście poza Filipem… ale to zdecydowanie rzecz, o której myśleć nie powinien, zwłaszcza teraz gdy poznał Edwarda w tej chwili powinien skupić się na nim.

- Siostra Crawley to naprawdę miła osoba, nie uważasz? – kapral przerwał milczenie.

- Tak to prawda. – Thomas zacisnął szczękę i starał się nie pokazywać po sobie zazdrości, którą odczuł słysząc to. Niby zwykła uwaga, ale jego bardzo zabolała. Mógł mieć tylko nadzieję, że o nim też rzuca takie uwagi.

Potem, aż do dojścia do sali żaden z nich nie przerwał już milczenia. Panowała pomiędzy nimi niezręczna cisza, która była dla nich raczej nowością, ponieważ zawsze znajdywali jakiś temat, na który mogliby porozmawiać, ale nie tym razem. Thomas nie miał pojęcia z czego to wynikało i chyba ta niewiedza niepokoiła go bardziej niż faktyczny stan rzeczy, jakim było to niezręczne milczenie.

Gdy doszli do łózka kaprala, Thomas pomógł mu się przebrać by temu wygodniej leżało się w łóżku. Gdy Edward położył się, przybrał niepewny wyraz twarzy co ponownie zaniepokoiło Thomasa.

- Czy coś się stało kapralu?

- Umm… pomyślałem sobie, że może… no cóż wybralibyśmy się na spacer. – wydusił z siebie zakłopotany, widocznie czerwieniejąc.

- Na spacer? – spytał zaskoczony.

- Och, jeżeli nie chcesz to wcale nie…

- Nie, chcę. – wtrącił mu odrobinę zbyt entuzjastycznie, co wcale nie spotkało się z zdziwieniem kaprala, lecz raczej z ulgą. – To znaczy myślę, że to naprawdę dobry pomysł. Moglibyśmy w innych warunkach poćwiczyć twoje umiejętności. – był bardzo dumny z wymówki jaką udało mu się wymyślić, była wystarczająco przekonywująca.

- Tak. Racja. – kapral wyraźnie posmutniał, ale Thomas postanowił to zignorować.

Nie chciał sobie robić wielkich nadziei, bo mogło się okazać, że kapral wcale nie jest nim zainteresowany w ten sposób i to wszystko to po prostu… przyjaźń. Tak przyjaźń pomiędzy nimi.

- No więc jutro po południu. – stwierdził Thomas.

- Tak.
________________________________________________________________________________
Wiem, że tak naprawdę chyba wszyscy czytelnicy są tu ze względu na yaoi, ale sam adres mówi "and fanficton", więc myślę że spodziewaliście się tego. Większość osób pewnie mnie wyśmieje, no bo ten serial taki w ogóle we wszystkim nie na temat, ale ja go bardzo lubię, ogólnie oglądam dużo seriali i to byłą kwestia czasu kiedy do niego dotrę. Zdecydowałam się na to opowiadanie, ponieważ co tu dużo mówić, Thomas to mój ulubiony filmowy i serialowy gej. Jest po prostu na pierwszym miejscu u mnie, więc było mi go szkoda, kiedy kapral popełnił samobójstwo, a zapowiadała się z nich tak dobra parka. Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które będą chciały czytać to opowiadanie :D 

sobota, 14 lutego 2015

WALENTYNKI

Tak dzisiaj ten dzień. Popularne teorie głoszą, że dwie zakochane w sobie osoby (trójkącik też pewnie nie będzie zły) powinny ten dzień spędzić razem na deklarowaniu sobie wiecznej miłości, wierności i takich tam. Jasne. Okej. Zgadzam się. No ale co jak ktoś nie ma tej drugiej połówki. Drogie yaoistki (może nawet yaoiści O_o) nie martwcie się, nie czujcie się gorsi w tym dniu, ja na przykład też nie mam kogoś takiego, więc właśnie z tego powodu nie będę dodawała żadnych walentynkowych specjali. To dla wszystkich tych, którzy ten dzień spędzą przed jakimś yaoicem, a inni blogerzy na pewno nadrobią moje braki. Jeżeli chcecie, a chcieć nie musicie, to ja mogę się podzielić z wami moją miłością. Nie czujcie się samotni! W tym dniu my wszyscy bez drugiej połówki jesteśmy wyjątkowi ;D

piątek, 13 lutego 2015

Krótka chwila radości 7

Błękitnowłosy stanął przed wysokim płotem, za którym krył się dom Akashiego. Spojrzał jeszcze raz na kartę z adresem, ale i bez tego wiedział, że dobrze trafił. Westchnął i zadzwonił do drzwi.

                                                     *   *   *

- I jak smakuje ci herbata? – spytał Akashi przyglądając się Kuroko z małym uśmiechem.

- Tak.

Już od jakiegoś czasu miał przeczucie, że ten dzień nadejdzie i Kuroko przyjdzie do jego domu. W tej właśnie sprawie. Trudno było by nie wiedział co się dzieje z jego dawną drużyną i tym niewydarzonym dzikusem z Seirin. Na samą myśl o nim, Akashi odczuwał obrzydzenie co nie uszło uwadze Kuroko, który rzucił mu pytające spojrzenie gdy tylko ten się skrzywił. Zamiast mu wyjaśnić po prostu przeszedł do rzeczy.

- Więc jak podejrzewam potrzebujesz mojej pomocy, prawda?

- Właśnie tak. – westchnął Kuroko, spuszczają odrobinę wzrok, wstydząc się spojrzeć Akashiemu w oczy.

Od zawsze, bardzo się dla niego liczyła opinia Akashiego. Podziwiał go i darzył szacunkiem jak nikogo innego, nie tylko dlatego, że w gimnazjum był ich trenerem, ale również z tego powodu, że był naprawdę niezwykłą postacią. Wszyscy się go bali i słuchali, jego gra była bez zarzutu, czuło się po prostu od niego to „coś” co czyniło go wyjątkowym. Kuroko bardzo imponowało owe to „coś” i w zamian za to Akashi odwdzięczał mu się życzliwością. Nigdy nie chciał czuć się gorszy od niego, i próbował mu zaimponować nawet jeśli nie miało się to nigdy zdarzyć.

A teraz przychodził do niego, prosząc o pomoc w sytuacji, w której znalazł się przez własną głupotę. Gdyby wtedy odmówił im pomocy może nie doszło by do tego wszystkiego, ale z drugiej strony był Kagami, którego lubił nawet jeśli ten coraz częściej go irytował. Byli przecież duetem, miał poczucie, że osobno nie byli by tak dobrymi zawodnikami, że się dopełniają.

Wiedział, że Akashi to jego ostateczna deska ratunku, a w tym momencie, nawet gdyby chciał, nie ma już odwrotu.

- Nie muszę ci nic tłumaczyć, dobrze wiesz o chodzi. – zebrał się na odwagę by spojrzeć mu w oczy. – Żaden z nich się ci nie przeciwstawi, boją się ciebie. Nawet jeżeli nie jesteś już ich trenerem, to wiedzą, że nadal możesz im zaszkodzić, nawet Kagamiemu. A może zwłaszcza jemu. – przeczesał nerwowo włosy, na chwilę milknąc, by dobrać odpowiednio słowa. – Po prostu powiedz im żeby dali mi spokój. Proszę, wytłumacz im, że nie mają u mnie szans.

- Sam im to powiedz. – uśmiechnął się odrobinę złośliwie.

- Proszę nie żartuj ze mnie. Wiesz przecież, że się mnie nie posłuchają. To musisz być ty, nikt inny sobie z tym nie poradzi. – spojrzał mu błagająco w oczy. – Proszę.

- Ech, Kuroko. To może być nawet całkiem zabawne, ale z drugiej strony, bardzo czasochłonne, a ja mam wiele obowiązków, co równa się małą ilość wolnego czasu. Więc w zamian za to, musisz mi coś obiecać. – uśmiechnął się.

- Co? – spytał z nutą obawy w głosie.

W tym momencie Akashi mógł kazać mu obiecać cokolwiek, ponieważ Kuroko był zdesperowany i w tej sytuacji będzie się musiał zgodzić na wszystko.

- Nie rób takiej przerażonej miny. – skarcił go. – Przecież wiesz, że cię lubię nie każ ci obiecywać nic specjalnie gorszącego i czy urągającego twojemu człowieczeństwu. – zaśmiał się z swoich słów. – Sprawa jest bardzo prosta i korzystna dla ciebie. Wiem, kto podoba się tobie.

- No oczywiście. – mruknął Kuroko.

- Nie przerywaj. Chcę, żebyś mi obiecał, że wyznasz tej osobie swoje uczucia. Proste prawda?

Na samą myśl, że miałby to tak po prostu powiedzieć, coś ściskało g w brzuchu. Czuł zdenerwowanie i momentalnie się zarumienił. Spojrzał zdenerwowany na Akashiego, decydując się na wyjście ostateczne.

- Dobrze zrobię to. – powiedział najpewniej jak tylko było to możliwe.

- Ach, zapomniałem jeszcze dodać, że masz zrobić to przy wszystkich tych, którzy są w tobie zakochani. – uśmiechnął się przymilnie, do blednącego Kuroko.
________________________________________________________________________________
Tak, nareszcie się z tym uporałam. Nie miałam pojęcia jak miałaby wyglądać ich rozmowa, ale wydaje mi się, że nie poszło mi to najgorzej. Jak widzicie zbliżamy się do końca tego opowiadania, ale coś czuję, że jeszcze długo potrwa mi pisanie tego :D

poniedziałek, 9 lutego 2015

Drabble nr.9

- Kuroko! Nareszcie jesteś! Szybko! Pomóż mi!

Błękitnowłosy przyjrzał się Kagamiemu z zaciekawieniem. Cóż, nagi i przywiązany do kosza Kagami, stanowił intrygujący widok, ale i tak najbardziej był ciekaw jak udało mu się zadzwonić z telefonu, który leżał obok niego. Przyszedł tu tak jak ten prosił i na szczęście nie z pustymi rękoma.

- Nie patrz się tak! – syknął Kagami. – Rozwiąż mnie za nim ktoś jeszcze tu przyjdzie!

- Spodziewasz się gości?

- Bardzo śmieszne. Weź już… C-co to? Kuroko, nie. Nie. Odłóż to. Byle spokojnie.

- Może mi się to kiedyś przydać.

- Mówię ci, odłóż ten cholerny aparat!
_____________________________________________________
No cóż, mam nadzieję że wyszło dobrze. Tak dla waszej informacji to przed ostatni drabbl, z mojego zamysłu miała to być seria dziesięciu drabbli, ale patrząc na to że całkiem nieźle bawię się pisząc to, bardzo możliwe, że na dziesięciu się nie skończy, no ale to się zobaczy. Naprawdę nie wiem czy nie są jakieś dziwne, bo odkąd uświadomiłam sobie, że w najbliższą niedzielę będę starsza kolejny rok, to nie specjalną mam wenę do pisania. Ale cóż...życie :D

sobota, 7 lutego 2015

Drabble nr.8

- Zabierz mnie, na koniec świata i jeszcze dalej. – nucił Kagami razem z piosenkarzem.

Nie do przeoczenia był morderczy wzrok Kise, który miał już dość słuchania jak Kagami nuci te swoje plebejskie piosenki. Nie dość, że wyglądał wtedy jak idiota to na dokładkę ten fałsz!

Zdenerwowany Kise, który uderzył Kagamiego  w ramię oczekując jego uwagi, zawiódł się. Kagami był jak w transie, nie do ruszenia. Porządnie już wkurzony, wyrwał mu słuchawki z uszu, nie przejmując się tym, że mógł mu sprawić ból.

- Hej! – krzyknął czerwonowłosy.

- Ale ty mnie wkurzasz! Czy ty zawsze po seksie musisz słuchać disco polo?!

piątek, 6 lutego 2015

Sztuka zrozumienia 4

Kagami był wściekły. Chociaż wściekły to i tak mało powiedziane. On był wkurwiony i najpewniej, gdyby nie miał w nogi w gipsie byłoby po Aomine. Wczorajsza sytuacja skończyła się tylko i wyłącznie podbitym okiem niebieskowłosego. I nie, nie uderzył go specjalnie, a miał na to ochotę. Jego podbite oko to raczej nieszczęśliwy wypadek, bo kiedy Kagami próbował wyszarpnąć nogę i… i inne części swojego ciała z uścisku Aomine, pociągnął ją zbyt mocno w górę, no i cóż zagipsowana stopa wylądowała na twarzy Aomine. Ostatnie co Kagami pamiętał po wczorajszej sytuacji z Aomine to jego przekleństwa i rękę przy oku, a potem był już tylko wściekły.

No bo jak śmiał! To nie jego sprawa! Kagami sam przed sobą nie potrafił zaprzeczyć oskarżeniom Aomine, a co dopiero miałby jemu zprzeczać. W życu by mu nie uwierzył. A gdyby zyskał pewność, to wtedy już wszyszscy by wiedzieli.

- A to przecież nie ich sprawa! – warknął już na głos Kagami.

Był zły nie tylko o to, że Aomine zadał mu to pytanie, ale denerwował go brak darmowej pomocy, jaką był niebieskowłosy. Mimo jego początkowych obaw Aomine okazał się naprawdę dobrą pomocą domową. Może nie potrafił zbyt dobrze gotować, a talerze zawsze były niedomyte, ale liczyło się przede wszystkim to, że nie został całkiem sam.  Nie był przecież dupkiem potrafił docenić też to, że nie była to łatwa sytuacja dla niebieskowłosego. On tylko zaproponował, że spełni prośbę Kagamiego, a potem jakoś tak… samo wyszło, że ten będzie mu pomagał.

Aomine się nie pojawiał, ale to raczej dobrze. Nie będzie mu robił pretensji, że nie dotrzymuje obietnicy skoro jego towarzystwo tylko by pogorszyło sprawę zwłaszcza, że Aomine z pewnością nie powstrzymałby się od chamskich komentarzy. W tym momencie t było ostatnim czego mu potrzeba.

                                                  *   *   *

Aomine leżąc na łóżku wpatrywał się w sufit, próbując sobie przypomnieć w jaki sposób powstałą czarna kreska, przecinająca niemalże cały sufit jego pokoju. Może to… tak na pewno zrobiła ją jego matka kiedy ostatnio farbowała włosy. Wściekła się i rzuciła do niego miseczką z farbą, no i musiał nie zauważyć, że ochlapało też sufit.

- Wariatka. – stwierdził przeczesując dłonią włosy.

- Aomine i jak się czujesz? – zza drzwi pokoju, rozległ się zaniepokojony głos jego matki.

- Zaczyna się. – mruknął.

Wstał z łóżka i podszedł do drzwi żeby przekonać matę do odejścia.

- Nic mi nie było i nic mi nie jest. – powiedział jej zaraz po otworzeniu drzwi.

- Nic ci nie jest? – spytała podnosząc brew.

- Tak.

- A ta śliwa na oku, to taka zmyłka no nie? –spytała podnosząc mu głowę i ponownie przyglądając się jego oku. – Nie powinieneś był jej wkurzać.

- Jakiej jej? Mówiłem ci przecież, że pomagam koledze nie koleżance.

- Och, nie wiedziałam że jesteś gejem synku. – powiedział przyglądając się mu uważnie.

- Skąd ci to przyszło do głowy?! – strącił jej dłoń z twarzy.

- To oko, to typowa rana po scenie zazdrości. Oczywiście ze strony jakiejś niezależnej dziewczyny, tylko takie nie mają oporów żeby uderzyć chłopak. Z drugiej znowu strony, jeżeli rzeczywiście pomagałeś ‘’koledze’’, to faceci nigdy nie maja oporów by uderzyć drugiego faceta.

- Skąd żeś się wzięła? – spytał zrezygnowany. – Tylko tobie do głowy przychodzą pomysły.

Nie odpowiedziała mu już po prostu spojrzała na niego z politowaniem, ucałowała w policzek i poszła do kuchni.

- Matki. – jęknął. – utrapienie ludzkości.

Dla Aomine to było naprawdę niezrozumiałe. Jak jego matka mogła chociaż przez chwilę pomyśleć, że jest gejem, widziała go przecież z dziewczynami. On jest po prostu bi. Jak zorientowała się, ze Kagami jest gejem, no to narodziła mu się pewna myśl. Nieodpowiednia, ale jaka pociągająca. Spotkał się z kilkoma facetami, ale z jakimś innym koszykarzem jeszcze nigdy, więc może najwyższy czas spróbować.


niedziela, 1 lutego 2015

Drabble nr.7

Rozglądneli się ostrożnie po korytarzu, ale na szczęście nikogo nie zauważyli. Szybko przebiegli przez niego wpadając do pustego pokoju.

- Masz wszystko?

- Nie kurwa, zostawiłem w domu. – warknął Kagami.

- Co?

- Sarkazm. To. Był. Sarkazm.

- Nie bądź tak głośno. – upomniał go Murasakibara.

- Będę głośno, bo nie chcę tego robić.

- Ale to robisz, więc uważaj, bo jeżeli Akashi cię złapie to popamiętasz.

- A ty?

- Ja? – spytał z pobłażaniem. – Ja, jestem jego miłością.

- Ta, jasne. – prychnął. – Jesteś pewien, że nie wkurzy się o ten zestaw z sex shopu?

- To dopiero początek. – uśmiechnął się Murasakibara.
_____________________________________________________
I drugi obiecany. Może nie najlepszy, ale jest :D

Drabble nr.6

- Murasakibara… co ty robisz? – spytał się Kagami klęczącego przed ławką Murasakibary.

To niecodzienny widok, by ktokolwiek klęczał przed ławką.

- Modlę się.

- Ty nie wierzysz w Boga.

- Mam własnego boga. – odpowiedział poważnie.

- Co? Ale… jakiego niby? – czerwonowłosy spojrzał na niego jak na idiotę.

Fioletowowłosy westchnął ciężko i usiadł na piętach

- Kpisz z mojej wiary?

- Co? Masz ty jakieś problemy z głową? –popukał się wymownie po głowie. – Może mi powiesz, że twoim bogiem jest ławka, co? – zakpił z niego.

Murasakibara sięgnął na ławkę i pokazał mu przedmiot trzymany w dłoniach.

- Czy to nożyczki Akashiego?
_____________________________________________________
Dodam dzisiaj jeszcze jedną miniaturkę, ale to za... niedługo.