wtorek, 29 lipca 2014

Złoto Ręki

Przepraszam, że już od dłuższego czasu nic nie dodałam ale niestety nie maiłam weny. Postanowiłam, więc dodać miniaturkę KagaKuro.
Mam nadzieję, że się spodoba a czwarty rozdział ,,Czekoladowego piątku'' powinnam dodać jeszcze w tym tygodniu.
_________________________________________________________________________________

Szatnia wypełniona była parą. Ale nie tylko. Roznosiły się po niej również jęki. Westchnienia ulgi bezustannie mieszały się z nieco głośniejszymi jękami rozkoszy, które wydawane były przez drobną osobę o błękitnych włosach i oczach. Na niej zaś leżał osobnik o krwiście czerwonych włosach i postawnej budowie.

- Och… Kagami – kun! Proszę mocniej!

- Kuroko… powoli muszę złapać rytm! Potem będzie tylko lepiej.

- Ale Kagami… Ach! Tam! O tam… proszę jeszcze mocniej!

- Uch wiem… tylko chwila i będzie naprawdę wspaniale.

- Tak tu! Już blisko!

Po szatni rozniósł się przeciągły jęk, który wydał Kuroko. Nigdy nie czuł jeszcze takiej przyjemności!

- Kagami – kun… naprawdę się na tym znasz – błękitnooki spojrzał z podziwem na Kagamiego, który zszedł z niego z szelmowskim uśmiechem.

- Pewnie, że tak – zaśmiał się – tata wszystkiego mnie nauczył, jest naprawdę dobrym nauczycielem.

Błękitnowłosy poprawił ręcznik na biodrach i tak jak czerwonowłosy zaczął się ubierać.

- Jeżeli mam być szczery – zaczął niższy chłopak – nie spodziewałem się, że sztuka robienia masażu jest przekazywana w twojej rodzinie od pokoleń.


- A kto by się spodziewał? Mam nadzieję, że będziesz mnie teraz nazywał Kagami Złoto Ręki.  

środa, 23 lipca 2014

Czekoladowy piątek Rozdział 4

Midorima był zdezorientowany. Leżał na czymś miękkim, było mu ciepło i wygodnie. To zdecydowanie nie była podłoga w Sali gimnastycznej. Nie miał pojęcia gdzie był. Całą sytuację potęgowała idealna cisza, która była wyczuwalna tam, gdziekolwiek był. Po chwili postanowił otworzyć oczy.

Zobaczył biel. Dużo bieli.

Czyżby był w szpitalu? Nie to niemożliwe.

Gdy usiadł i się rozejrzał zrozumiał, że znajduje się w pokoju pielęgniarki. Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie i  stanęła w nich rozmazana postać o fioletowych włosach. Szybko poszukał okularów i gdy je założył zobaczył , że był to Murasakibara który spoglądał na niego zmartwiony.

- Wszystko w porządku Midorima – kun?

Kiedy tylko usłyszał jego głos przypomniał sobie sytuację w Sali gimnastycznej i od razu opadł na poduszki.

Nie miał pojęcia co teraz ma robić. Był naprawdę zestresowany całą tą sprawą. Jak miał z nim teraz rozmawiać? Co zrobić?

- Wiem, że jesteś zły – powiedział Murasakibara zwracając na siebie uwagę – to wszystko moja wina. Nie powinienem mówić tego przy wszystkich, ale nie wiedziałem co mam zrobić. Ty po prostu wtedy wybiegłeś i nawet nie powiedziałeś co myślisz o tym wszystkim, a ja…

- Poczekaj – Midorima przerwał mu w środku zdania, poprawiając swoim zwyczajem okulary – to prawda jestem na ciebie zły. Nie rozumiem jak mogłeś powiedzieć to przy chłopakach.

- Było widać, że się zdenerwowałeś – wtrącił Murasakibara.

- No proszę, mistrz spostrzegawczości się znalazł – zadrwił z niego na co Murasakibara skulił się w sobie – A wiesz co? Najlepiej stąd wyjdź i daj mi spokój.

- Ale…

- Przestań! Najlepiej zrobisz jak zejdziesz mi z oczu.

Zrezygnowany olbrzym wyszedł z pokoju ostatni raz spoglądając na zielonowłosego, który nie zwracał na niego uwagi tylko wyglądał przez okno.

                                             *   *   *

Kise, który bardzo zaangażował się w całą tą sprawę czekał za rogiem obserwując drzwi do pokoju pielęgniarki. Nagle drzwi otworzyły się i Murasakibara wyszedł wyraźnie przybity. Blondyn postanowił już go nie zaczepiać i gdy tylko ten zniknął z pola widzenia, wślizgnął się do Midorimy.

- Mówiłem ci żebyś…Kise? – zdziwił się zielonowłosy, który był przekonany, że to Murasakibara wrócił.

- Tak to ja – zwrócił się do niego, siadając na krześle obok – wiem, że powinieneś odpoczywać po tym jak straciłeś przytomność, ale muszę z tobą o czymś porozmawiać.

- Jak tu już jesteś to mów.

- Chciałbym porozmawiać z tobą o Murasaki…

- Nie. Nie chcę o tym rozmawiać.

- Przestań! – uniósł się Kise – Nie powinno się tak traktować kogoś kto cię kocha. Był na tyle zdeterminowany, że wyznał ci to przy wszystkich dlatego też nie możesz odrzucać go na starcie.

- Czy ty niczego nie rozumiesz?

- No, więc wytłumacz mi.

- Przede wszystkim obaj jesteśmy mężczyznami.

- No i co z tego?

- No tak. Tobie to nie przeszkadza, bo sam obściskujesz się z Aomine.

- Tak to prawda – potwierdził, patrząc się na niego z uśmiechem – jestem z nim szczęśliwy. Mimo że Aomine potrafi dogryźć. Ale nie ma w tym nic złego. Dlatego właśnie powinieneś poważnie przemyśleć sobie uczucia Murasakibary. Może wcale nie jest tak, że nie tylko on cię kocha?

- O czym ty mówisz? – zielonowłosy spojrzał na niego zaskoczony nie rozumiejąc o co mu może chodzić.

- Sam to przemyśl. A teraz przepraszam, muszę już iść. Daiki na mnie czeka – Kise pomachał do niego z uśmiechem – Pa pa, Midorimacchi.

Kiedy blondyn wyszedł Midorima poważnie zaczął rozmyślać nad jego słowami. W tak krótkim czasie tak wiele się wydarzyło. To wszystko go przytłaczało i naprawdę nie miał pojęcia co mogłoby być dla nich obojga najlepszym rozwiązaniem. Nigdy nie był w takiej sytuacji, więc tym trudniej było mu cokolwiek postanowić.

Po pewnym czasie doszedł do wniosku, że nie powinien zostawiać w tym stanie całej tej sytuacji i postanawiał z nim jak najprędzej porozmawiać.

                                               *   *   *

Nie był zdecydowany do tego co chce zrobić a właściwie do tego co robi. Stał właśnie przed drzwiami domu Murasakibary, wcale nie musiał długo prosić o jego adres Akashiego, ponieważ ten zadziwiająco chętnie mu go podał. Postanowił, że musi z nim porozmawiać jeszcze dziś nie przejmując się tym iż jest już późny wieczór. Jeżeli Murasakibara chciał uzyskać od niego odpowiedź to tylko i wyłącznie teraz. Nie będzie już lepszej okazji.

Midorima zebrał się w sobie i zadzwonił do drzwi. Po chwili w drzwiach stanął Murasakibara. Wyglądał na przybitego i będąc szczerym nie mógł mu się dziwić. Fioletowowłosy z pewnością odebrał jego zachowanie jako odrzucenie uczuć. Musiał czuć się naprawdę okropnie.

- Przepraszam, że niepokoję cię o tej porze ale uważam, że powinniśmy porozmawiać jeszcze dzisiaj.

- Acha… - Murasakibara jakby wrócił do swojego obojętnego zachowania.

- No, więc… mogę wejść?

- Tak oczywiście – zaraz się opamiętał – proszę wchodź.

- Przepraszam za najście – powiedział Midorima ściągając buty.

- Chodź, porozmawiamy w moim pokoju.

Pokój Murasakibary był niewielki. Znajdowało się w nim łóżko, szafa i biurko, a walające się gdzieniegdzie przedmioty wskazywać mogły na to, że był koszykarzem.

Midorima zgodnie ze wskazaniem kolegi usiadł na krześle od biurka a ten ulokował się naprzeciw niego, na łóżku.

- Na początek chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie u pielęgniarki. Nie powinienem był tak pochopnie reagować. Chcę ci również podziękować za szczerość i prawdę powiedziawszy nie jestem zły za to, że powiedziałeś to wszystko przy chłopakach.

- Ale właśnie powinieneś być zły na mnie. To naprawdę było nieodpo…

- Proszę cię nie chcę żebyś się za to obwiniał, ponieważ to właśnie moje zachowanie zmusiło cię do takiego postępowania.

Po tym zapanowało pomiędzy nimi krępujące milczenie. Żaden nie wiedział co ma teraz powiedzieć.

niedziela, 20 lipca 2014

Głębia

Pairing KuroAka (tak myślę)
_________________________________________________________________________________

Głęboko. A im głębiej tym więcej czerwieni. Niczym spirala czerwieni, krąg z twej bytności. Czy jesteś czymś więcej niż tylko czerwienią? Nie. Z pewnością nie. Czerwień określa cię doskonale. Czerwień jest furią, pożądaniem tym, z czego można cię poskładać. Kawałeczek po kawałeczku, złożyć cię będę potrafił z tego, z czego cię zrobiono. Będziesz mym narkotykiem. Mym lekarstwem na błękit, który utożsamia mnie z wszystkim, czego ścierpieć nie możesz. Więc ulecz mnie. Tak bardzo chcę być twój. Oddam ci każdy kawałek siebie. Każdą mą cząstkę, abyś upstrzył ją czerwienią. Głęboką. Rozpustną. Narkotyzującą. Pragnę byś mnie wziął. Pragnę, abyś ty też potrafił pragnąć mnie. Abyś mnie pożerał pożogą z swej czerwieni. Abyś czuł jak głęboka twa czerwień, głęboka jest we mnie. Ja tylko pragnąć potrafię cię.     

piątek, 18 lipca 2014

Czekoladowy piątek Rozdział 3

______________________________________________________

O boże!

To niemożliwe! Chyba się mu tylko przyśniło. Nie może być, że Murasakibara wyznał mu miłość! To tak nieprawdopodobne jak Aomine całujący Kise. Wróć. Co!?

Po drugiej stronie ulicy, na wprost Midorimy właśnie ta dwójka się całowała.

Świat się wali. Najpierw Muraskibara wyznaje mu swoje uczucia a potem oni się obściskują na środku ulicy nie bacząc na przechodniów, którzy rzucają im zdegustowane spojrzenia, kręcąc głowami. O co w tym wszystkim chodzi?

Zaraz gdy tylko przypomniał sobie moment, w którym fioletowowłosy wyznaje mu swoje uczucia, zarumienił się. Nigdy by się nie spodziewał, że ten wiecznie wszystkim znudzony olbrzym się w nim zakocha. Przeczuwał, że coś wisi w powietrzu, ponieważ Murasakibara zachowywał się tego dnia nie tak jak zazwyczaj. Zresztą wczoraj również nie było inaczej. Naprawdę nie spodziewał się, że ten wiecznie jedzący słodycze olbrzym mógłby się w nim zakochać. Zwłaszcza, że jest mężczyzną. Zwłaszcza, że jest jego kolegą z drużyny.
                                               *   *   *
Co się stało? O co chodziło?

Zszokowany Murasakibara siedział z szeroko otwartymi oczami i mętlikiem w głowie. Od razu po tym jak wyznał miłość Midorimie ten wypadł z budynku jak poparzony.

Spodziewał się wszystkiego nawet tego, że zielonowłosy go uderzy czy na niego nakrzyczy, ale ta reakcja zbiła go z tropu i poczuł się gorzej nawet jeśli uderzyłby go. Poczuł się przez niego odtrącony.

Wiedział, że jeżeli chce uzyskać od niego odpowiedź musi doprowadzić do sytuacji, w której Midorima nie będzie miał wyboru jak tylko szczerze z nim porozmawiać.
                                              *   *   *
Poniedziałek zaczął się paskudnie. Deszcz padał od samego ranka przez co na zewnątrz było chłodno. W łeb wzięło całą przyjemną aurę, którą dało się wyczuć jeszcze w piątek jak i cały dobry humor Midorimy. Nadal nie mógł się pozbierać po tym co stało się ostatniej soboty mimo że miał całą niedzielę na przemyślenia.

Siedząc w pustej klasie zastanawiał się nad tym jak będzie teraz rozmawiał z Murasakibarą. Niby widywał się z nim tylko na treningach, ale jak przyjdzie co do czego na meczach w żaden sposób nie będą potrafili się dogadać.
                                                *   *   *
- Szybciej! Jeszcze pięć kółek przed wami!

Akashi wbrew pozorom miał dziś bardzo dobry humor. Odkąd tylko zobaczył Midorimę i Murasakibarę wiedział, że coś się stało i może być naprawdę ciekawie. Nie musiał wcale nic robić tylko czekać na rozwój wypadków. Wszystko zapowiadało, że będą dziś świadkiem zabawnego show.

Wredny uśmiech, który wykwitł na ustach Akashiego nie pozostał niezauważony przez Kuroko, który tak samo jak czerwonooki coś przeczuwał. Napięcie, które było pomiędzy tamtą dwójką było wprost namacalne. Już dawno coś zauważył, więc nie było to dla niego dużym zaskoczeniem. Chyba należało się spodziewać najgorszego.

I oby tak nie było.
                                               *   *   *
Trening się skończył, a on nadal nie do końca był zdecydowany czy powinien to robić. Wiedział, że jeżeli to teraz to zrobi to z pewnością uzyska odpowiedź. Przecież jeżeli cała drużyna wywrze presję na Midorimę ten pewnością nie będzie miał wyboru i mu odpowie.

- No dobrze. Kończymy na dzisiaj trening. Możecie się zbierać i jutro widzimy się o tej samej porze.

Gdy pokolenie cudów zaczęło kierować się do szatni, Murasakibara stanął naprzeciw nich zagradzając im drogę.

- Ych, ych – odchrząknął – chciałbym coś ogłosić przed wami wszystkimi, więc mam nadzieję, że mnie wysłuchacie.

Wszyscy spojrzeli na fioletowowłosego, a Akashi uśmiechnął się wrednie czekając na ciąg dalszy przedstawienia.

- Co, bierzesz ślub i chcesz nas na niego zaprosić. – zakpił Aomine, który był całkiem rozbawiony postawą Murasakibary.

- Jesteś blisko – przyznał – ale nie o to chodzi. Chciałbym wszem i wobec ogłosić, że kocham Midorimę i nie wypuszczę z tąd nikogo dopóki mi nie powie co o tym myśli.

Powiedziawszy to wyciągnął z kieszeni klucz i zamknął na podwójny zamek drzwi od Sali.

- Murasakibara – kun! To wspaniale! Czemu nie powiedziałeś wcześniej! – Kise jak to miał w zwyczaju zareagował spontanicznie 

– Też się cieszysz, prawda Midorimacchi!?

W tym właśnie momencie, skołowany całą sytuacją Midorima zemdlał.    

czwartek, 17 lipca 2014

Pamiętnik

Właściwie miałam dzisiaj wstawić kolejny rozdział ,,Czekoladowego piątku'', ale pomyślał że najpierw dodam kontynuacją ,,Nadziei'', którą sprezentowałam wam w ostatnim poście.
Mam nadzieję, że się spodoba :D
_______________________________________________________________________________

Dzień 1
Mickey. Już tęsknię.

Dzień 15
Błagam, zabierz mnie stąd. Powiedzieli, że muszę tu przesiedzieć trzy miesiące.
Tęsknie.
Nie wytrzymam.

Dzień 57
Przedwczoraj próbowałem stąd uciec i zamknęli mnie na noc w izolatce.
Wariuję.
To śmieszne. Skoro tutaj jestem to znaczy, że wszyscy mają mnie już za wariata.
Prawda?

Dzień 60
Mickey.
Tęsknisz za mną? Bo ja za tobą bardzo.

Dzień 72
Zabierzesz mnie stąd wreszcie? Czekam na ciebie. A ty mnie przecież kochasz. Ja ciebie też.
Kocham cię.
Kocham cię!

Dzień 79
Chciałbym znów cię usłyszeć.
Chciałbym znów cię dotknąć.
Chciałbym znów cię pocałować przy wszystkich, wiedząc że nareszcie byś nie protestował.
Chciałbym znów ujrzeć cię złego, kiedy jesteś o mnie zazdrosny.
Chciałbym znów zjeść z tobą naleśniki zrobione prze ze mnie.
Chciałbym znów żebyś powiedział, że mnie kochasz z tą zawstydzoną miną.
Chciałbym znów uprawiać z tobą seks, na zapleczu sklepu Kasha.
Chciałbym znów być z tobą.

Dzień 87
Już za niedługo znowu się zobaczymy.
Jeszcze tylko pięć dni.

Dzień 88
Jeszcze tylko cztery dni.

Dzień 89
Jeszcze tylko trzy dni.

Dzień 90
Jeszcze tylko dwa dni.

Dzień 91
Jeszcze tylko jeden dzień.

Dzień 92
To dziś.
Dzisiaj znowu będziemy razem.
Ty i ja.
Tylko my. 

wtorek, 15 lipca 2014

Nadzieja

Postacie zostały zaczerpnięte z serialu ,,Shameless US''.
Pairing Ian x Mickey
______________________________________________________________________

- Chodź, może coś zjemy – Mickey od kilku minut próbował przekonać Iana do wyjścia z łóżka – no chodź proszę.

Kiedy Fiona powiedziała mu, że Ian jest bipolarny na początku nie rozumiał o czym ona mówi. Przecież to była zwykła depresja każdemu mogła się przydarzyć. Lecz później przemówili mu do rozumu i przyjął do wiadomości, że mogą mieć rację zwłaszcza, że ich matka na to chorowała. Mógł to zrozumieć i się z tym pogodzić, ale miarka się przebrała gdy powiedziała, że będzie musiał być hospitalizowany.

Retrospekcja

,,- Znaczy, że co? Chcecie zamknąć go w wariatkowie!?

- Zrozum tam będą potrafili mu pomóc.

- Nie! Nie ma mowy, nie zamkniecie go w szpitalu dla psycholi!

- Czy ty nic nie rozumiesz? On może próbować się zabić!

- No więc schowamy wszystkie noże!

- Nie możemy tak. Zmiany nastrojów są niemożliwe do opanowania!

- Nie mów mi co jest niemożliwe!

- Ale…

-Zaopiekujemy się nim! Ty.  Ja. My! – Mickey przeszedł do kuchni – Zostanie tutaj, ze mną!’’

Wspominając ten moment coś go ścisnęło za serce. Tak bardzo chciał żeby Fiona zrozumiała, że chce tylko jak najlepiej dla Iana.

 Kochał go

Potrafił się nim zaopiekować i zrobiłby dla niego wszystko. Dosłownie.

*   *   *

- Szlag by ich, nigdy nie mają tych bekonowych chrupek. Człowiek idzie tam, nawet płaci! A ci co?

Mickey zaraz po przyjściu ze sklepu postanowił zrobić kolację i ponownie spróbować wyciągnąć Iana z łóżka. Nie mógł przecież leżeć w nim całymi dniami i to bez jedzenia. Musiał wstać i spróbować się jakoś pozbierać. Wiedział, że to możliwe po prostu obaj muszą się do tego przyłożyć.

Gdy wszedł do kuchni ujrzał przerażający widok. Ian leżał blady i nieprzytomny na podłodze, z jego obu nadgarstków sączyła się krew, która utworzyła obok niego dwie, szkarłatne plamy.

- Cholera jasna! Ian ty głupku co żeś ty zrobił!

Przerażony rzucił się do niego próbując zatrzymać krwotok z nadgarstków. Po chwili dezorganizacji sięgnął po telefon i zadzwonił po karetkę.

*   *   *

- No i co teraz zamierzasz?

Rozjuszona Fiona stanęła naprzeciw czarnowłosego, który siedział z twarzą ukrytą w dłoniach. Był całkowicie przerażony. Nadal nie mógł się pozbierać po tym jak znalazł Iana, scena z jego bezwładnym ciałem cięgle stawała mu przed oczyma. Szpitalny korytarz przy tym wszystkim wcale nie pomagał myśleć ani się uspokoić.

- Rozumiem, że jesteś roztrzęsiony – szatynka usiadła naprzeciw Mickeya – ale uprzedzałam, coś takiego może się zdarzyć. Nie łatwo jest żyć z taką osobą, bo najczęściej potrzebuje stałej opieki. Dlatego też po tym jak go wypiszą pojedziemy z nim do psychiatry.

Fiona spojrzała na niego próbując znaleźć zrozumienie na jego twarzy, ale ten siedział nadal nie ruchomo jak gdyby wcale jej nie zauważał.

- Mickey rozumiesz mnie? Spójrz na mnie! – nie wytrzymała i szarpnęła go za dłonie. Wtedy też zobaczyła zalaną łzami twarz, którą ten czym prędzej zaczął wycierać.

Lip, który przyglądał się temu wszystkiemu z daleka, podszedł do nich i usiadł obok czarnowłosego. Westchnął podjąć mu chusteczkę, a gdy ten doprowadził się do porządku zmusił go aby na niego spojrzał.

- Posłuchaj mnie uważnie – zwrócił jego uwagę na siebie – rozumiem, że jesteś w rozsypce. My też. Ale najważniejszy jest teraz Ian, którym musimy się odpowiednio zająć.

- Ok, ale co ja…

- Musisz zrozumieć, że powinien trafić do zakładu psychiatrycznego. Tak będzie dla niego najlepiej, a gdy już mu pomogą i będzie w lepszym stanie wróci. Ok?

- Dobrze zróbmy tak.

Wiedział, że to będzie najlepsze dla Iana. Kochał go i chciał dla niego jak najlepiej dlatego właśnie zgodził się na to wszystko.

*   *   *

- Wiesz Ian, wszystko będzie dobrze. Prawda?

Debbie żegnała się z nim próbując podnieść go na duchu, ale tak naprawdę on nadal był w stanie depresji i ona sama nie była pewna co z nim dalej będzie.

Po rudowłosej reszta rodziny Gallagherów również pożegnała się z Ianem i odeszli kawałek żeby dać trochę intymności parze.

- Trzymaj się tam. Rozumiesz? – Mickey spojrzał na rudowłosego, który dopiero teraz zwrócił uwagę na niego – Wiem, że jak wrócisz to będzie z tobą lepiej. No i wiesz – podał mu zeszyt do ręki – to jest pamiętnik. Jakbyś czuł się samotny to napisz do mnie. Ok?

Spojrzał na niego i pocałował go w policzek, teraz mógł mieć jedynie nadzieją, że Ian wróci do niego po leczeniu i jego stan będzie lepszy, dzięki czemu znów będą mogli być razem. 
Nadzieja to wszystko co mu teraz pozostało.   


niedziela, 13 lipca 2014

Czekoladowy piątek Rozdział 2

Bardzo dziękuje wszystkim, którzy skomentowali pierwszy rozdział i jak obiecałam dedykuję tę notkę weirdo, która podchodzi do mojego bloga z dużym entuzjazmem :D
______________________________________________________

Sytuacja była zdecydowanie trudna.

Trudna do pojęcia i zrozumienia, nie potrafił domyślić się co nim kierowało. Jego zachowanie wskazywało na pewną dozę zdenerwowania i skrępowania, które wcale nie były rzeczą pasującą do zwyczajowego zachowania Murasakibary. Na co dzień znudzony i obojętny olbrzym nagle zmienił się w osobę niepewną i niezdecydowaną. To wszystko było tak dziwne, że nawet on zaczął podzielać skrępowanie kolegi z drużyny. Wystarczająco problematyczne były czekoladki, które dostawał co piątek, więc prośba fioletowowłosego całkiem zbiła go z pantykału, mimo jego opanowanego zachowania.

Koniec końców powinien przestać się tym zadręczać i nareszcie zrobić coś konstruktywnego, bo pomimo iż od dawna był już w domu nadal nie odrobił lekcji. Kompletnie nie miał głowy do niczego oraz pojęcia o co może chodzić. Chyba nie dręczyła go ta sytuacja po treningu? Od razu po tej myśli prychnął zniesmaczony. Nie, to nie możliwe. Murasakibara po prostu chce się z nim spotkać 
jak kolega z kolegą i tyle.

Nic więcej.
                                            *   *   *

To było czyste szaleństwo. 

Głupota do potęgi entej.

Jak mógł to zrobić, tak podejść do niego i poprosić o spotkanie. Tyle czasu obiecywał sobie, że da temu wszystkiemu spokój i przestanie myśleć o Midorimie. Długo przestrzegał swojego postanowienia aż do czasu kiedy zaczął podsyłać mu te nieszczęsne czekoladki. Na początku wydawało się mu to dobrym pomysłem. Wszędzie przecież pisali, że dawanie słodkości jest romantyczne, więc był pewien tego co robi. On sam je uwielbia, więc pomyślał że Midorima będzie zadowolony z tych podarków. Czekoladowy piątek przyszedł mu do głowy niespodziewanie i był pewien, że to będzie strzał w dziesiątkę. Z czasem jednak przekonał się, że zielonowłosego wcale to nie rusza i wydaje się być obojętny na jego działania. Ba, nawet Kise wyglądał na bardziej zafascynowanego tym wszystkim niż sam zainteresowany, ale czego miał się spodziewać od tego wiecznie aroganckiego koszykarza.

Wcale go to nie zdenerwowało ani nawet zasmuciło po prostu czuł się przegrany. Bolało bardziej niż przegrany mecz, bardziej niż wszystkie inne błędy popełnione w jego życiu. Naprawdę nie chciał zakochiwać się w swoim koledze z drużyny, ale to było silniejsze od niego. Był pewien, że nie stało się to nagle, lecz z dnia na dzień coraz częściej zauważał Midorimę i wszystko co on robił zdawało się być ciekawsze niż cokolwiek innego.

Był cicho.

Nie próbował się do niego zbliżyć, lecz dopiero gdy zaczął wysyłać mu te czekoladki poczuł desperację. Wiedział, że dłużej nie wytrzyma dusząc tego w sobie, więc postanowił że powie mu co czuje nie zważając na konsekwencje tego czynu. Wszystko miało rozstrzygnąć się jutro. To miał być  dzień wyznań i szczerości. Mógł mieć tylko nadzieję, że Midorima nie odrzuci go na samym początku.
                                               *   *   *

Była już szesnasta pięć a Midorima nadal czekał na Murasakibarę. Niecierpliwił się i już z piętnaście razy obiecywał sobie pójść, ale nie potrafił tego zrobić. Mimo uporczywego wmawiania sobie, że to tylko koleżeńskie spotkanie nadal gdzieś w środku miał przeczucie iż chodzi o coś więcej. Coś mu mówiło, że nie do końca ta sytuacja jest tak prosta.

- Uch, spóźniłem się. Sorki – powiedział z pozoru beztrosko, ale dało się wyczuć w jego głosie nutkę zdenerwowania.

- Można się było tego spodziewać – powiedział Midorima patrząc na niego znad okularów – wcale mnie nie zdziwił twój brak punktualności.

- Przesadzasz trochę. To tylko pięć minut – rozsiadł się wygodnie naprzeciw Midorimie utrzymując na ustach fałszywy uśmiech, a przecież on nie ma zwyczaju się uśmiechać – może zamówimy szejka? Ja bym wziął czekoladowego. A ty?

- Niech będzie bananowy.

Zaraz po pójściu po napoje przez Murasakibarę zaczął się zastanawiać o co może mu chodzić. Od jego wejścia widział, że coś jest nie tak i czymś się denerwuje. Ani razu nie spojrzał mu w oczy choć zawsze to robi i się nie krępuje. Teraz był już pewien, że Murasakibara chce mu coś powiedzieć.

Po pięciu minutach Murasakibara wrócił z napojami i wyglądał dużo lepiej.

- Proszę – podał mu jego, a sam usiadł na swoim miejscu i od razu spróbował – mmm, pyszny.

- Z pewnością – potwierdził poprawiając okulary – lecz mam przeczucie, że chciałbyś mi coś powiedzieć. Nie prawdaż?

Murasakibara spojrzał na niego bezradnie nie mając pojęcia jak rozpocząć tę rozmowę. Midorima zaś przybrał pokerową maskę i czekał aż ten ułoży sobie w głowie to co ma do powiedzenia.

- Chcę żebyś wysłuchał mnie dokładnie nie przerywając mi – spojrzał na niego uważnie – bo chciałbym ci coś powiedzieć ważnego.

- Dobrze kontynuuj.

Po odliczeniu do dziesięciu Murasakibara stwierdził, że nie będzie już lepszego momentu na wyznanie swoich uczuć.

- Od jakiegoś czasu… ja… - mimo pewnego postanowienia jąkał się nie wiedząc jak to powiedzieć – chcę ci po prostu powiedzieć, że od jakiegoś czasu coś do ciebie czuję – skończył, odetchnąwszy z ulgą. Spojrzał na zielonowłosego  czekając  na jakąś reakcję, ale ten spojrzał na niego nie rozumiejąc.

- Ale co?

- Jak to co?

- Nie wiem… - powiedział drżącym głosem – nie rozumiem co ty do mnie czujesz.

- No przecież… - Murasakibara spojrzał na niego mrugając – chodzi o to, że cię po prostu kocham – skończył miękko.

Kiedy tylko skończył, Midorima wstał przewracając krzesło i wybiegł nawet nie spojrzawszy na niego.        

sobota, 12 lipca 2014

Czekoladowy piątek Rozdział 1

Midorima x Murasakibara choć w tle z pewnością pojawi się lekkie AoKise :D
________________________________________________________________________________

Dzień był upalny, mimo że był to dopiero początek wiosny. Przyjemnie buło w końcu ściągnąć ciężkie kurtki i swetry  na rzecz lekkich bluz i koszulek. Midorima pomimo ciepłej pogody nie z ciągnął z siebie grubego swetra z emblematem na piersi, ponieważ według horoskopu był on jego dzisiejszym szczęśliwym przedmiotem. Często jego samego zaskakiwały te przedmioty, ale nie narzekał gdyż szczerze wierzył w ich moc.

Po wejściu do szkoły, otworzył swoją szafkę i znalazł tam opakowanie czekoladek, które były przyozdobione napisem ,,MIŁEGO CZEKOLADOWEGO PIĄTKU’’ . Zielonowłosy wcale nie zdziwił się tym prezentem, ponieważ zdarzyło się to już po raz czwarty. Dokładnie od miesiąca, w każdy piątek dostawał takie właśnie czekoladki. Nie miał zielonego pojęcia kto dawał mu takie prezenty, ale będąc szczerym nie bardzo go to interesowało.

- Hej!  Midorimacchi! – krzyknął wesoło Kise biegnąc do okularnika – Czyżby twój tajemniczy wielbiciel dalej działał?

Kise chichotał, patrząc się na twarz Midorimy, który bez zainteresowania nim przebierał buty. Blondyn od samego początku żywo interesował się tą sprawą i od jakiegoś czasu podejrzewał kim może być tajemniczy wielbiciel zielonowłosego.

- Nie sądzę, że to twoja sprawa. Powinieneś raczej interesować się treningiem, ponieważ przeczucie mi mówi, że nadal jestem od ciebie lepszy – zakpił Midorima. Niekoniecznie chciał być złośliwy, ale wbrew pozorom ta cała sprawa mu się nie podobała i był przez to zirytowany.

- Pff, ale z ciebie mistrz – przewrócił oczami – tak naprawdę, to tak cieszysz się z tych prezentów, że nawet wstyd ci się przyznać.

Midorima zignorował jego uwagę i z dumnie podniesioną głową poszedł do klasy, przy okazji prezentując w całej okazałości swój szczęśliwy, różowy sweter.

Żaden z nich nie miał pojęcia, że zza rogu obserwowała ich pewna osoba, która była niepewna co myśleć o tej sytuacji.
                                                                        
                                                *    *    *

 - Aomine ruszaj się żwawiej, bo zaraz tam do ciebie podejdę i coś ci zrobię, i uwierz mi, że nie będą to dla ciebie miłe doznania. – wy warczał Akashi, posyłając w stronę niebieskowłosego nienawistne spojrzenie. Nikt kto był przy zdrowych zmysłach nie denerwował dzisiaj kapitana wiedząc, że dzisiaj zdecydowanie nie jest w humorze.

Chociaż może Daiki nie był całkiem zdrowy na umyśle.

- Dobra, dobra. Weź się nie krzyw, bo wyglądasz jakbyś zżarł cytrynę. – odpyskował niebieskowłosy, choć od razu przyśpieszył bieg.

- Tylko tak dalej Aomine a nie dożyjesz kolejnego dnia – zagroził po raz ostatni – Dobra kończcie ten trening, bo zdecydowanie mam dosyć widoku waszych słabych i żałosnych osób – skończył i od razu zniknął nie zaszczycając ich choćby ostatnim spojrzeniem.

Wszyscy bez wyjątku odetchnęli z ulgą i skierowali się do szatni ciesząc się tak krótkim treningiem. Wbrew pozorom złu Akashi to nie zawsze wredny, ale też czasem zmęczony Akashi.
                                                
                                               *   *   *

- Aominecchi przestań gapić się na mój tyłek! – wydarł się zirytowany Kise.

- Co? Chyba masz zbyt duże ego  – uśmiechnął się chytrze – nie masz nic interesującego. Od dołu go góry, z każdej strony płaski.

- Nie kłam! Wiem, że się gapiłeś, i zwróć uwagę na mój seksowny tyłeczek! Mam się czym chwalić!

W czasie gdy ta dwójka dalej się wykłócała, Kuroko z lekka przyglądał się okularnikowi i olbrzymowi zastanawiając się jak rozwinie sito co tworzyło się między Midorimą i Murasakibarą. Chociaż będąc szczerym raczej to co Atsushi czuł do Shintarou.

Zaraz przed wyjściem fioletowo włosy poprosił Midorimę, aby został jeszcze chwileczkę i z nim porozmawiał.

- No więc jest tak jedna sprawa..

- Wiesz wolałbym abyś pośpieszył się Murasakibara, ponieważ dziś muszę być wcześniej w domu

- To dobrze… znaczy… może byśmy wybrali się jutro na szejka… no wiesz… tam gdzie Kuroko zawsze chodzi. OK? – skończył wreszcie po tym jak nie za bardzo, wiedział jak ma się wysłowić.

- Może byś chociaż powiedział  której? – spytał, wzdychając z irytacją Midorima.

- Gdzieś… o szesnastej?

- Dobrze, będę. Tylko się nie spóźnij, bo nie mam zamiaru na ciebie czekać.


Okularnik wyszedł nawet nie oglądając się za siebie i chyba dobrze bo nie zauważył szczęśliwego i pełnego ulgi uśmiechu, który rozjaśnił twarz Murasakibary. 
______________________________________________________  Jeszcze na koniec chciałam podziękować weirdo, której to miniaturka ,,Lilia'' zainspirowała mnie do napisania tego opowiadania :D   

piątek, 11 lipca 2014

Słodyczy ma

Murasakibara x Słodycze x Akashi
______________________________________________________

Bądźmy z sobą szczerzy. Kto na świecie nie lubi słodyczy? Są one przyjemnością, często nagrodą. Są ich tysiące rodzaje i kiedy wydaje się nam, że nie znajdziemy już nowej słodkości producenci nas zaskakują i na sklepowych półkach pojawia się nowy produkt. Kiedy takie smaki jak na przykład truskawka czy jabłko się nam znudzą to czemu by nie sięgnąć po mango i ananasa? Kiedy słodycz nas całkiem ogarnia i zaczynamy jej mieć dość to czemu by nie sięgnąć po łakoć, który jest kwaskowaty?

Słodka słodycz, słodyczy słodkość.

Świat Murasakibary kręcił się wokół wszystkiego tego, co zawierało cukier. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę one nigdy mu się nie zaczynały nudzić. Były dobre dosłownie na wszystko smutki, radość, nudę i zmęczenie. On sam dawno już zrozumiał, że to obsesja. Nie. Nie obsesja, tylko szczera i nieustająca miłość, która z czasem zdawała się  być jedyną i nie zastąpioną. 

Takie właśnie myśli krążyły po wielkiej, fioletowej acz seksownej głowie Murasakibary. Szedł właśnie na trening koszykówki po drodze zajadając się nieodłącznymi słodyczami, które zjadał jak przystało na osobę jego postury w zastraszającym tempie.

No, bo przecież co może być lepsze po wyczerpującej nauce, przed samym treningiem niż cała reklamówka słodkości.  

- Ach, słodyczy ma.. – westchnął spoglądając na czerwoną czuprynę.

Kiedyś naprawdę myślał, że tylko słodkości potrafią wzbudzić w nim takie uczucia, ale nadszedł dzień, w którym kapitan drużyny cudów zawrócił mu w głowie bardziej niż cukier pod jakąkolwiek postacią.

  

Gdybyś był kobietą

Postacie zostały zaczerpnięte z filmu ,,Gra o tron''
Paring Robb x Jon
_________________________________________________________________________________                                              
Robb i Jon leżeli spełnieni w łożu, ciasno spleceni w uścisku jak gdyby jeden drugiemu mógłby się wyrwać. Liczyli się tylko oni i te krótkie chwile szczęścia, które niejednokrotnie uśmierzały ból który powodował brak akceptacji wynikający z ich, jakby nie było kazirodczego związku.

Wszystko wydawało się być idealnie, bo cóż miałoby ich rozdzielić? Ojciec, który bez względu na wszystko kocha każde ze swoich dzieci, czy może matka, która szczerze nienawidzi bękarta swojego męża, lorda Starka? Wiedzieli tylko, że nawet jeśli znalazłaby się osoba próbująca ich rozdzielić nigdy by na to nie pozwolili i walczyliby o siebie nie bacząc na konsekwencje swoich decyzji.

Obydwoje byli pewni tego, że nikt jak na razie nie będzie im przeszkadzał w miłości. Problemem, który zbliżał się do nich nieubłaganie, długimi krokami stawało się ewentualne małżeństwo pierworodnego i danie północy kolejnego lorda. 

-Jon…- powiedział krótko Robb.

-Hmm.-mruknął sennie w odpowiedzi drugi z mężczyzn.

-No bo wiesz…

-Co wiem?- spytał się, odrobinę zirytowany Jon, przy okazji ziewając.

-…gdyby mężczyźni mogli brać ślub już byłbyś moją żoną .- skończył z szelmowskim uśmiechem.

-Ah, tak?- zwrócił się do niego- No, więc gdyby mogli rodzić pewnie byłbym matką twoich dzieci, co?


Po tym stwierdzeniu obaj wybuchnęli śmiechem wiedząc, że tylko siebie potrzebują do szczęścia. Więc nawet jeśli zajdzie potrzeba przedłużenia rodu z Starków jakoś sobie z tym poradzą. Bo nikt przecież nie mógłby ich rozdzielić.